Artykuły

Anna Nehrebecka: Marynia z "Rodziny Połanieckich"

- Mąż siedział w domu z dziewczynkami na urlopie przymusowym, bo wyrzucono go z pracy, ja zaś wciąż jeździłam po kraju. O ironio, to był też okres, w którym dostałam najwięcej propozycji ról filmowych, ale w tym czasie nie ze wszystkimi reżyserami nawiązywało się współpracę - mówi aktorka Teatru Polskiego w Warszawie.

Mimo że dała się poznać jako utalentowana aktorka, z czasem okazało się, że jest przede wszystkim żoną i matką.

Wszyscy pamiętamy ją przede wszystkim jako Marynię z popularnego serialu "Rodzina Połanieckich". I trochę przylgnął do niej wizerunek stworzony w tym filmie: skromnej, dobrze wychowanej, gotowej poświęcić wszystko dla swego partnera kobiety. Bo w życiu prywatnym też musiała dokonać trudnego wyboru. Kiedy mogła budować karierę, jej mąż dostał propozycję prestiżowej pracy za granicą. Zgodnie z tym, czego można było się po niej spodziewać, zrezygnowała z własnych ambicji i pojechała w nieznane. I dzisiaj wcale tego nie żałuje, bo jak sama podkreśla, ważniejsza dla niej była zawsze rodzina, a nie praca.

Za małe lakierki

Anna Nehrebecka często wspomina swego dziadka. Ponieważ miał przed wojną majątek na Białorusi, mógł realizować swą wielką pasję - śpiewanie w operze. Choć nic na tym nie zarabiał, występował przez dwanaście lat we włoskiej La Scali pod pseudonimem Mario Alma. Przez lata bliscy niechętnie o nim mówili, bo pozwolił ekonomom rozparcelować wszystkie swoje włości. Przeszedł jednak do rodzinnej legendy jako ten, który miał artystyczną duszę.

- W 1992 roku odnalazłam na Nowogrodczyźnie, dzięki pomocy życzliwych ludzi, rodzinne groby. Pojechałam razem z mamą. Mama była tam po raz pierwszy od śmierci swojego ojca. Weszłyśmy na cmentarz i ona nagle mi znikła. Szukam jej i widzę, że siedzi na grobach. Trafiła jak po sznurku, choć tak wiele się zmieniło. Grób był w strasznym stanie. Otwarty, połamany krzyż. Szczątki trumny dziadka i brata mojej mamy. Bardzo bolesne. Ale też wzruszające - wspomina aktorka w "Vivie".

Jej rodzice poznali się w czasie wojny w Warszawie. Ojciec, choć pochodził z Bydgoszczy, urodził się w Monachium. Kiedy wrócił do Polski, pojechał na studia do stolicy. Po ślubie zamieszkał z żoną i dziećmi na Pradze. On pracował jako ekonomista, a ona - zajmowała się domem. Ponieważ nie schlebiał władzy, nie dane mu było zrobić kariery. Żyli biednie, ale uczciwie.

- Uczono mnie, że skromne życie nie odziera z godności. Bo nie mierzy się wartości człowieka stanem posiadania. Pamiętam, jak moja rodzina w Londynie, wojenna emigracja, złożyła się, by kupić mi na maturę lakierki na obcasiku. Wtedy marzenie każdej panny! Okazały się za małe. Popłakałam się. Miałam obrazić się na rodzinę, na świat? Nigdy w życiu nie przyszło mi do głowy, aby rozdzierać szaty i rozpamiętywać, że nie mogę kupić czegoś, na co mam ochotę, choć jak każdy miałam swoje pragnienia - wyznaje w "Claudii".

Smak słodkiego kartofla

Pierwszy raz mała Ania była za granicą, kiedy miała dziewięć lat. Był rok 1956 i dzięki politycznej odwilży jej mama mogła wreszcie odwiedzić swojego brata w Londynie. Zdecydowała, że poleci z najmłodszym dzieckiem.

- Do końca życia nie zapomnę tego lotu samolotem. Leciałyśmy nocą, nagle ujrzałam dywan świateł, oświetlone miasto. Niezwykłe. A w samolocie stewardesa roznosiła owoce na tacy, mogłam wziąć pomarańczę. Dziecięcą łapką chwyciłam, szczęśliwa. W Polsce pomarańczę jadłam raz w roku - tata przynosił z pracy po jednej na dziecko. Ale mama mówi: "Wiesz, córeńko, tu jest taki pyszny owoc - banan. Spróbuj". Posłuchałam i wzięłam. I wciąż pamiętam potworne rozczarowanie i żal, że mogłam zjeść całą pomarańczę, a mama kazała mi jeść słodkiego kartofla - śmieje się aktorka w "Vivie".

Być może to doświadczenie opresyjności komunistycznego systemu sprawiło, że gdy w 1981 roku generał Jaruzelski wprowadził w Polsce stan wojenny, była jedną z pierwszych aktorek, które włączyły się w bojkot państwowych teatrów. Wraz z koleżanką jeździła po całej Polsce z poetyckimi recytacjami. Występowały w kościołach i prywatnych mieszkaniach. Dzisiaj wspomina ten czas z sympatią - bo wśród Polaków czuło się wtedy autentyczną jedność.

