Artykuły

Anty-Szajna

Istnieje taka anegdota: pewnego razu ogłoszono zaciąg do marynarki. Zgła­szali się marynarze różnych spe­cjalności i każdego poddawano surowemu egzaminowi. Aż zgło­sił sit; niepozorny mężczyzna, który na pytanie, jaka jest jego specjalność odpowiedział, że jest gulgutierem. Członkowie komisji wstydzili się przyznać, że żaden z nich nie wie, co to jest gulguttier i czym się zajmuje, więc przyjęli mężczyznę do służby w marynarce i posłali go na okręt. Kapitan, chcąc go skierować do jakiejś pracy, także zapytał o specjalność i znów usłyszał: "gulgutier. Ale kapitan również wstydził się spytać, co to jest gulgutier. Po pewnym czasie na okręt przybył z inspekcją admi­rał. Wszędzie widział... krzątają­cych się marynarzy i tylko na głównym pokładzie siedział je­den i strugał jakąś deszczułkę. A to co za jeden? - spytał groź­nie admirał. Jak to? - odrzekł kapitan okrętu - to przecież gulgutier. Admirał wstydził się przyznać, że nie wie zupełnie, co to jest gulgutier, więc udał, że wie i powiedział: Ach, to gulgutier! No to... niech pokaże co potrafi. Cała załoga wytężyła wzrok. A wtedy gulgutier wy­rzucił deseczkę do morza i deseczka zrobiła: gul, gul...

Jest to anegdota może długa, ale pouczająca. Bardzo często wstydzimy się spytać o coś wprost, a potem jedynym efek­tem skomplikowanych czynności jest odgłos: gul, gul.

Warszawski Teatr Studio wy­stawił właśnie sztukę Marii Czanerle i Józefa Szajny, zaty­tułowaną "Gulgutiera". Nie wia­domo, czy opowiedziana wyżej anegdota ma jakiś związek z tym tytułem, z treści się o tym zorientować nie można, ponie­waż z treści nie można się zorientować o niczym. Sztuka i przedstawienie są tak mętne i bełkotliwe, że z pewnością wszyscy, którzy nic z tego nie zrozumieją, będą, niczym admi­rał i kapitan z anegdoty, uda­wać, że rozumieją, bo inaczej wstyd.

Uważam, że trzeba odłożyć fał­szywy wstyd na bok i powie­dzieć wprost: "Gulgutiera" jest o niczym, kompletnie o niczym! Jest pustosłowiem, bełkotem dla bełkotu, półtoragodzinnym spiętrzeniem banałów przy pomocy - mówiąc najdelikatniej - moc­no nieświeżej formy.

Mam tu cały czas na myśli warstwę literacką "Gulgutiery" ponieważ warstwa plastyczna te­go przedstawienia to zupełnie inna sprawa: można by je uznać za fascynujące widowisko, gdy­by nie to, że jest to - znów - katalog niemal wszystkich do­tychczasowych pomysłów Szajny. Oczywiście można dowodzić, że zaważyło tu podejście auto­ironiczne, a nawet autoparodystyczne autora. Byłby to argu­ment, odnoszący się do nieomal wszystkich przedstawień Szajny, szczególnie ostatnich: "Fausta", "Witkacego"...

Zresztą ta kwestia nie wydaje się tak istotna: Józef Szajna jest niewątpliwie wybitnym plastykiem, jego międzynarodowa sła­wa jako malarza i rzeźbiarza (nie wiem, czy to ostatnie słowo jest dobre na określenie specyficznej przestrzennej twórczości Szajny) jest ugruntowana. To jednak nie wystarcza, aby pisać sztuki tea­tralne.

Jako utwór literacki, "Gulgutiera" jest, wtórna i płytka. Powtarza niemal dosłownie schemat "Na czworakach" Różewicza, kopiując postacie, sytuacje, a nawet pewien charakterystyczny styl dialogów i monologów: ale to, co w "Na czworakach" jest zabawą wybitne­go poety (z lubością stosowane rymy częstochowskie), to w "Gulgulierze" staje się dowcipem ciężkim, męczącym, absolutnie niezabawnym, zwiększającym jedynie depresyjne działanie tego przed­stawienia. Historia poszukiwania prawdy o artyście, który nie żyje, to najbanalniejsza w świecie fa­buła; autorzy ,,Gulgutiery" nie wzbogacają jej ani jednym śwież­szym pomysłem, przeciwnie, rozmywają i rozciągają pomysły sta­re, wyświechtane. Sztuka jest przez to przeraźliwie nudna. Przy­czynia się do tego także niebywa­ła wręcz banalność konstatacji filozoficznych: "Gutgutiera" operu­je sformułowaniami, które nie dziwiłyby u dwudziestoletniego de­biutanta (w sztuce, której oczywi­ście nikt by nie wystawił), lecz muszą zdumiewać u dojrzałego ar­tysty. Aktorzy Szajny wychodzą na środek podestu, wyrzuconego w głąb widowni i tonem eklezjasty obwieszczają, na przykład, że "dwudziesty wiek zabija miłość!"

Józef Szajna jest gulgutierem polskiego teatru: nikt go nie ro­zumie, ale również nikt nie ma odwagi zadać najprostszych py­tań. Nie ma oczywiście powodu, aby Szajna miał nie prowadzić nadal swych eksperymentów (bo sam, zdaje się, że lubi to tak nazy­wać) czas jednak, aby ktoś powiedział wyraźnie, że król jest nagi, bo do tej pory zachwyty są wprost proporcjonalne do niezrozumienia.

Oczywiście wszystko, co napisa­łem powyżej, jest moim subiek­tywnym sądem. Każdy, kto chciałby ze mną polemizować w spra­wie "Gulgutiery" proszony jest o wyraźne powiedzenie, o co w tej zztuce chodzi i jaki jest jej sens. Umówmy się z góry, że nie wchodzą w rachubę następujące interpretacje: 1) relatywizm prawdy o człowieku, którego już nie ma, 2) niemożność ogarnięcia całej prawdy o artyście, 3) niezgłąbioność natury ludzkiej w obliczu komplikacji współczesnego świata itp. Są to sformułowania na tyle ogólne, że na siłę da się je przypasować do niemal każdego utworu literac­kiego. Pasują także do "Gulgutiery", a jakże! Spróbujcie to jednak powiedzieć publiczności, która opuszcza Teatr Studio przy pierw­szej okazji, kiedy tylko wydaje się, że sztuka już się skończyła.

Pisząc to nie walczę z teatrem, wymagającym żywszego wysiłku umysłowego. Przeciwnie, walczę właśnie o taki teatr. "Gulgutiera", najjaskrawszy przykład manowców teatru Józefa Szajny, bynajmniej takiego wysiłku nie wymaga. Jest to utwór o pozornej głębi, za którą kryje się otchłań pustki.

Powinniśmy mieć stale w pamięci anegdotę o gulgutierze. Naprawdę, nie wszystko, czego nie rozumiemy, zasługuje na to, abyśmy w ogóle podejmowali trud rozumienia. W wypadku "Gulgutiery" byłby to trud jało­wy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji