Mitologia ironiczna
"Don Juan, albo miłość do geometrii" Frischa jest z pewnego punktu widzenia przykładem iście zadziwiającej symbiozy artystycznej elementów, które potocznie zwykło się traktować co najmniej jako różne, czy rozbieżne. Mam tu na myśli z jednej strony to, co określić by można jako warstwę "czysto rozrywkową" sztuki, jako jej łatwo przyswajalny dla każdego naskórek, który autor przyprawił z zadziwiającą lekkością, a teatr oddal z równym znawstwem - z drugiej zaś pewne kwestie istotne dla twórczości Frischa, których ironiczne w sztuce potraktowanie nie pozbawia bynajmniej owej znanej skądinąd istotności.
Wspominam o tym po to jedynie, iżby oddając sprawiedliwość właśnie wielorakości możliwego odbioru sztuki Frischa, pozostać z obowiązku w zakresie spraw dających się zartykułować, spraw które warte są zresztą przyjrzenia im się nieco bliżej.
*
Kim jest Don Juan u Frischa? Jak rozumieć by trzeba wersję
jego losów zaproponowaną przez pisarza? Czym jest geometria, owa "tytułowa" miłość naszego bohatera? W jakiej relacji ustawia Frisch tę postać wobec innych wcieleń Tenoria, jakie powstały od czasu, kiedy z początkiem wieku XVII proboszcz Gabriel Tellez, ukrywając się pod pseudonimem Tirso de Molina wystawił na scenie i opublikował swego "Uwodziciela z Sewilli", rozpoczynając tym samym długą genealogię historyczną mitu o Don Juanie? Są to pytania tylko pierwsze z brzegu, jakie można postawić przy próbie zrozumienia Don Juana, którego proponuje nam Frisch w swym utworze. W intencji autora bohater jego ma być rewizją ironiczną mitu, jaki wytworzyła wokół postaci Tenoria historia i literatura.
Miast "uwodziciela i podrywacza" kreśli więc Frisch portret człowieka ożywionego "miłością do geometrii" właśnie, zdobywcy kobiet raczej z przypadku, ciekawości czy przekory niż z właściwego zamiaru. Jest jego bohater nie tyle nawet zdobywcą - ile ofiarą kobiet, albo raczej: ofiarą seksu, ofiarą biologii, której jako człowiek podlega nieuchronnie. Nie jest to zresztą motyw odosobniony tej jednej sztuki Frischa. Gros jego twórczości (także, ze znanych u nas, powieści: "Stiller" i "Homo Faber") ujawnia przecież mniej lub bardziej wyraźnie ową dychotomię głęboką, więcej, konflikt stały i niszczący - źródło dramatycznego napięcia w człowieku - pomiędzy biologią, czy też szerzej: naturą, a kulturą, pomiędzy "mrocznymi prawami płci", a pragnieniem wartości stałych l transcendentnych, pragnieniem odnalezienia siebie i bycia sobą, co u Frischa oznacza właśnie przeciwstawienie się biologii.
W pewnym więc sensie - jego Don Juan jest rzeczywiście nieco "psychoanalityczny", i nie dziwię się skłonnościom niektórych krytyków do interpretacji zarówno tej sztuki, jak w ogóle twórczości Frischa w kategoriach psychoanalizy.
Obok tego jednak w "Don Juanie..." pojawia się przecież motyw, który stanie się motywem dominującym w "Stillerze", a który, upraszczając, ogniskuje się wokół potrzeby autentycznego, tj. niezmistyfikowanego przeżywania własnej osobowości, pytani o zasady jej tożsamości, odrębności, wreszcie - przeszkód jakie pojawiają się przed jednostką na tej drodze. Potrzeba wzajemnego rozpoznania i zrozumienia, potrzeba prawdy jako wolnej i wyższej nad mistyfikacje i mechanizmy nie tylko biologii ale życia po prostu, których presja przesłania ludzi wobec samych siebie i w stosunkach z innymi - wszystkie te sprawy, które Frlsch tropi w sposób tak przenikliwy, nie redukują się bynajmniej do starych freudowskich czy post-freudowskich schematów.
Czymże jest geometria, czym jest "miłość do geometrii" która określać ma bohatera sztuki i wyznacza perspektywę rozumienia jego losu? Przede wszystkim - geometria jest tutaj sygnalizowana tylko tytułem przykładu, jako jedna z wartości stojących ponad naturą (kobietą!), wartości stałych, niezmiennych i wiecznych, nie podlegających zniszczeniu i zwątpieniu. Geometria - to symbol utraconego raju racjonalisty, jednocześnie nadzieja ucieczki z opresji doczesności, z opresji, fałszów i nędzy zmysłów. Don Juan: ów "symbol zmysłowości tęskniący do geometrii, w niej szukający bezskutecznie zbawienia, to u Frischa coś więcej niż uroniczna rewizja dotychczasowych mitologii. To zarazem perspektywa nowej mitologii, której przesłanki wspominaliśmy już: mitologii konfliktu nie dającego się usunąć ponrędzy rozumem a naturą zmysłową w człowieku. Cała historia Tenoria pokazana tutaj jako egzemplifikacja owego konfliktu, jako próba beznadziejnej acz konsekwentnej ucieczki przed nim bohatera jest właśnie taką propozycją nowej mitologii.Aliści mitologii tej nie sposób odmówić pewnego akcentu ironicznego, o czym zapominają pewne interpretacje, ów akcent ironiczny to właśnie niespodziany finał sztuki: małżeństwo Juana z księżniczką Ronda (z perspektywą potomstwa). Posiada ono wszelkie znanrona kompromisu, obarczone jest wszelkimi jego wadami, jest kapitulacją przed naturą, ale także zarazem: uwalnia Don Juana od bezpośredniego ciężaru własnego mitu w tejże naturze mającego swe oparcie: oddaje mu wreszcie (aczkolwiek - znowu znamie kompromisu - w ograniczonym zakresie) geometrię. Przyjęła się szeroko interpretacja owego zakończenia sztuki jako ostatecznej porażki Don Juana wobec biologii. Wydaje mi się to odczytanie uproszczeniem intencji utworu. Jeżeli sytuacja Juana na zamku Ronda jest kompromisem właśnie, to nie ma mowy o żadnej "klęsce" - przeciwnie zaś, wydaje się ona wskazywać na złagodzenie pierwotnej, wyjściowej opozycji, wprowadza wspomniany akcent ironiczny w perspektywę utworu.
Nie ma chyba potrzeby podnosić tu zalet inscenizacji, które zostały szeroko uznane zarówno głosami krytyków, jak nogami publiczności, Trudno jednak nie wspomnieć o wielkiej klasie tytułowej roli A. Łapickiego, i dalej o kreacjach E. Czyżewskiej, Z. Rysiówny oraz świetnym Ojcu Diego - T. Bartosika, które to role stanowiły czołówkę tego w całości bardzo dobrze granego przedstawienia. Jest to także zasługą reżyserii L. Ren , który znalazł dobre oparcie w scenografii J. Kosińskiego.