- Mąż siedział w domu z dziewczynkami na urlopie przymusowym, bo wyrzucono go z pracy, ja zaś wciąż jeździłam po kraju. O ironio, to był też okres, w którym dostałam najwięcej propozycji ról filmowych, ale w tym czasie nie ze wszystkimi reżyserami nawiązywało się współpracę - tłumaczy w Onecie.

Mogła przebierać w ofertach, bo największe sukcesy odniosła pod koniec lat 70. Występy w "Nocach i dniach", "Ziemi obiecanej", "Polskich drogach", "Rodzinie Połanieckich" i, "Janie Serce" uczyniły z niej ulubienicę polskiej widowni. Polityczne zaangażowanie sprawiło jednak, że w latach 80. grała rzadko. Kiedy upadł komunizm, wydawało się, że wreszcie będzie mogła kontynuować karierę. Tymczasem los postawił ją przed niespodziewanym wyborem.

Wyjazd przed premierą

Mężem Anny Nehrebeckiej jest Iwo Byczewski. Dziś to znany dyplomata, który choć pracę w administracji państwowej zaczynał jeszcze za peerelu, prawdziwą karierę zrobił dopiero w wolnej Polsce.

Kiedy został powołany na stanowisko wiceministra spraw zagranicznych, zamienił się rolami z żoną. To ona przejęła opiekę na dziećmi, a on poświęcił się pracy. Gdy dziewczynki podrosły, znów pojawiła się szansa dla Anny na wznowienie kariery aktorskiej. Ale wtedy Byczewski dostał jeszcze bardziej lukratywną propozycję - objęcia stanowiska ambasadora RP w Brukseli. Cóż miała więc zrobić? Spakowała rodzinę - i wyjechała do Brukseli dwa tygodnie przed premierą sztuki "Uroczystość" Grzegorza Jarzyny, w której miała zagrać jedną z głównych ról.

- Zakładając rodzinę, wiedziałam, że będzie dla mnie najważniejsza. Nie wyobrażałam sobie siebie bez męża i dzieci. A one to największa życiowa odpowiedzialność: dawanie początku kolejnemu pokoleniu. Dlatego bycia żoną i mamą nigdy nie odbierałam jako poświęcenia. Dziwią mnie dziś narzekania na "upośledzony los kobiety, bo ona rodzi dziecko". To niech nie rodzi! - irytuje się w "Claudii".

Najbardziej przeżyły wyjazd córki aktorki - jedna była tuż przed maturą, a druga właśnie kończyła podstawówkę. Nic więc dziwnego, że ociągały się przed podróżą. W Brukseli poszły do szkoły francuskojęzycznej i świetnie sobie poradziły.

Bal dla królowej

Szybko okazało się, że rola pani ambasadorowej bardzo Annie Nehrebeckiej pasuje. Najpierw starała się przywrócić splendor zaniedbanej ambasadzie. Znalazła sponsorów, dzięki którym oczyściła zabytkowe posadzki i schody. Potem zebrała fundusze na renowację rozstrojonego fortepianu Steinwaya, na którym niegdyś grał Paderewski. W końcu zaczęła organizować koncerty i przedstawienia polskich artystów w Brukseli.

- Największym przeżyciem była dla mnie wizyta państwowa prezydenta Kwaśniewskiego, zaproszonego z małżonką przez króla Belgii Alberta II. Jej przygotowanie zajęło pół roku. Do mnie należała organizacja przyjęcia na cześć pary królewskiej, w Chateau de La Hulpe pod Brukselą. Ułożenie menu, które pokaże najlepsze strony polskiej kuchni, ale i zaspokoi wyrafinowane gusta gości. Potem towarzyszyłam pani prezydentowej i królowej Paoli. Nie ukrywam: było stresująco, ale miałam satysfakcję - opowiada "Claudii".

Kiedy wróciła do Polski w 2007 roku, spotkała Andrzeja Wajdę. - A ja myślałem, że ty na dobre zrezygnowałaś z zawodu - powiedział jej słynny reżyser. Tymczasem aktorka cały czas utrzymywała kontakt z polskim teatrem i kinem. Grała nieduże role w telewizyjnych serialach, potem pojawiła się na scenach Teatru Dramatycznego i Teatru Polskiego, wreszcie zagrała w filmach "Chce się żyć" i "Mój rower". O spełnieniu zawodowym jednak nie mogła mówić. Być może dlatego została... radną Warszawy z ramienia PO.

Jej córki wybrały inną drogę życiową. Obie są humanistkami. Skończyły studia w Belgii. Agata, po politologii i dziennikarstwie, dziś pracuje w Parlamencie Europejskim. Magda natomiast jest graficzką i wykonuje swój zawód w Polsce.

W 2012 roku Byczewski został ambasadorem Polski w Tunezji. Tym razem żona nie przeniosła się już z nim na stałe za granicę. Często go odwiedza, ale zdecydowanie woli swoje skromne mieszkanko na warszawskim Powiślu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji