Artykuły

Wagner na bydgoskiej scenie

Już przed kilku laty publikowaliśmy w naszym piśmie zdjęcia makiety bardzo śmiało i oryginalnie zaprojektowanego teatru operowego w Bydgoszczy. Na razie jednak, jak się wydaje, do realizacji tych pięknych projektów droga jest ciągle daleka, natomiast Bydgoska Opera, ze swym skromnym na razie zespołem, doczekała już jubileuszu 20-lecia, dzieląc scenę (oczywiście na zasadzie uboższego krewnego, jak to zwykle bywa...) z miejscowym dramatycznym teatrem, a próby i wszelkie codzienne zajęcia odbywając w innych całkiem pomieszczeniach. Te trudne i niewygodne wielce warunki pracy nie przeszkodziły jej jednak włączyć do swego repertuaru kilku co najmniej pozycji z rzędu tych najtrudniejszych, wymagających dużej przestrzeni scenicznej i skomplikowanej wystawy, nie mówiąc o wysokich kwalifikacjach zespołu wykonawczego. Należy do nich oczywiście i wystawiony ostatnio Holender tułacz. Premiery Wagnerowskie są dziś na naszym gruncie zjawiskiem tak rzadkim, że każda z nich urasta do rangi artystycznego wydarzenia - chyba, że się okaże całkowitym niewypałem. W bydgoskim przypadku, z przyczyn, o których wyżej, można było żywić niejakie obawy; rzeczywistość jednak przyniosła bardzo miłą niespodziankę.

Przede wszystkim od czasu, kiedy po raz ostatni miałem okazję gościć na przedstawieniach Bydgoskiej Opery (co prawda było to dosyć dawno...), poprawił się znakomicie poziom orkiestry, w czym zapewne niemała zasługa aktualnego kierownika artystycznego tej placówki Stanisława Renza, który przy tym, znany do niedawna raczej z działalności na operetkowej niwie, potrafił też znakomicie wczuć się w klimat tej wczesnej, czysto romantycznej jeszcze opery Wagnera, prowadząc ją czysto i precyzyjnie. Bardzo dobrze śpiewały przygotowane przez Antoniego Rybkę chóry, także zespół męski (być może i na tym gruncie owocują piękne chóralne tradycje Bydgoszczy?).

Wśród solistów zaś z prawdziwą satysfakcją słuchało się - a i oglądało - bardzo utalentowaną Elżbietę Hoffmann w partii Senty; tylko centralna dla tej partii ballada w drugim akcie wymagałaby jeszcze muzycznego pogłębienia, jak też rozwiązania niektórych wokalnych problemów. Zadatki na dobrego Holendra ma z pewnością młody baryton Jerzy Gruszczyński. Warto zaś nadmienić, że każda z solowych partii "Holendra tułacza" ma w Bydgoszczy co najmniej potrójną obsadę; kto by to pomyślał?...

Bardzo szczęśliwym pomysłem było zaproszenie do realizacji tego przedstawienia reżysera z NRD Petera Goglera. Zna on świetnie swoje rzemiosło, potrafił tedy, unikając zbędnych udziwnień, nadać operze Wagnera właściwy dla niej klimat i odpowiednio pokierować nie mającymi jeszcze w tym względzie doświadczenia młodymi śpiewakami. Marian Stańczak jak zwykle okazał się niezawodny; zwłaszcza drugi akt opery (wnętrze domu Dalanda) pięknie wypadł w jego oprawie scenograficznej. Może tylko w pierwszym akcie statek Dalanda zanadto wypełnia skromniutką co prawda przestrzeń sceniczną, nie zostawiając już miejsca na nic więcej. Może też w samym finale przydałby się jakiś wyrazisty akcent wizualny, odpowiedni do muzycznego przebiegu - jeżeli już chciano uniknąć przewidzianej tu przez kompozytora apoteozy z wyłaniającymi się z fal świetlanymi postaciami Holendra i Senty. Ale jako całość przedstawienie jest bardzo udane.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji