Artykuły

Ludzie i cienie czyli o twórczej inscenizacji

Nie jest przypadkiem, że budowa tej sztuki mało przypomina znaną konstrukcję dramaturgiczną teatru mieszczańskiego. "Ludzie i cienie" Andrzeja Wydrzyńskiego przyjmując z radzieckiej romantyki rewolucyjnej jej wielowątkowość, szerokość ujęcia i bogactwo zdarzeń, wykraczających poza klasyczną regułę trzech jedności, usiłują stworzyć sceniczną wizję bohaterstwa i nikczemności opartą na tej przejmującej wiedzy o człowieku, jaką pozostawiła nam okupacja. Jest to sztuka o kapitanie SS nazwiskiem Oskar von Schwerin, nie dlatego, aby był to jedyny wątek interesujący autora, lecz dlatego, że postać ta, najpełniej narysowana, najbardziej autentyczna, staje się eo ipso najbardziej ambitną zdobyczą utworu.

Rzecz zaczyna się opartym na muzyce przedsłowem narratora i kończy jego komentarzem. O ile jednak wstęp jest czytelny, ponieważ płynie na wzrastającym zaciekawieniu widza - o tyle sam epilog wydaje się scenicznie martwy. Akcja zamyka się sama dobrą pointą - komentarz narratora staje się tu figurą retoryczną, antydramatyczną w samym założeniu, osłabiającą tylko naturalną ekspresję zakończenia. Między tą niezbyt szczęśliwie potraktowaną klamrą rozgrywa się właściwy dramat schwytanego w akcji partyzanta - i dramat Oskara von Schwerin. Dramat ten posiada potrójną ekspozycję: narratora, luźne, ciekawie przez inscenizatora rozwiązane ale dramaturgicznie chyba zbyteczne szkice niewykorzystanych wątków (rozmowy partyzantów) przypominające ów słynny gwóźdź w pierwszym akcie, na którym nic się potem nie wiesza, oraz - dodatkowo - całą akcję pierwszego aktu uzasadniającą okoliczności aresztowania. Właściwy konflikt zawiązuje się w drugim akcie, gdy wszelkie próby wydobycia zeznań rozbijają się o niewzruszoną postawę aresztowanego - Piotra. Przesłuchujący - kapitan Schwerin, wykształcony, kulturalny gestapowiec, oraz leutnant Deckel, głupi, prymitywny wewnętrznie, chociaż równocześnie wyrafinowany sadysta, doskonale podpatrzony i zagrany przez Zdzisława Leśniaka - są wobec niej bezsilni. Odwaga, godność Piotra budzą w przesłuchującym hitlerowcu swoisty oddźwięk, niepokoją go, rodzą wątpliwości, które przetwarzają się w wielki dialog wewnętrzny, jaki przez całą właściwie sztukę prowadzi z sobą Schwerin. Dialog ten kończy się pełną klęską moralną poniesioną w obliczu samotności, strachu i śmierci.

Taką w najogólniejszych zarysach jest osnowa, wzbogacona o liczne konflikty i perypetie dramatyczne. Wydrzyński wzbogaca wprawdzie sztukę o nowy środek wyrazu, ale posługuje się przy tym mało ambitną metodą pisarską, niewspółmierną do założeń i zadań tej sceny. Metodą tą jest artystyczna motywacja zjawiających się postaci, szczególnie - motywacja Erny (sekretarki Schwerina). Jej język jest językiem Wydrzyńskiego, pojęcia - pojęciami autora. Erna staje się porte parole autora, nie zaś głosem wewnętrznego niepokoju Schwerina. Kategorie pojęć, charakter argumentacji, tok myślenia - wszystko to mało przypomina mentalność człowieka typu Schwerina, bardzo natomiast - wiele nienajlepszych opowiadań napisanych po wojnie na ten temat. Wydrzyński doznaje tu ambitnej porażki. Nie jedynej zresztą. Drugą jest chyba język pozostałych postaci sztuki, nie zawsze dostatecznie starannie wycyzelowany, trzecią - konstrukcja. Nie najlepiej skrojona sztuka pęka w kilku miejscach; w rozbitej ekspozycji, nieprzekonywającym użyciu klamry, w nagromadzeniu intermediów, nieuzasadnionym rozbudowaniu I aktu i w kilku innych momentach niezupełnie podporządkowanych naczelnej myśli utworu. Całość jest jednak ambitna, posiada dobre spięcia, usiłuje nadto przeciwstawić się wąskim konwencjom teatru mieszczańskiego, jakie upodobała sobie nasza współczesna dramaturgia.

Propozycje i możliwości tekstu Teatr Opolski rozwinął w sposób dobrze świadczący o jego możliwościach i ambicjach. Prapremierowa inscenizacja Krystyny Skuszanki i Józefa Szajny dała przedstawienie o wyraźnie własnym profilu scenicznym. Jest to teatr skrótu i metafory. Daleko posunięta umowność niewiele ma jednak wspólnego z jakąkolwiek skłonnością formalną do umowności za wszelką cenę, deformującą i spłycającą obraz - jest natomiast poszukiwaniem skrótu posiadającego pełny walor sceniczny, pełną realistyczną wymowę. Już pierwszy obraz dobrze charakteryzuje tę tendencję. Ciemna scena, grupa partyzantów oczekuje z karabinem maszynowym na bliską akcję, przyczajeni ludzie rozmawiają o swoich sprawach - poszczególne ich grupy wydobywa z mroku ostre, punktowe światło reflektora. Nagle rozmowy milkną. Narasta niepokojąca, dysonansowa muzyka, słup światła zaczyna szybko krążyć po twarzach, sylwetkach, kotarach, tworząc sugestywny nastrój walki świeżym, formalnie odkrywczym językiem teatru, ściśle związanym z klimatem inscenizacji. Ten prosty skrót jest wystarczającym a równocześnie oszczędnym komentarzem sytuacji, nieomal antycypacją samej akcji zastępującą jej sceniczną realizację.

Zewnętrznym wyrazem założeń inscenizacyjnych jest dobrze z całością przedstawienia zharmonizowana scenografia Józefa Szajny. Jest to teatr bez ścian, grany właściwie na kotarach i na horyzoncie z ledwo zaznaczonymi elementami wnętrza.

Dramat rozgrywany w takim wnętrzu jest równie surowy, jak określająca go forma plastyczna. Nie ma tu w zasadzie miejsca na rozwlekłą opisowość obyczajową, na naturalistyczne wygrywanie wszystkich możliwości dopuszczonych przez sytuację, przez co zaznacza się nawet pewna sprzeczność między rozgadaną, wieloobrazową fabułą sztuki a surowymi, ascetycznymi założeniami inscenizacji. Przesłuchiwany Piotr (Wojciech Siemion) jest tu postacią właściwie statyczną - a ileż w tym ekspresji gdy opadając z sił, po trzech bezsennych nocach torturowany przez Deckla i maltretowany przez Schwerina prowadzi swoją samotną walkę o godność! Druga ofiara Schwerina, Teresa Grzelak (Wanda Uziembłlo), ogranicza swoje działanie na scenie do kilku ruchów, w których jest i hart, i słabość, i piękna kobieca miękkość okazana Piotrowi, gdy bohaterstwo stało się już niepotrzebne. Albo Erna Platten (Irena Burawska) - sekretarka Schwerina. Zwarta, oszczędna, bardzo dobra w scenach, w których gra tylko maska, czujnie biegające oczy, ledwo zauważamy ruch niespokojnych, rąk, oddech... Z podobną powściągliwością budowana jest scena sądu, na tych zasadach oparte jest właściwie całe przedstawienie - nie zawsze zresztą równie klarowne i czyste w realizacji.

Na tle oszczędnej relacji scenicznej niesamowite wrażenie robi rozbuchana postawa Deckla z jego wstrząsającym śmiechem. - Tę bardzo ciekawie zrobioną postać w jednym miejscu (pościg za Becherem) Zdzisław Leśniak zupełnie niepotrzebnie przejaskrawia do granic farsy. Dążność do syntezy i skrótu przy równoczesnym posługiwaniu się wielkimi płaszczyznami oraz wyraźna tendencja do monumentalizacji obrazu jest również dobrym tłem dla ruchliwego, neurastenicznego, w jakiś sposób miękkiego Schwerina, reprezentującego zupełnie inny gatunek nikczemności niż Deckel (bardzo ambitnie zagrał go Edward Skarga). Ale gdy Deckel z natury rzeczy zbudowany jest na jednej tonacji uczuciowej - Schwerin reprezentuje złożoną mentalność wykształconego faszysty - z wszystkimi jej sprzecznościami. Trzeba przyznać, że z tej trudnej roli Skarga wiele wydobył - podobnie jak wiele wydobył z niej reżyser. Zakończenie sceny z widziadłami przechodzące crescendo w obłędny wybuch strachu, podbudowane surową, harmonizującą z całością przedstawienia muzyką Stanisława Skrowaczewskiego, w inscenizacji opolskiej staje się punktem szczytowym wielkiego dialogu bohatera, punktem, którego wewnętrzna ekspresja powtórzy się tylko raz jeszcze - w scenie poprzedzającej egzekucję.

Słabszą stroną przedstawienia jest nierówny poziom gry aktorskiej pozostałych członków zespołu. Oprócz wymienionych już osób może jeszcze tylko Jerzy Próchnicki stworzył przekonywającą postać kolaboranta. Również nie wyszła sztuce na dobre zbytnia pobłażliwość Krystyny Skuszanki w stosunku do wielu słabych, nieraz wręcz deklaratywnych kwestii, które nie wytrzymały próby sceny - jak chociażby rozmowa o Tańskich czy werbalny epilog sztuki.

W sumie opolska inscenizacja "Ludzi i cieni" wydaje się ambitną próbą poszukiwania własnego języka dramatycznego, przeciwstawiającego się utrapionym konwencjom mieszczańskim i poszukującego własnych, nawiązujących do najlepszych tradycji, rozwiązań scenicznych. Można się z tym przedstawieniem nie zgadzać, można z nim polemizować, ale nie sposób odmówić mu odrębności i śmiałości ujęć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji