Artykuły

Nie-Boska komedia na scenie

19 czerwca 1959 r. w łódzkim Teatrze Nowym odbyła się pre­miera "Nieboskiej komedii". Tym sposobem ostatnie już z godnych uwagi dzieł teatru ro­mantycznego sprawdzone zosta­ło na nowo w naszym teatrze. Niezagrane pozostały już tylko takie utwory, jak ułomny "Agezylausz" czy poroniony "Niedo­kończony poemat".

"Nieboska komedia" jest dra­matem, w którym problematy­ka społeczna wysuwa się, mimo mistycznego otoku i romanty­cznych omgleń, zdecydowanie na plan nadrzędny. Okoliczność ta jest przyczyną szczególnej sytuacji "Nieboskiej komedii" zarówno w fachowej jak i sze­rokiej opinii odbiorców. Nie tu miejsce i pora na omawianie tych sądów, które "Nieboska komedia" budziła w zależności od kąta patrzenia na ów dra­mat polityczny, tendencyjny, agitacyjny i propagandowy: są­dów od bezkrytycznego zachwy­tu do zdecydowanego sprzeci­wu. Nie ma celu powoływać się na nie lub im przeczyć. Wystarczy zwrócić uwagę na za­sadnicze cechy utworu.

"Nieboska komedia" jest naj­mocniejszym w literaturze pol­skiej wyrazem nurtu zachowaw­czego czy nawet wstecznego; wyrazem poglądów człowieka, który, choć na wiele zjawisk w feudalizmie patrzył krytycz­nie, pozostał wierny swej kla­sie i pragnął być piewcą szlachetczyzny jako siły przewod­niej w solidarystycznym naro­dzie. Groźna rzeczywistość mó­wiła już przed 1846 rokiem o żywiołowym ruchu mas ludo­wych. Jak je okiełzać, jak się im przeciwstawić, w jakiej sile społecznej znaleźć skuteczną przeciw nim tarczę? "Nieboska komedia" jest paszkwilem na rewolucję, w którym bystrość spojrzenia autora sprawia, iż obóz arystokratyczno - feudalny również nie wychodzi bez szwanku. Nie da się jednak "Nieboskiej" zestawić z wymo­wą "Komedii ludzkiej" Balza­ka, tym postępowym widzeniem realisty na przekór jawnie gło­szonym przekonaniom. "Niebo­ska komedia" pozostaje utwo­rem o ideologii reakcyjnej, co więcej, zawiera silne elementy rasistowskie, wyprzedzające pe­wne formy antysemityzmu mieszczańskiego, nawet w jego fa­szystowskim wyolbrzymieniu. Toteż zamykające dramat słowa "Galilaee vicisti", kapitulacja ginącego wodza zwycięskiej re­wolucji, są najistotniejszym elementem utworu, wyrazem mi­stycznej i realno-politycznej nadziei Krasińskiego na zbaw­czą rolę chrześcijańskiego nie­ba w ziemskiej, polityczno-społecznej walce klasowej, w ja­kiej Krasiński widział zasadni­czy czynnik dziejów i przyszłe­go rozwoju historycznego.

Stosownie do tego sensu ide­owego "Nieboskiej komedii" jej funkcja sceniczna była zawsze związana z polityką, nawet z aktualną polityką. Posługiwano się "Nieboską komedią" - przy­pomina Stefania Skwarczyńska w swym najnowszym dziele o inscenizacjach "Nieboskiej" - po 1905 roku jako wyrazem so­lidaryzmu narodowego i trium­fu chrześcijaństwa nad ruchem społecznie radykalnym. Posłu­żono się nią w 1919 roku jako taranem nacjonalizmu i klery­kalizmu przeciw komunizmowi. Wybuch nacjonalizmu w 1920 roku ukazał "Nieboską komedię" w Teatrze Polskim w War­szawie niemal bez skrótów, na­wet z ohydną sceną Przechrz­tów, "ssących karty Talmudu" (inscenizacja Arnolda Szyfmana). Grano w okresie między­wojennym "Nieboską komedię" - m. in. - w Niemczech, w Austrii i na Węgrzech, z wy­raźnie kontrrewolucyjnymi alu­zjami do zachodzących wypad­ków. Konkretne tendencje poli­tyczne górowały tu wszędzie.

Również w okresie międzywo­jennym zabiegał Tadeusz Sinko w Krakowie i Lwowie o pewne odpolitycznienie tekstu "Nieboskiej". Bez większego powodzenia. Od krakowskiej adaptacji Sinki minęło 40 lat, a wciąż pa­miętam wrażenie, jakie wywie­rały na widzach antyrewolucyjne inwektywy Krasińskiego, do dziś dźwięczą mi w uszach sło­wa Przechrzty, z przenikliwą ironią wypowiadane przez Leo­narda Bończę. Czy mogła ta "Nieboska" stać się i u nas dra­matem rewolucyjnym, przeciw­nym intencjom poety, a nie fał­szującym jego integralnego tekstu? Podjął się, jak wiadomo, zadania takiego przedstawienia "Nieboskiej" Leon Schiller, dwukrotnie wystawiając "Nie­boską" na scenie (w Warszawie 1926 i w Łodzi 1938). Schiller nie zawahał się nazwać "Nie­boskiej" "najbardziej kontrre­wolucyjnym dziełem". A jednak na dziesiątki lat uwiodła go romantyczna pokusa ukazania dzieła hrabiego Zygmunta jako utworu obywatela Zygmunta. Czy Schillerowi zamiar ów się udał? Sądząc po oburzeniu pra­wicy społecznej - w znacznym stopniu tak. W każdym razie Schiller starał się wyelimino­wać z dramatu wszystko to, co na obóz rewolucji rzuca cień, starał się solidaryzm zamienić w apologię a antysemityzm w niewinną rodzajowość, starał się też osłabić wymowę zakoń­czenia dramatu.

U schyłku życia, w nowej, po­wojennej rzeczywistości, powró­cił Schiller jeszcze raz do idei uratowania "Nieboskiej" dla te­atru postępowego. W gruntow­nie przemyślanym, nowym pro­jekcie inscenizacji rozwinął konsekwentnie swe dawniejsze pomysły, aż do decyzji całkowi­tego usunięcia względnie ideo­wego przekształcenia sceny końcowej. Nie danym mu już było tych zamiarów urzeczywistnić. Po partyturę "Nieboskiej" sięg­nął natomiast wybitny reżyser młodszego pokolenia, Bohdan Korzeniewski, i dążąc uparcie do celu, dopiął swego.

Korzeniewski stanął niewąt­pliwie przed szczególnie ciężkim zadaniem. Korzeniewski doło­żył wielu - udanych - starań, by dzieło Krasińskiego oczyścić z rasizmu i obrazu wstecznej społecznie roli religii, i nawet katastrofizm Krasińskiego sta­rał się interpretować jako zro­zumienie "dążenia wieku". Ko­rzeniewski, jak mi się zdaje, solidaryzuje się z tezą, że "Nie­boska" jest jednak na swój sposób postępowa - wbrew za­miarom Krasińskiego. Starał się więc gorliwie o powierzchowne przemalowanie sztuki. Lecz wy­nik okazał się połowiczny. Au­tor zwyciężył reżysera, chociaż reżyser z dużą dowolnością poczynał sobie z autorskim tekstem. Starał się też Korzeniewski usilnie - tym razem po myśli Krasińskiego - wyeksponować nędzę i nikczemność zgromadzonych w Zamku Świętej Trójcy ostatnich przedsta­wicieli feudalizmu. Ale nie usunął - lojalnie przyznaję: któż potrafiłby usunąć? - tego pa­nopticum okropności, jakim są sceny świętującego zwycięstwo ludu. Nadal ów lud reprezentu­ją rzeźnicy, prostytutki i byli lokaje, a cechą ich naczelną - dzikie okrucieństwo, rozpasanie, wyuzdanie, szaleńcze upojenie się anarchiczną wolnością. Więc cóż z tego, że Korzeniew­ski starannie skreśla pogardli­we słowa Henryka o "skowyczeniu psa wściekłego", że usuwa obelgi Henryka zwracane do Przechrzty - autentyczny Kra­siński nadal przeziera przez mgłę, którą starał się osnuć "Nieboską" reżyser. A więc oba przeciwstawne sobie obozy są siebie warte, godne zagłady, i słusznie, jak przed lat tysiącem, zwycięża Galilejczyk. Ale następuje jeszcze finał: milczący i skupiony tłum rewolucyjny wkracza groźnie na proscenium, podczas gdy nad trupem Pan­kracego - Antychrysta, i nad zgromadzonymi wokół niego innymi wodzami rewolucji, zapada kurtyna. No cóż - ten żywy obraz z innej konwencji dramatycznej nie jest zdolny odrobić, ani zamazać wymowy całości dzieła, jest zresztą pewnym re­gresem w stosunku do końcowych koncepcji Schillera.

Pod względem formalnym, wido­wisko Teatru Nowego jest intere­sujące i w niejednej sytuacji sa­modzielne. Tak typowe dla teatru romantycznego zatarcie granic po­między liryką, epiką i dramatyką - święcące orgie w "Nieboskiej" - spróbował Korzeniewski ujednolicić w teatrze aluzji i dyskusji filozoficznej. Zrezygnował też z narratora - którym posłużył się na przykład tak celowo Jerzy Kreczmar w swej niedawnej inscenizacji "Irydiona" - epickie i liryczne fragmenty prze­kazują słuchaczom czterej panowie w wyblakłych pelerynkach, którzy prowadzą stały dyskurs z Henry­kiem i mieszają się nawet do spot­kania Henryka z Pankracym, wypowiadając za nich różne kwestie. Korzeniewski starał się te postacie zracjonalizować, uosobić w nich spojrzenie poety z zewnątrz, przesycić je ironią romantyczną. Najlepiej realizuje jego zamysł - jeśli go dobrze odczytałem - BOGDAN BAER.

Znakomita wydaje mi się muzyka GRAŻYNY BACEWICZ. I sądzę, że zasługuje na osobną, fachową ocenę. Co do dekoracji: wszystkie zmiany akcji odbywają się na jed­nym miejscu, w syntetycznym uję­ciu o najmniejszej ilości rekwizytów, przeszłość reprezentują błękit­ne fraki i skrzydła husarskie, przyszłość podana bez natrętnych alu­zji, taszyzm JÓZEFA SZAJNY reprezentują abstrakcyjne symbole, opuszczające się z góry na głowy gra­jących.

A gra cały zespół Teatru Nowego, niektórzy z zespołu po kilka razy (tak ZYGMUNT ZINTEL, kolejno Lekarz, Rzeźnik, Książę - prócz tego widoczny w tłumie ludzi wol­nych). Stosownie do upodobań Korzeniewskiego sceny zbiorowe są drobiazgowo stylizowane, niektóre wysoce artystyczne (chór lokai, sceny w Zamku Świętej Trójcy, wi­dma z lochów). Zwłaszcza cała część pierwsza - a w niej zwłaszcza sce­na w szpitalu wariatów - jest triumfem scenicznej wizji Korzeniewskiego. Wybornie ją zresztą in­terpretują: ZYGMUNT MALAWSKI, JANUSZ KŁOSIŃSKI, BOH­DAN MIKUĆ i EDWARD WICHURA. Dodajmy, że Wichura to za­razem drugi krwiożerczy Rzeźnik oraz obmierzły Zabójca, i że Kło­sińskiemu przypadła też rola Prze­chrzty, z którą, po jej odbarwieniu, nie bardzo wiedział co począć.

Spośród głównych solistów trzeba przede wszystkim wymienić WOJ­CIECHA PILARSKIEGO, który - jak należy - potężną indywidual­nością góruje nad sztucznym, retorycznym Henrykiem (MIECZYSŁAW VOIT), wspinającym się na koturny, które widać gołym okiem, chwiej­ne. Romantycznie uczy się poezji i przejmująco wariuje ZOFIA PETRI, szlachetnie stylizuje Orcia (i wygłasza kiepski wiersz) WANDA OSTROWSKA. Pragnąłbym jeszcze bodaj wymienić MARIANA NOWICKIEGO w roli Ojca Chrzestnego (bardzo przekonywająco prowadzo­nej) i TADEUSZA MINCA - ucharakteryzowanego na Napoleona kondotiera Bianchetti. Prostota i szczerość aktorska decydują, że MICHAŁ PAWLICKI dość obronną ręką wychodzi z trudnej roli fana­tycznego kapłana rewolucji, Leonar­da.

Wielki wysiłek teatru, sta­ranne zespolenie wszystkich składników widowiska - i ja­ki efekt całości? Przedstawienie jest po części nużące, aktorsko mało reprezentacyjne. Konfron­tacja dzieła ze sceną obnaża przy tym nielitościwie jego bra­ki artystyczne, szkicowość kom­pozycji, operowość, zapadnie myślowe i romantyczne dziwac­twa z drugiej ręki. "Nieboska komedia" nie jest arcydziełem, i to sobie trzeba powiedzieć otwarcie. Są w niej fragmenty rewelacyjne, "prorocze", jest pasja klasowej oceny historii i historycznie sprawdzalny lęk przed przeczuwaną zmianą ustroju. Jest w niej zapiekła nienawiść, która znajduje sobie ujście w najmniej oczekiwanych momentach. Wystawienie "Nieboskiej komedii" na scenie teatru Polski Ludowej świadczy o daleko idącym liberalizmie nawet wobec tych tradycji literackich, które mało zaiste na szacunek zasługują.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji