Artykuły

Nad grobem Pankracego

DLA jednych "Nieboska komedia" Krasińskiego - to dzieje wodza ginących arystokratów, hrabiego Henryka. Dla innych - to właśnie rewolucja, celowo przez autora zohydzona, a przecież porywająca swą ponurą romantyką, dynamiką wizji. Dla innych jeszcze kończy się wraz z salonową, pierwszą częścią dramatu. Z okazji pierwszej w powojennej Polsce inscenizacji "Nieboskiej komedii" w łódzkim Teatrze Nowym - mieliśmy okazję zapoznać się z wachlarzem recenzenckich opinii, w których walczyły z sobą przeciwstawne "ustosunkowania" wobec intrygującego i atakującego nie od dziś wyobraźnie inscenizatorów dzieła Krasińskiego. W jednej z tych recenzji mówiono nawet o Nieboskiej jako o "paszkwilu na rewolucję" i zalecano rezerwę wobec ideologicznej wymowy utworu. Z punktu widzenia wiernego odczytania tekstu - autor jej ma rację.

A przecież równocześnie jej nie ma. Czas, wieczny korektor, jest w stanie zmienić ostateczną wymowę dzieła. Któż dzisiaj wybrałby pełne barwnych frazesów pustosłowie hrabiego Henryka przekreślając potęgę umysłu i woli Pankracego? Któż zdecydowałby się powiązać swe sympatie ze środowiskiem ośmieszonych przez samego Krasińskiego arystokratów, kosztem okrutnego, ale tchnącego autentycznym dynamizmem, pijanego wolnością ludu? Powiedziałbym więcej: w obecnej chwili o wybór ten już nie chodzi. Rewolucja zwycięża w "Nieboskiej" obiektywnie, choćbyśmy nawet żałowali ginących panów i hrabiego Henryka, choć ognisty krzyż spala Pankracego. Zwycięża wbrew wszystkim - i nie mając tych czy tamtych racji moralnych, których pozbawił jej autor - ma w końcu po prostu rację historyczną. Zastrzeżenia Krasińskiego w ciągu wieków zbladły, a sugestywność i potęga wizji rewolucji - która jego samego przecież zauroczyła - wzrosła.

Wydaje mi się, że obecnie "punkt ciężkości" przesunął się zdecydowanie na stronę Pankracego. W każdym razie ta przemiana dokonała się w inscenizacji Bohdana Korzeniewskiego, na scenie Teatru Nowego. Hrabia Henryk był papierowy, banalnie "romantyczny", utkany z bogoojczyźnianych frazesów. Dopiero podczas spektaklu zrozumiałem w pełni rolę pierwszej, "prywatnej" części dramatu: przecież charakteryzuje ona znakomicie wodza arystokratów, człowieka stworzonego przez pozory, "fałszywego" poetę, który potrafi jedynie poprowadzić na śmierć swych współbraci - co zresztą ma silne oparcie w naszych narodowych tradycjach. Zgodnie z założeniami reżysera tak potraktował tę postać Mieczysław Voit.

Inny jest Pankracy (znakomita kreacja) Wojciecha Pilarskiego - surowy, mądry, przewidujący zdaje sobie sprawę, jak wielką potęgę wyzwoliła rewolucja, rzuca więc spojrzeniem daleko w przyszłość, zastanawia się ku jakim dziełom tę energię zwrócić. Wyrasta wysoko ponad swój lud, jest od niego mądrzejszy. Może sobie nawet pozwolić na pertraktacje z wodzem przeciwnego obozu, może nawet złożyć mu wizytę - jego przewaga jest i tak oczywista. Dlatego Nieboska nabiera dla mnie sensu przede wszystkim jako dramat w odniesieniu do Pankracego, w konfrontacji z dramatem wodza, jaki postać ta reprezentuje.

Tak odczytałem łódzką inscenizację Bohdana Korzeniewskiego; wydaje mi się, że dokonany przez niego wybór głównych akcentów, zasadniczej koncepcji jest słuszny. "Sercem" przedstawienia było niewątpliwie spotkanie "dwu na krańcach swych przeciwnych bogów", Pankracego i Henryka; szkoda jednak, że rozbite na głosy wszechobecnych "aniołów". Pankracy wychodzi z hrabiowskiej komnaty bynajmniej nie pokonany - czuje za sobą wyzwoloną potęgę rewolucji - ale przecież w niedługi czas potem i on ginie. Znamy motywację Krasińskiego: wodza spala ognisty krzyż. A przecież ten finał typu deus ex machina niczego naprawdę nie wyjaśnia, jest zawieszony w próżni. Korzeniewski słusznie oparł się na słowach Pankracego: Milion ludu słuchało mnie przed chwilą - gdzie jest lud mój? Pankracy, wódz i mędrzec, pozostaje sam. Spełnił swoją rolę - ale rewolucja toczy się dalej, innymi torami, ku innym celom, nie objętych orbitą jego wyobraźni. Pozostaje wydany na łup wątpliwości, przeraża go myśl o poniesionych wysokich kosztach moralnych rewolucji (ślisko tu od krwi łódzkiej... Czyjaż to krew?) Korzeniewski wydobył głęboko tragiczny sens tej postaci, człowieka wyprzedzonego przez falę, której nadał kierunek, zwyciężonego samotnie przez Przeciwnika. Dla mnie "Nieboska" - to przede wszystkim Pankracy. Inscenizacja B. Korzeniewskiego jest dużym wydarzeniem w naszym życiu teatralnym. Ma sceny niezapomniane (w szpitalu dla obłąkanych, głównie dzięki znakomitej Zofii Petri w roli Żony). Posiada znakomitą oprawę muzyczną Grażyny Bacewiczówny. Zawiodła jednak scenografia. Abstrakcyjne elementy zwieszające się z sufitu nie były w stanie zabudować ziejącej pustką sceny. Ileż świetnych momentów aktorskich rozpraszało się w tej pustce!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji