Artykuły

Śmiech Szekspira

Teatr Krystyny Skuszanki rozpoczął nowy sezon premierą komedii Szekspira "Wieczór trzech króli". Jest to przedstawienie z rzędu tych, które się muszą podobać: jasna koncepcja reżyserska, dowcipna oprawa plastyczna, kilka dobrych kreacji aktorskich. Tekst został mocno przycięty i trafnie przycięty. Widzowi oszczędzono dłużyzn. A co istotne, przy licznych "poprawkach" reżyserskich nie zagubiono klimatu szekspirowskiego: podkreślając ton błazenady, zachowano ciepło i liryzm tej pogodnej sztuki.

"Wieczór trzech króli" w reżyserii Skuszanki pomyślany jest jako żart poetycki, jako swego rodzaju teatr w teatrze. Wskazują na to maski, umieszczone u góry nad sceną. Dekoracje, mimo że miejsce akcji wciąż się zmienia, pozostają w zasadzie te same. Dochodzą co najwyżej nowe elementy w poszczególnych odsłonach. Przedmioty, którymi zabudowano scenę, mogą równie dobrze sugerować meble w pokoju Oliwii, jak i drzewa w jej ogrodzie, park czy ulicę. W świecie poetyckiej baśni rozsuwają się granice między tym, co jest żywe, i tym, co martwe. Każdy dojrzy tam to, co chce dojrzeć.

W "Wieczorze trzech króli" reżyser pokazuje konwencjonalne postacie i konwencjonalne sytuacje. Akcentuje literackość, antyrealizm, umowność. Orsyno, książę Ilirii (Andrzej Hrydzewicz) zachował w sobie coś z sentymentalizmu bohaterów epoki trubadurów. Myślimy natychmiast o Chretien de Troyes, twórcy średniowiecznych romansów. Jego sentymentalizm ma jednak drugie dno. Sprzężony jest z renesansowym kultem ciała. Uczucie nazywa się tam - namiętność.

Oliwia (Anna Lutosławska) każe nam myśleć o złotowłosej Izoldzie z opowieści celtyckiej "Tristan i Izolda". Mimo konwencjonalnych rekwizytów charakteru. Oliwia jest jednak dziewczyną drugiej połowy XX wieku: uparta i twarda, cyniczna i przebiegła tam, gdzie chodzi o racje serca. Zdumiewa mnie zawsze u Lutosławskiej technika passage'ów - owych przejść między żartem a serio. Wystarczy jeden skurcz twarzy, a chwytamy już bezbłędnie wszystkie jej psychiczne poruszenia.

Najzabawniejszą postać przedstawienia stanowi Malwolio, intendent Oliwii (Franciszek Pieczka). Sala huczy od śmiechu, kiedy on wchodzi na scenę. Józef Szajna ubrał go w kostium, który już sam w sobie jest czystym dowcipem. Raz będzie to nocna biała koszula, kiedy indziej żółte pończochy, podwiązki związane na krzyż, białe koronki wokół szyi, ogromny strojny kapelusz i długa peleryna. Mamy złudzenie, że jesteśmy w "Comedie Francaise" na "L'Avare" Moliera i patrzymy na maskaradę, jaka towarzyszy zalecankom Skąpca. Intendent Pieczki jest sztywny, dostojnie uroczysty i śmieszny swoją nieśmiesznością. Nie umie się bawić i dlatego pada ofiarą zorganizowanej hecy. Rej w tej powszechnej zabawie wodzą Maria, dworka Oliwii (Maria Gdowska), sir Andrzej Chudogęba (Witold Pyrkosz), sir Tobiasz Czkawka, stryj Oliwii (Tadeusz Szaniecki). Jakże ogromną skalę humoru roztacza w tej sztuce Szekspir: czysty żart, kpina, śmiech, uśmiech, dowcip, parodia, kalambur, komizm dialogu i sytuacji, ironia.

Kto lubi dobrą zabawę, na pewno się nie będzie nudził na "Wieczorze trzech króli" w Teatrze Ludowym w Nowej Hucie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji