Chory na pożar serca
W teatralnym programie najnowszej inscenizacji Józefa Szajny w warszawskim Teatrze Studio, "Majakowski" - przypomniano słowa Poety:
"Reflektorem
oświeć rampę wyblakłą
Akcja
naprzód niech rwie się
w gorączce.
Teatr -
to nie zwyczajne zwierciadło,
lecz szkło powiększające."
Jakże bliskie są te słowa praktyce teatralnej Józefa Szajny, którego wizje sceniczne zawsze są owym "szkłem powiększającym", próbą postawienia zasadniczych pytań ideowo-moralnych, apelem do świadomości odbiorcy. Jego spektakle niewiele mają wspólnego ze sztuką "zażywaną na odsapkę", "która podoba się każdemu" (Norwid). Nic więc dziwnego, że po portretach teatralnych Dantego czy Cervantesa sięgnął tymczasem Szajna po twórczość Włodzimierza Majakowskiego, barda rewolucji, który swoim namiętnym liryzmem zespolonym z wewnętrzną potrzebą walki o urzeczywistnianie komunistycznych ideałów do dziś porywa miliony czytelników. Powinowactwo Szajny i Majakowskiego czytelne jest nie tylko w planie wartości ideowych, ale także poszukiwań formalnych. Majakowski całe swe życie mozolnie zmierzał do odnalezienia formuły poetyckiej odpowiadającej potrzebom czasu. Rewolucjonizował język wypowiedzi, zdążał do prostoty nie rezygnując z wysokich ambicji artystycznych. Jego płomienna afirmacja Rewolucji nie była przecież pasmem pochwał wobec wszelkich przejawów rzeczywistości społecznej. Przeciwnie, bezlitośnie łajał, smagał satyrą, gdy tylko dostrzegł niebezpieczeństwa filistrzenia rewolucji. Jego twórczość, zwłaszcza sceniczną, przenikały fantastyczne obrazy - wizje plastyczne. To wszystko sprawia, że spuścizna Majakowskiego niemal idealnie przystaje do temperamentu twórczego Szajny. Nastąpiło więc szczęśliwe spotkanie awangardy artystycznej dwu pokoleń.
Scenariusz Majakowskiego ma budowę ramową. Spektakl otwiera (odtwarzany z taśmy) końcowy fragment "Pluskwy" - tragiczne rozpoznanie przez Prisypkina w obywatelach przeszłości bratnich, neomieszczańskich dusz. Zamyka inscenizację pytanie Naczdyrdupsa z "Łaźni": "czyżbyście chcieli przez to powiedzieć, że ja i mnie podobni - jesteśmy niepotrzebni dla komunizmu?!" Ten zabieg inscenizatora uwypukla globalny sens spektaklu. Portret Majakowskiego zostaje ukształtowany zgodnie ze słowami poety o sobie samym: "całe życie pracowałem nie nad tym, aby pisać ładne rzeczy i pieścić ludzkie ucho i zawsze tak się składało, że wszystkim sprawiałem przykrość. Najważniejsza praca - to kłótnia, wyszydzanie tego, co wydaje mi się niesłuszne, z czym trzeba walczyć". Sceniczny portret poety staje się w ten sposób nie tylko historycznym konterfektem, ale współczesnym, tu i teraz wygłaszanym memento dla tych, którzy strojąc się deklaratywnie we frazesy hołdują w istocie egoistyczno-konsumpcyjnym, jakby powiedział Witkacy, "idejkom". Opadające pod koniec spektaklu na całą szerokość sceny czerwone płótno, czytelny symbol komunistycznej przyszłości, jest zarazem nieprzekraczalną granicą dla Naczdyrdupsa. Tacy ludzie nie zbudują komunizmu, historia skaże ich na zagładę - powiada Majakowski. Od was zależy - dodaje Szajna - czy podzielicie los Naczdyrdupsa, po której stronie się znajdziecie.
Całość widowiska nosi charakter misterium. Nie jest to żadne "wykroczenie" inscenizatora przeciw dziełu poddawanemu zabiegom adaptacji, ani jakieś sceniczne "naddanie", lecz logiczna myśl wyprowadzona z praktyki poetyckiej Majakowskiego. Pierwsza sztuka napisana przez Majakowskiego po zwycięstwie Rewolucji, a zarazem w ogóle pierwsza sztuka radziecka to "Misterium - Buffo". Nie bez powodu posłużył się poeta w swym dziele dobrze znaną formą misterium, której zasadniczy motyw walki dobra ze złem nasycił jednak nową, konkretną treścią. Walka sił rewolucyjnych ze starym światem ukazana została dzięki temu w kosmicznych wymiarach, zyskując tak potrzebną poezji siłę metafory. Była to jedna z rewelacji warsztatowych Majakowskiego, który sięgając po utrwalone w świadomości szablony literackie, nadawał im odmienny wyraz, wciągał do walki o nową świadomość. Rozmach owej wałki, ustawicznej konfrontacji sił postępu i wstecznictwa, wykraczającej poza ramy jednostkowych faktów, przesycał twórczość poety, czynił z tej walki zasadę. Ku tej zasadzie walki i współodpowiedzialności moralnej poety zwrócił się w swym widowisku Szajna. Poetyckie męczeństwo ducha "chorego na pożar serca", zmagania z przeciwnościami na drodze do urzeczywistnienia ideałów stało się więc konstrukcją nośną misterium Szajny.
Jak zwykle u Szajny, kluczowe miejsce w organizacji widowiska przypadło plastyce. Ale tym razem - może po raz pierwszy w takim wymiarze - równie istotna rola przypadła słowu. O ile na przykład w "Dantem" tekst "Boskiej komedii" stał się nieledwie pretekstem do mówienia językiem plastyki o uniwersalnych wartościach moralnych, o tyle w "Majakowskim" nastąpiło swoiste równouprawnienie słowa i plastyki. Dlaczego? Czyżby Szajna stawał się niewierny stylowi, który przywykliśmy mu przypisywać? Już słyszę, jak się Józef Szajna oburza przeczytawszy ostatnie zdanie. Kiedy rozmawialiśmy kilka lat temu, wyznawał, że każdy spektakl tworzy jakby wbrew sobie, wbrew temu, co dotychczas zrobił, od początku, bez artystycznej przeszłości. Każda nowa inscenizacja staje się dzięki temu nowym doświadczeniem, nowym poszukiwaniem, nowym porozumieniem z publicznością. Szajna chce uniknąć krytykom przed zaszufladkowaniem, przed sklasycznieniem w stylu. "Majakowski" jest tego znamiennym dowodem. Myślę, że zwiększona rola słowa w tym spektaklu wynika z charakteru poezji Majakowskiego: walczącej, konkretnej, bliskiej korzeniom współczesności.
Poetycka konkretność Majakowskiego znalazła celne rozwinięcie w słowie i plastyce scenicznej. Można by nawet pomawiać Szajnę o plastyczną ilustracyjność, ale zarzut ten milknie, jeśli pamiętać o rezultatach takich zabiegów. Dotyczy to zwłaszcza świetnie rozegranych fragmentów "Łaźni". Graniczące z szyderczą groteską pomysły plastyczne Szajny busują efekty zwielokrotnienia, wyostrzenia satyry Majakowskiego. Taką funkcję pełni na przykład łoże-barłóg zaopatrzone w telefony i migacze karetek pogotowia, w którym urzęduje Naczdyrdups. Taka rola przypada fantastycznym stertom afunkcjonalnych krzeseł z poczekalni, rozrosłym do niepospolitych rozmiarów i nieużytkowych kształtów. Takie też przeznaczenie swoistych "wzmacniaczy" plastycznych słowa poetyckiego przypada upiornym meblom "a la Luj Czternasty". Nie znaczy to jednak, aby spektakl skłaniał się w stronę groteski. Dominuje solenność, atmosfera misterium, a powtarzający się w różnych wariantach obraz tragicznej śmierci Poety tworzy rytm widowiska: od walki z Dwugłowym (caratem), przez epizod osobisty po zmagania z neomieszczaństwem. Ten ostatni motyw zajął w widowisku centralne miejsce. Inscenizator dostrzegł w nim bowiem szansę mówienia o sprawach i dzisiaj ważnych: o wartościach kształtujących ideowe postawy i o niebezpieczeństwach konsumpcyjnego mitu. Można dyskutować, czy nie stracił na tym wizerunek Majakowskiego - piewcy zwycięzcy Rewolucji. Nie stracił jednak na pewno portret Majakowskiego - bojownika o nowy, komunistyczny kształt stosunków międzyludzkich, zgodnie ze słowami Reżysera w "Łaźni": "myśmy chcieli uczynić z naszego teatru narzędzie walki i budowy".
"Majakowski" wzbogaca listę sukcesów teatralnych Józefa Szajny. Sprawia to zarówno sama materia poetycka widowiska, jej wieczna młodość, jak i bogata, sugestywna wizja plastyczna. Nie po raz pierwszy w Teatrze Studio wzbudza szacunek dyscyplina warsztatowa ruchu scenicznego, ale do rzadkości - z uwagi na specyficznie zespołowy charakter gry - należą kreacje aktorskie. Tym razem spektakl zaowocował wybitną rolą Wiesława Drzewicza (Obcy), który stworzył w postaci Naczdyrdupsa tak świetnie i w szczegółach przemyślaną kreaturę, że warto byłoby dla tej tylko roli (pomijając inne powody) wystawić i przypomnieć całą "Łaźnię". Również Irena Jun (Matka) i Anna Milewska (Matka) demonstrowały aktorstwo najwyższej próby. Słabiej wypadła na tym tle centralna postać Poety (Andrzej Siedlecki). Trudno odmówić sobie konfrontacji z monodramem Krzysztofa Pietrykowskiego ("Chory na pożar serca"), który kilka lat temu, wówczas jeszcze amator, dziś aktor Teatru w Kielcach, udowodnił, jak można mówić Majakowskiego. Tej siły, żaru, pasji w roli Poety zabrakło. Nie straciła jednak na tym całość spektaklu, który nie stawiając Majakowskiego na koturnach, czyni jego poezję tym bliższą naszym czasom.