Trudności portretowania
Józef Szajna zaprezentował w teatrze "Studio" nowy spektakl, z serii portretów scenicznych. Przedstawienie poświęcono Majakowskiemu. Poprzednie dotyczyły Witkacego, Dantego i Cervantesa. (W inscenizacji Ireny Jun - także i Rabelais'go.)
Teatr "Studio" ma architekturę typową dla teatru tradycyjnego. Nic by w tym nie było osobliwego, gdyby nie sprzeczność z koncepcjami Szajny, z jego stylem. Najciekawsze jego przedstawienia rozgrywają się w każdym punkcie sali, na całej widowni. Twórca teatru "Studio" próbuje tej sprzeczności zaradzić, przerzuceniem pomostów przez środek widowni, raz umieszczeniem terenów bocznych. Jest to rozwiązanie połowiczne. Wywołuje ten skutek, że nie ma w "Studio" miejsc uprzywilejowanych. Wszystkie grzeszą mankamentami akustyki lub widzialności. Właściwym środkiem byłoby zastosowanie teatru "sferycznego". Zapewne przyniesie to przyszła rekonstrukcja sali.
Druga trudność na tym polega, że Szajna środkami plastycznymi i scenicznymi konstruuje to, co by można nazwać "portretem". Otóż portretowanie wymaga koncentracji środków, celowej redukcji. Szajna reprezentuje natomiast - i konsekwentnie stosuje - widowisko "bogate". Operuje grą specyficznych świateł, muzyką rzadko ściszaną, grą przedmiotów i rekwizytów, ciągłą zmianą pozycji. Przy tym buduje "portrety" z elementów różnorakich: od fragmentów wierszy i dramatów, po aluzje czy cytaty biograficzne. Złożyło się to na całość jednolitą w "Dantem", gdyż czynnikiem wiążącym były fragmenty "Boskiej Komedii". Inne portrety nie miały już takiej sugestywności.
Trzeci typ trudności wynika z wyboru bohatera w spektaklu ostatnim: Majakowskiego. Był on malarzem, rzeźbiarzem, twórcą afiszy, aktorem filmowym. Lecz przede wszystkim - poetą, dramatopisarzem. satyrykiem, nowatorem ale i autorem wierszy bardzo osobistych. Niespokojny, spalający się, entuzjastyczny, walczący ze samym sobą, w miłości tragiczny, rewolucyjny nonkonformista, nie mieścił się w żadnym schemacie. Gdy umarł, miał mniej więcej tyle lat, co Wyspiański i Apollinaire.
Szajna zaczyna od obrazów, ewokujących dzieciństwo poety. Dwugłowe orły Romanowów dominują sytuację. Bunt wyraża się pogłosami, które można by skojarzyć z nastrojami Dostojewskiego, z analizą doznań, równocześnie indywidualnych i zbiorowych. Ale właściwą akcję rozpoczyna chwila, gdy ze ścian teatru znikną symbole absolutyzmu, a zamiast nich pojawi się plakat, wzywający do ustawicznej gotowości. To moment najistotniejszy. Zło wkrada się do samego serca tych, co ponoszą odpowiedzialność. Jak w "Turoniu" Żeromskiego, odradzać się zaczynają instynkty egoizmu, agresywności, władczości. Istotę walki, jaką w tej części spektaklu wiedzie poeta, najlepiej wyrażają ci, przeciw którym kieruje uderzenie: np. funkcjonariusz nazwany imieniem Obcego. Z komizmem i wirtuozerią gra tę postać Wiesław Drzewicz. Oto człowiek, umiejący sobie zdobyć autorytet demagogicznymi środkami, pewnością ciebie, szybkością reakcji, umiejętnością grupowania kadry wykonawców. Inscenizator pokazuje jego akcję w szeregu barwnych i szybko zmiennych obrazów, np. przy kupowaniu stylowych mebli (których się dorobił) a także dosiadającego "kobyłę", co jest okazją do prezentowania groteskowej sceny o mocnej ekspresji. Bogusław Stokowski gra rolę jego bliskiego pomocnika, a Helena Norowicz jest Aktywistką. Sprawność ruchu i gestu, baletowa zwinność przeobrażeń, "umuzycznienie" gry, świadczą o bogactwie jej talentu.
Jeszcze trudniejsza mi się wydaje rola Poety. Gra ją Andrzej Siedlecki. Wyraźną intencją i myślą przewodnią jest tu przekorne traktowanie słowa, stosowanie tonów antymelodyjnych. Dzielnie mu przychodzą z pomocą Irena Jun, przeobrażona za pomocą ekspresyjnej charakteryzacji (Matka) oraz Anna Milewska (Wdowa), nie patetyczna, spokojna, przypominająca piękny swój dorobek, sceniczny oraz kinowy, od Żeromskiego i Dostojewskiego aż po "Ptaki" i spektakl "Dantego". Zróżnicowane są też i wymowne, trzy męskie postacie ludzi z "tłumu": Starca (Stanisław Brudny), którego talent szybko się rozwija, Mężczyzny (Tadeusz Włudarski) oraz Inwalidy (Józef Wieczorek). Teresa Marczewska mocno akcentuje moment miłosnego zerwania.