Artykuły

Człowiek z igłą

Kiedy Szajna wystawiał "Witkacego" można było przypuszczać, że zechce się on uniezależnić od tekstu dramaturgicznego. Już użycie montażu tekstu Witkiewicza tłumaczyło się zapewne potrzebą zdobycia przewagi dla wyobraźni sceniczno-plastycznej, przewagi nad rygorem jakiejkolwiek sztuki przez kogokolwiek napisanej. "Witkacy" powstał z dekompozycji kilku utworów, których elementy Szajna przypasował do swojej własnej wizji. W wątkach i obrazach Witkiewiczowskich Szajna znalazł odpowiedniki dla tych intuicji, które są tak znamienne dla jego twórczości. Szajna przekształca te wątki i obrazy w bardzo uogólnione symbole, o-bywając się bez tego, co u Witkiewicza było groteskowym realizmem. Istotne było to, że Szajna mógł się odnaleźć w humanizmie Witkiewicza.

Widzimy dzisiaj, że "Witkacy" był epizodem na drodze realizowania i integrowania się wizji teatralnej Szajny. Konsekwentnym etapem tej drogi jest stworzenie tekstu na użytek własnego widowiska. Wydaje się oczywiste, że tekst ten stanowić miał rodzaj luźnego tworzywa, które poddaje się organizacji plastycznej i które samo mało narzuca. W ten sposób we współpracy z Marią Czanerle powstała "Gulgutiera".

Znalezienie jakiejś wykładni sensu "Witkacego" było w pewnej mierze ułatwione przez fakt, że twórczość Witkiewicza została dość głęboko przyswojona, twórczość ta zaś w stosunku do widowiska Szajny była swego rodzaju komentarzem (więcej niż komentarzem). "Gulgutiera" stawia nas wobec trudności interpretacyjnych w pełnym ich wymiarze. Półtoragodzinne widowisko ma we wszystkich swych warstwach zasadę strukturalną podobną do mechaniki obrazów i fabuł sennych. Porządkując sobie wspomnienia z widowiska, wyodrębnić możemy postaci, epizody, sytuacje, które mają jednak mityczny walor uniwersalny. Przykładem niech będą drabina prowadząca do nieba, Don Kichot, człowiek z jagnięciem na barkach, zakładanie domu. Jak wszelkie "opowiadanie własnymi słowami" sensu poematu, tak i próba ujawnienia pojęciowych powiązań "Gulgutiery" musi mieć coś z wulgaryzacji i to zagrożonej jeszcze wypaczeniem. Jednakże nie widzę sposobu uniknięcia takiej próby.

W "Witkacym" górowała intuicja wciąż utajonej możliwości przemocy, w nowym widowisku wychodzi się ku treściom ogólniejszym. Szerzej interpretuje się dramat człowieka. Jego to bowiem fatum wydaje się produkowanie nonsensu, jakby był on wprzęgnięty w maszynerię za-przeczenia, w absurdalną "gulgutierę". Jednakże miotający się po scenie tłum złożony z wszystkich - docenta, robotnika, seks-bomby - staje wciąż wobec własnej swej siły, siły swoich najgłębszych pragnień i ideałów, ucieleśnionej w postaci Animatora. Temu tłumowi, który staje się chwilami społeczeństwem, nic wprawdzie się nie udaje. Wszystkie akcje plączą się w bełkotliwej gmatwaninie kwestii, haseł, drobnych konfliktów. Cele okazują się nieosiągalne jak niebo jest nieosiągalne dla drabiny. Marzenia obracają się w zaprzeczenia, jak dom budowany z jakiegoś chłamu cywilizacyjnego wciąż plączącego się po scenie - kół, opon, beli papieru - dom, który okazuje się olbrzymim śmietniskiem. Jednakże ta warstwa nie charakteryzuje jeszcze sensu widowiska. Właściwe pytania wynikają dopiero z przeciwstawienia tych klęsk, tej bezradności, tych złudzeń - temu co ucieleśnia postać Animatora. Jest on pod każdym względem odrębny od pozostałych figur scenicznych. Nie przerysowany groteskowo, nie obwieszony rekwizytami i nie udrapowany jak tamte, półnagi i bosy, w zgrzebnych spodniach, z głową ni to artysty, ni to proroka. Jest on motorem, ideałem i jakby prowokatorem wydarzeń. Jest

cząstką tamtych wszystkich, ale i czymś większym od nich, po trosze ich podświadomością, po trosze ideologią.

Widowisko zaczyna się od próby pogrzebania Animatora wśród gromnic i wieńców. Gdy rzekomy zmarły wstaje i oddala się, rozpoczyna się za nim bezskuteczna pogoń. Tłum na scenie nie uzyskuje jasnej świadomości, kim jest ta figura. Zamienia tę siłę i ten ideał w idol, kukłę reprodukującą postać, rysy i strój Animatora. Rozczarowani, powtarzając, że potrzeba im sensu i wiary, ludzie lżą następnie tego bożka mówiąc, że to on ich we wszystko wplątał. Prawdziwy Animator pozostaje jednak zawieszony nad nimi w gmatwaninie dekoracji i to jest finał przedstawienia.

Świat u Szajny jest porwany, mówi się w "Gulgutierze" o wciąż ponawianym cerowaniu rzeczywistości. Można te słowa rozumieć odautorsko, gdyż tu najwyraźniej wyczuwamy identyfikację autora z postacią. Wolno więc mniemać, że Szajna siebie określa jako "cerowacza", człowieka z igłą, o tyle o ile sztuka jest także próbą naprawiania świata. Jednakże jeśliby jednak porównać - co się poniekąd narzuca - świat-glob do piłki, cały rozwój fabuły w "Gulgutierze" wskazuje na to, że tej piłki nie można spoiście zeszyć i że nie zagra ona finalnego zwycięskiego meczu. Ale mówi się nam tu równocześnie, że nie o to chodzi, nie chodzi o taką rozstrzygającą rozgrywkę. Działa bowiem wciąż motor, rzutujemy przed siebie ideały. Ponad bełkotem i rozczarowaniami trwa Animator.

Można postawić pytanie o ostateczny sens tych metafor. Czy poprzez bełkot-i złudzenia pędzimy poruszani niezrozumiałym impulsem i niewyklarowanymi ideami? Byłby to wyraz integralnego pesymizmu. Ale przecież zawiera się tu pewna wizja heroiczna. Można to pojmować jako nakaz ponawiania dążeń idealnych na przekór temu wszystkiemu co się rozłazi, co się przemienia w bezkształt, w zaprzeczenie. Utwór tego typu pozostawi w świadomości widzów wrażenia z pewnością różnorakie a ja mogę tylko powiedzieć, że widzę w nim wyraz światopoglądu heroicznego, prometejskiego.

Niepewność interpretatorską wzmaga fakt, że słowo w widowisku Szajny niemalże się zagubiło. Nie było chyba na scenie polskiej przedstawienia, które by w tym stopniu polegało na ruchomej scenoplastyce obejmującej aktorów jako swój element. Leszkowi Herdegenowi, który kreuje Animatora, ta wyjątkowa postać zostawia pole dla aktorstwa, będącego jakby równorzędnym partnerem reszty spektaklu. Inni aktorzy uczestniczą gestami, słowem w dziele teatru plastyki. Czy to komu dogadza, czy nie, jest to fenomen niezwykły, który nie został właściwie zanalizowany. Szajna kazał plastyce być teatrem. Podstawowe elementy i sposób ich porządkowania są tak bardzo odmienne, że tradycyjny rozbiór widowiska teatralnego jest tu raczej bezprzedmiotowy. Wydaje się nawet, że Szajna jest nawet onieśmielony wobec konsekwencji własnych założeń. Mam na myśli to, że tekst niekiedy zbędnie dubluje obraz, bez potrzeby chcąc przyjść mu z pomocą. Siła sugestywna plastyki w organizowaniu dramatyczności jest tak duża, że pochłania złe efekty, jakie przynoszą niektóre miejsca tekstu; jakieś nieumotywowane trywialności, zabłąkane rymy. Wrażenie złych efektów jest może zresztą moją omyłką, z założenia ma tu wracać przecież chaos.

Po "Gulgutierze" powiedzieć można z jeszcze większą pewnością: Szajna idzie przed siebie sobie wierny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji