Artykuły

Czy Czarny Anioł jeszcze zaśpiewa?

Po skandalu z krakowskim teatrem zniknęła z życia Krakowa. Nie śpiewa. Mieszka podobno w Wieliczce. Powiadają, że zaszyła się w domu otoczonym wysokim murem. Nie odbiera telefonów, nie chce rozmawiać z dziennikarzami. Niektórzy widują czasami jej pełnomocnika. Tysiące miłośników Ewy Demarczyk wciąż jednak czekają na koncert. Czy Czarny Anioł piosenki kiedykolwiek jeszcze zaśpiewa? - pisze Katarzyna Kachel w Gazecie Krakowskiej.

Kadr ostatni. Skandal

Rok 1999. W Krakowie do dziś wrze na wspomnienie tamtych wydarzeń. Miasto odbiera Ewie Demarczyk lokal, w którym działał jej teatr. Pracownikom zarzuca się, że przez lata brali pieniądze z miejskiej kasy, choć rzadko występowali przed publicznością. Skrupulatni gminni skarbnicy podliczają, że Teatr Ewy Demarczyk (TED) dał w ciągu ostatnich lat zaledwie 12 przedstawień. Prezydent mówi basta i proponuje połączenie z Teatrem Ludowym.

- Bo to nie był teatr, to była fikcja. Żadnych przedstawień, brak stałej widowni, ten sam repertuar. Wszyscy to wiedzieli, lecz bali się głośno powiedzieć. Ja się nie bałam i na mnie skrupiła się cała nienawiść - wspomina Teresa Starmach, wówczas wiceprezydent Krakowa, prowadząca z TED negocjacje. - Próbowałam przekonać panią Demarczyk do naszej propozycji połączenia scen. Chcieliśmy dać jej szansę występowania. Proponowaliśmy jednak, by zrezygnowała z zarządzania tą instytucją. Była wściekła.

Propozycja miasta tak naprawdę oznaczała dla artystki śmierć teatru. Żaden pracownik nie zamierzał zatrudniać się w Ludowym, wszyscy rozwiązali umowy. Do Nowej Huty pojechały tylko fortepiany i prywatne rzeczy Ewy Demarczyk. Na głowy rajców posypały się protesty. W obronie teatru wystąpili niektórzy radni, grono profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego, a także Forum Chrześcijańskich Inicjatyw Pozarządowych, skupiające 50 różnych organizacji. Nie brakowało jednak zwolenników tej decyzji.

Wtedy też pojawiła się szansa na kontynuowanie działalności sceny Ewy Demarczyk. Burmistrz Bochni zaprosił artystkę do siebie, oddał jej budynek dawnej ochronki dla dzieci. - Tak naprawdę teatr nigdy nie zaczął tu działać. Pani Demarczyk nie mogła porozumieć się z Krakowem w sprawie sprzętu. Nie było na czym grać, więc scena przestała istnieć - poinformowano nas w Urzędzie Miasta w Bochni. Nie było żadnego spektaklu ani koncertu. Czy Ewa Demarczyk od czasu krakowskiego skandalu jeszcze zaśpiewała? Janowi Poprawie, jurorowi Festiwalu Piosenki Studenckiej, wydaje się, że tak. - Był koncert, ale dokładnie nie pamiętam kiedy. My, którzy słyszeliśmy Ewę setki razy, dostrzegaliśmy wówczas jej potknięcia - opowiada. - Młodzi siedzieli z zapartym tchem i nie mogli oderwać od niej wzroku. Byli zahipnotyzowani.

Kadr pierwszy. Olśnienie

- Zygmunt, jest taka jedna, pięknie śpiewa. Idźcie zobaczyć. Tak Przemek Diakowski, saksofonista zachęcał Zygmunta Koniecznego, by posłuchał Ewy Demarczyk. Był 1961 rok. - Wypatrzył ją w "Cyruliku" - opowiada kompozytor. - To był taki kabaret medyków, na Zwierzynieckiej w Yacht-Clubie. Śpiewała tam przedwojenne szlagiery. Myśmy już wtedy w Piwnicy pod Baranami byli potęgą. No i poszliśmy z Piotrem Skrzyneckim posłuchać. To było olśnienie.

Po koncercie podeszli do Ewy. Zaproponowali występy "Pod Baranami". Zastanawiała się co z kolegami, jak to zrobić. Nie wahała się jednak długo. Piwnica była wtedy najpopularniejszym w Krakowie kabaretem. Jaka była wtedy Ewa? Niepokorna, ostra, odważna, stanowcza. Nigdy nieśmiała. Zygmunt Konieczny zapewnia, że na scenie była taka sama jak w życiu: agresywna, mocna, nieustępliwa i boska.

