Artykuły

Coś o Gulgutierze

O Szajnie teraz głośno. Wypadałoby i mnie w hałas się włączyć, a nie chce się. Zawód krytyka jest zaiste profesją arcyniemiłą: zmusza do prawienia znajomym prawdy, tak jakby znajomi na tę prawdę, a nie na komplementy, czekali. Zbyt przecież Szajnę cenię, by go kadzidlanymi dymami, jak Kłossowicz, mamić; zbyt Szajnę lubię, by go gromkim pohukiwaniem, jak Szydłowski, straszyć. Szczęściem, że ceniąc oraz lubiąc także i wierzę w Szajnę: ta wiara właśnie pozwala mi żywić przekonanie, iż z hałasu, jaki wznieciła ostatnia premiera w Teatrze Studio, potrafi wysnuć wnioski dla samego siebie najwłaściwsze. To znaczy, że pomiędzy dymem a gromem potrafi wy-chwycić prawdę o spektaklu swojej "Gulgutiery", choć prawda nie będzie dlań całkiem miła. Bo spektakl jest pomyłką. Nie, iżby Szajnie zabrakło inscenizacyjnych pomysłów. Przeciwnie! - olśnił nas feerią obrazów, z których Chagall czy Buffet żyliby przez pięć lat; Szajna szczodrze nas nimi obdarował w półtorej godziny. Tyle że do malarskiej swej wizyjności już nas przedtem zdążył przyzwyczaić, już nas nieco rozbrzydził tym, że w jego spektaklach co ujęcie to fajerwerk. Tych fajerwerków w "Gulgutierze" mnóstwo: głowy bez tułowi ów pełzają po podłodze, Makbet w kościotrupa się przeistacza, Pobiedonoscew na drewnianej kozie, niczym na bujaku, jeździ, artyści fikają koziołki, artystkom biusty dyndają się jak bochny, a Leszek Herdegen w peruce jakieś liany pomiędzy bochnami przeciąga, a ponad Herdegenem Mefisto fruwa na trapezie; jest też w "Gulgutierze" - jak w każdym spektaklu Szajny - ujęta w nawiasy ciszy minuta myślenia o Oświęcimiu, znamię przeżyć, które z pamięci artysty uciec nie mogą, a on zapomnieć o nich nie chce...

Już z tego rejestru wynika, że Szajna dał w "Gulgutierze" jakby mini-antologię własnych zaszłości teatralnych. I to nie byłoby wcale złe; takie teatralne wernisaże mają swoisty powab a znam reżyserów, co nawet się specjalizują w tych antologiach pomysłów, częstokroć zresztą cudzych. A to Szajnie nie grozi. Zagroziła nvu atoli chęć, by cały tein swój urzekający bałagan podporządkować jakiejś myśli generalnej. I tu sedno pomyłki. Bo tam wizyjne feerie, a tu myśl bidniusia, bo góra rodzi mysz, bo obraz kłamie głosowi, a mysz górze kłamie. Góra to breughlowskiej podobna fantazja Szajny, jego łatwość w konstruowaniu sytuacji, bajkowa kolorystyka planów, agresywność obrazu. Tylko czekać, że Szajna wrzaśnie na nas głosem Marinettiego: "Chcemy sławić dynamiczny ruch, gorączkową bezsenność, krok biegacza, salto mortale, policzek i pięść". A tu zamiast tego krzyku odzywa się kwilenie tak młodopolskie, że tylko się w czarne peleryny ustroić, absyntem zalać i podpalić. "Gulgutiera" kwili: artyści zaszczuci są przez społeczeństwo!

Wizja zaszczutego przez nas Szajny jest tak przygnębiająca, że publiczności na "Gulgutierze" powinno się rozdawać chusteczki do ocierania łez. Zaniedbano tego. Widać oschli biurokraci z rady narodowej skreślili tę pozycję w budżecie teatru. I może właśnie ten akt tak sfrustrował artystę? Nie pierwszy to przypadek, kiedy społeczeństwo obciążane bywa winą za grzechy zbiurokratyzowanych indywiduów.

... i nie pierwszy przypadek, kiedy artysta przegrywa, chociaż nie z własnej tylko winy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji