Don Juan i - geometria
Ten Don Juan jest inny - legendarny bohater romanc ludowych- Hiszpanii, którego sylwetka, postać powraca przez setki lat w dziełach literackich, muzycznych, malarskich tu zyskuje oblicze człowieka uwikłanego we własny mit i własny los, starającego się działać im na przekór. Ten Don Juan, sceptyczny i ironiczny, dążący do doskonałości, trzeźwy i buntowniczy, inscenizuje własną śmierć, szuka ucieczki przed życiem, by rozpocząć je znów na nowo dla... geometrii. Nie przewiduje jednego - działania zwykłych praw biologicznych, konieczności przedłużenia życia. Ten Don Juan toczy walkę z prawami natury, jest bohaterem legendy i bohaterem Maxa Frischa, niezwykle podobnym do wszystkich innych bohaterów tego autora.
W komentarzu do sztuki Max Frisch pisze... "Gdyby Don Juan żył w naszych czasach, zajmowałby się zapewne fizyką jądrową, aby przekonać się, jak to jest naprawdę. A konflikt z tym, co kobiece, mianowicie z bezwzględna wolą zachowania życia, pozostałby i wtedy; również jako badacz atomu Don Juan stanąłby wcześniej czy później wobec wyboru: śmierć czy kapitulacja..." I Don Juan - kapituluje. Zbuntowany przeciw naturze, udręczony "potęgą płci", wierzący jedynie w niezawodną pewność reguł geometrii, uwikłany w przygody miłosne, wątpiący w kobiety, gardzący ślepym instynktem - działa, żyje, pędzi hulaszcze dni w zgodzie z "mitem Don Juana". Marzy o jednym - o azylu. Osobistym azylu, pozyskanym dla własnych, prawdziwych umiłowań, dla pracy, dla geometrii. Za ten azyl trzeba płacić - wyreżyserowanym przez siebie potępieniem społeczności, które zresztą bohatera nie przeraża, co gorzej - trzeba płacić monotonią dni małżeńskich, udręką codzienności, w której może znaleźć sic czas na geometrię za cenę posiadania - żony i dziecka.
Frischowski Don Juan jest inny - legenda i mit zostają tu poddane działaniu współczesności, własnej literackiej wizji bohaterów znakomitego autora. Jeżeli w początkowych kolejach losu Tenoria szukamy zbieżności z jego literackim wzorem, pozostaje poza sferą zwykłych, czy fantastycznych zdarzeń osobisty niepokój Don Juana, jego ironiczny stosunek do wszystkiego w czym uczestniczy. Pomiędzy legendą - a dniem dzisiejszym znajdują się przecież dziesiątki krańcowo różnych interpretacji postępków Don Juana od ich gloryfikacji do zupełnego potępienia, co więcej, suma doświadczeń wielu pokoleń i suma wiedzy o człowieku. Dlatego właśnie - gdy na życzenie Don Juana "ognie piekielne" zezwalają mu na ucieczkę poprzez piwnicę w świat - zaczyna się część druga jego życia, zwykła, jakże podobna do życia innych, zwykłych ludzi. Bunt przeciw naturze i przeciw pici nie przyniósł zwycięstwa - los zakpił sobie z Don Juana.
Sztuka Maxa Frischa przywodzi wspomnienie innych sztuk i dzieł powiązanych z historią Don Juana, a poprzez swoją budowę dzieła innych dramaturgów, w których podejmuje się problem konfrontacji przeszłości z teraźniejszością Jest to niewątpliwie pozycja, którą zwykliśmy określać mianem "intelektualnej", a jednocześnie sztuka widowiskowa, stwarzająca szerokie możliwości dla inwencji reżysera, będąca okazją do zastosowania wielu chwytów i pomysłów właściwych współczesnemu teatrowi. Co więcej, jest sztuką aktorską - cóż za wspaniałe postaci, ile w nich drażniącej przekorności, ile wzajemnych, nieodgadnionych zależności, jakże oni wszyscy, chcąc czy nie chcąc, muszą podlegać prawom natury, wyrokom własnych losów. Przyciągają się nawzajem, nawzajem się niszczą, nakładają maski obojętności, ujawniają swe prawdziwe instynkty. I wreszcie - jak Don Juan i Miranda muszą odnaleźć siebie, symbole swoich dążeń, pozorną harmonię. Sztuka Maxa Frischa, przekorna wobec legend, ujawniająca bardzo osobisty stosunek autora wobec spraw tej ziemi, zbudowana z wielu scen, rozgrywa się w kierunku teraźniejszości, nawraca tylko czasem do retrospekcji, zezwala, by wiele spraw rozgrywało się i za sceną, tak, byśmv mogli o nich być tylko informowani poprzez dialog, starcie racji. Bawimy się na niej znakomicie, jest przecież przykrojona do naszych własnych gustów, ironia miesza się tu z humorem, odrobina sceptycyzmu przemieszanego, mimo wszystko, z szczyptą sexu. Bawimy się również i dlatego, że w Teatrze Dramatycznym mamy okazję uczestniczenia w wybornym spektaklu, przyprawionym z poczuciem humoru, z zadumą nad losem jednostki, z wdziękiem i finezją. Na ten sukces składa się kilka przyczyn - reżyseria LUDWIKA RENÉ , znakomite dekoracje JANA KOSIŃSKIEGO (o których warto by napisać osobną recenzję), kilka znakomitych ról, z rolą ANDRZEJA ŁAPICKIEGO na czele. Nie warto dlatego zatrzymywać się nad kilkoma scenami w pierwszej części, które sprawiały wrażenie "niedogranych", nie warto zgłaszać pretensji do kliku mniej udanych kostiumów, tym bardziej, że główni bohaterzy komedii są przez ŁUCJĘ KOSSAKOWSKĄ ubrani bardzo gustownie.
Zła chyba tradycja każe dopiero na końcu omawiać poszczególne role - wiadomo, nie byłoby sztuki o Don Juanie, gdyby... Jest Don Juan w tym spektaklu, wielce interesujący, skupiający w sobie te cechy, o których była mowa na początku. Łapicki gra tę rolę nie tylko z dużą swobodą i wdziękiem, ale zachowuje wobec niej konieczny dystans, bierze udział w zdarzeniach, których sam jest "autorem" na zasadzie ironicznego widza, człowieka szukającego jedynie najlepszego fortelu do... ucieczki, trzeźwego racjonalisty, bawiącego się trochę sytuacją narzuconą mu przez jego własny mit. W końcowej przezabawnej zresztą scenie - jest on już tylko człowiekiem, który musi się poddać, uznać wyższość losu. Łapicki ma w tej grze dobrych partnerów - ELŻBIETĘ CZYŻEWSKĄ w roli Mirandy, kobietę uległą wobec miłości, ale kobietę rozumną, reżyserującą przypadki i biorącą za nie pełną i świadomą odpowiedzialność. Czyżewska potrafi być zabawną kurtyzaną i dostojną księżną, ma duto osobistego wdzięku. Trudno wymienić wszystkich, a jednak - trudno się oprzeć pokusie. Jest zabawny Ojciec Diego - TADEUSZA BARTOSIKA, Don Gonzalo - ZBIGNIEWA KOCZANOWICZA, jeszcze raz, ujawnia swe talenty komiczne ZOFIA RYSIOWNA, postać Celestyny tworzy IRENA GÓRSKA, jest Leporello STANISŁAWA GAWLIKA. Czy są role słabsze? Niestety, tak. Bądźmy jednak pobłażliwi, przedstawienie jest i tak bardzo dobre.