24 czerwca 1962 roku Piotr Skrzynecki powitał zebranych w zadymionej sali krakowskiego Związku Literatów: - Proszę państwa, miałem powiedzieć dobry wieczór, ale nie mogę. Nie mogę, proszę państwa, bo już czekam na to, co zaraz się wydarzy. Proszę państwa, przed wami wspaniała młoda śpiewaczka, która was zachwyci. I zachwycała. Konieczny komponował muzykę do jej największych przebojów: "Karuzeli z madonnami", "Czarnych aniołów", "Takiego pejzażu". - Wydawało nam się w pewnym momencie, że nikt nie zaśpiewa tak jak Ewa. Chowaliśmy więc przed innymi piosenki - śmieje się Konieczny. Stało się tak, że Piwnica w pewnym momencie równała się Demarczyk, to dla niej przychodzili ludzie. - Byliśmy z Piotrem trochę zazdrośni - żartuje kompozytor.

Szybko stała się Czarnym Aniołem Piwnicy i Panną Madonną. Potrafiła rozkochać w sobie na zawsze. Do dziś zresztą nie brakuje tych, którzy uważają, że jedyna polska piosenkarka to Demarczyk. Nikt przed i nikt po.

Kadr drugi. Pierwsza, czyli druga

Skupiała wokół siebie ludzi. Na scenie i poza. Zawsze gromadził się przy niej tłum adoratorów. Słuchali tylko jej. Niektórzy twierdzą, że nikogo nie dopuszczała do głosu. Lubiła błyszczeć i dominować. Podczas pierwszego Festiwalu Piosenki Studenckiej nie zgarnęła jednak pierwszej nagrody.

- Choć do dziś wszyscy mówią, że wygrała zajmując drugie miejsce - śmieje się Poprawa. Drugie miejsce to było bardzo dobre miejsce. Gdy słucha się nagrań archiwalnych z festiwalu, można wyłapać na nich błędy Ewy - nie miała jeszcze tak imponującej intonacji. Zresztą to był pierwszy konkurs i wcale nie dziwię się jurorom. Ewa to była inna estetyka.

Wygrał Edward Lubaszenko, który zaśpiewał lekką, studencką piosenkę - jak to mówi dziś Poprawa - imponującym głosem. Ale to Ewa była gwiazdą. Byłem na tym koncercie, ale nie miałem śmiałości, by do niej podejść. W Ewie było coś tak ekscytującego i zniewalającego, że tylko na nią z kolegami patrzyliśmy - opowiada Jan Poprawa.

"Karuzelą z madonnami" wygrała na festiwalu w Opolu w 1963 roku. Do Sopotu w ogóle się nie zakwalifikowała. Jej piosenki, zdaniem oceniających, były dziwne. Rok później udało jej się zaśpiewać. Wtedy to na scenie wypatrzył ją Bruno Coquatrix, dyrektor paryskiej sali Olimpia.

- Gdy sobie przypomnę, jak klęczał przed nią... - wspomina Konieczny.

Po występach w Paryżu pojawiały się następne propozycje: z Nowego Jorku. Jugosławii, Kuby, Związku Radzieckiego czy Skandynawii i Brazylii.

- Miała ten znak od Boga - mówi Poprawa. - Głos, słuch, wygląd i wiarę, której nie da się nauczyć. I wielką tajemnicę. Dlatego szybko przerosła swoje środowisko i musiała odejść z Piwnicy.

W 1973 r. rozstała się z Zygmuntem Koniecznym. ? Było bardzo ostro. Ewa twierdziła, że chcę zniszczyć jej głos, bo napisałem piosenkę o pół tonu wyżej... - tłumaczy.

W 1976 roku wystąpiła z piwnicznymi artystami ostatni raz.

Kadr trzeci. Izolacja

Zygmunta Koniecznego zastąpił Andrzej Zarycki. Czarna Madonna koncertowała w Polsce i za granicą. Nasi rozmówcy mówią, że przestała kogokolwiek słuchać, zabrakło jej lustra, w którym mogłaby się przejrzeć. Zaczęła się oddalać od starych znajomych, zerwała kontakty z bliskimi. Pożegnała się w końcu z Zaryckim. Marzyła o własnej scenie, gdzie nikt nie wtrącałby się w jej plany, na której mogłaby promować młode talenty. Chciała wystawiać wielkie poetyckie spektakle. I tak powstał Państwowy Teatr Muzyki i Poezji pod nazwą "Teatr Ewy Demarczyk". Był 1986 rok. Zespół TED jeździł po całej Polsce, repertuar się jednak nie zmieniał. Nie lansowano młodych talentów, coraz rzadziej koncertowano. Walka o lokal i scenę krakowską, wstrzymanie dotacji, było początkiem końca TED. Obrażona na Kraków Ewa Demarczyk wierzyła, że zrealizuje swoje plany w Bochni. Nie udało się. - A szkoda, bo przecież mogłaby jeszcze zaśpiewać, zaskoczyć, hipnotyzować - mówi Zygmunt Konieczny. Podobnego zdania jest Poprawa. - To coś ma się na zawsze. Tylko trzeba pielęgnować. Przypomina mi się pewien eksperyment. Pigmejom puszczano dźwięki współczesnego świata: autostrady, pociągów, fabryki. Kiwali spokojnie głowami. Gdy odtworzono im piosenkę Edith Piaf zaczęli uciekać, przestraszyli się, bo ten głos był dla nich jak głos niebezpiecznego zwierzęcia. Mocny i niespotykany. Taki głos ma Ewa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji