Artykuły

Asja Łamtiugina: Moja przyjaźń z klimakterium

Płakała i szlochała w każdym miejscu oraz o każdej porze dnia.

Dlaczego tak wcześnie zeszła Pani ze sceny i trudno teraz Panią na niej spotkać?

- Jakoś nie próbowałam do tej pory określić tego. Myśli Pani, że zeszłam wcześnie? Chyba z powodu "klimaksu". Chciałam przetrwać go bez pomocy, bez lekarza, bez tabletek, zastrzyków itp. Miałam w życiu do czynienia z pewnym lekomanem. Możliwe, że wykształcił się u mnie lekowstręt.

Jednak kobiety jakoś sobie radzą w życiu. I najczęściej jest tak, że nie porzucają pracy przez klimakterium?

- Odpowiem pytaniami. Aktorki to kobiety? A teatr to zwykła "praca"?

Chyba mimo wszystko, co do obu tych pytań, odpowiedź brzmi "tak".

A jak objawiało się u Pani klimakterium?

- Płaczem. Szlochałam w każdym miejscu i o każdej porze, także na scenie. Wystarczyło, że ktoś na mnie popatrzył, albo, co gorsza, o coś zapytał.

Jak wobec tego radziła Pani sobie bez etatu, bez regularnych zajęć?

- Napisałam sztukę "Stół z powyłamywanymi nogami" i poszłam z nią do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, do pana Jana Siekiery, zajmującego się wtedy teatrem, z obowiązku i z zamiłowania. Pomyślałam, że jeśli sztuka się spodoba, to może dostanę stypendium na napisanie następnej. I dostałam. Ale "Stół..." miał prapremierę dopiero po jakichś dziesięciu latach w Teatrze Współczesnym w Szczecinie. To był mój debiut dramaturgiczny i reżyserski.

A co z klimakterium?

- Zaprzyjaźniłam się z nim chyba. W każdym razie przestałam płakać.

Dzięki temu znowu mogła Pani wrócić na ukochaną scenę?

- Faktycznie. Bardzo chciałam pisać sztuki. Ale i powrót na scenę, i realizowanie własnych rzeczy pozostawały w sferze planów. Próbowałam, wysyłałam sztuki, pisałam nowe. W Kielcach w teatrze im. Żeromskiego zrobiłam swojego "Psa", który potem, za dyrekcji pana Piotra Cieplaka w warszawskim Teatrze Rozmaitości reżyserowała Bożena Suchocka.

Czy kobieta, za którą nie stoi mężczyzna dbający o jej sprawy, musi mieć jakieś szczególne cechy, usposobienie, może nawet talenty, żeby móc realizować własne plany, mimo braku męskiego wsparcia?

- Świat zmienia się błyskawicznie, wczoraj, następnego dnia i już wszystko jest zapomniane. Dzisiaj, póki to dzisiaj jeszcze oczywiście trwa, mogę śmiało powiedzieć, że kobiety radzą sobie naprawdę wspaniale. Ale ja nie mogę. służyć za przykład kobiety samodzielnej (najlepiej wie o tym od wielu lat mój syn Olaf Lubaszenko), ponieważ nie posiadam cech, które chyba są niezbędne, żeby na dobre zadomowić się w życiu. Wbrew pozorom nie jest łatwo się ze mną porozumieć.

Jednak w dwóch Pani spektaklach - "Maligny", która jest adaptacją "Zbrodni i kary" Fiodora Dostojewskiego, jak i sztuce muzycznej "Czemu płaczą czarownice..." udało się zgromadzić wspaniałych aktorów i muzyków?

- Nie jest łatwo się ze mną dogadać, ale jednocześnie nie jest to zupełnie niemożliwe.

Co jest takiego, że ta Pani sztuka tak bardzo trzyma widzów w napięciu i od początku do końca przykuwa ich uwagę? Co jest w tej sztuce?

- Tam jest całe moje życie. Mogę jeszcze dodać, że naprawdę wiele kobiet, które widziały to przedstawienie, potem w kuluarach mówi, że tam jest też i ich życie...

***

Asja Łamtiugina

Urodzona 8 listopada 1940 roku w Żarach. Kariera: Na scenie teatralnej debiutowała w 1964 roku. Znana jest też jako aktorka filmowa. Można ją było zobaczyć w wielu filmach i serialach (m.in. "Meta". "Medea", "Pogranicze w ogniu". "Sztos". "M jak Miłość"). Jest też autorką przedstawień teatralnych. Prywatnie: Była żona Edwarda Linde-Lubaszenki. Matka Olafa Lubaszenki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji