Artykuły

Aktorzy w plenerze

- Zawsze istnieje niebezpieczeństwo, czy taką kameralną sztukę, wymagającą intymności, kontaktu z widzem, uda się przenieść na wielki plac, żeby niczego nie stracić. "Kamienie w kieszeniach" to przedstawienie, które musi zadziałać na wyobraźnię publiczności - z Rafałem Rutkowskim i Maciejem Wierzbickim, aktorami Teatru Montownia w Warszawie, rozmawia Dorota Wyżyńska w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.

Na placu Defilad w niedzielę "Kamienie w kieszeniach" - plenerowy pokaz spektaklu Teatru Montownia.

Na irlandzką prowincję przyjeżdża ekipa filmowa z Hollywood. Charlie i Jakie mają szansę otrzeć się o wielki świat, zostają statystami w nowej superprodukcji. Dwóch aktorów: Rafał Rutkowski i Maciej Wierzbicki, bez charakteryzacji, bez zmian kostiumów, gra po kilkanaście postaci - statystę, znerwicowanego reżysera, gwiazdę filmową, producenta. Sztuka irlandzkiej pisarki Marie Jones, nazywana "komedią dell'arte XXI wieku", okazała się idealnym tekstem dla Teatru Montownia.

Spektakl "Kamienie w kieszeniach" w reżyserii Krzysztofa Stelmaszyka miał premierę w 2007 roku w Centralnym Basenie Artystycznym. Przedstawienie pokazywane było też w Fabryce Trzciny, Teatrze Małym i Och-Teatrze. Kilka lat temu gościliśmy je na pikniku kulturalnym "Gazety Co jest Grane" w Królikarni.

Dorota Wyżyńska: Reżyser Piotr Cieplak nazwał kiedyś Montownię "grupą do zadań specjalnych". W niedzielę kolejne zadanie specjalne przed wami. Co prawda w plenerze graliście już kilkakrotnie, ale to zawsze może zdarzyć się coś nieoczekiwanego. Co sprawia przyjemność, kiedy gra się pod gołym niebem, a co jest niebezpieczne? Może jakieś anegdoty?

Maciej Wierzbicki: Piotrek Cieplak mówił, że jesteśmy grupa do zadań specjalnych. Dla niego. Że nie wyobraża sobie, że o godz. 19 podnosi się kurtyna, a my wychodzimy i gramy na przykład "Ożenek". Szukał dla nas specjalnych zadań. I podkreślał, że dzięki Montowni realizuje swoje marzenia. Zrobiliśmy z nim "Historię o narodzeniu Pana Jezusa" na Dworcu Centralnym i "Utwór sentymentalny..." w świecie z tektury, ale też plenerową "Historię o Raju Utraconym".

Rafał Rutkowski: W graniu w plenerze fantastyczne jest to, że nie ma ograniczeń na widowni. Każdy, kto chce przyjść na spektakl, znajdzie dla siebie miejsce. Kiedy pokazywaliśmy "Historię o Raju Utraconym" na Agrykoli pojawiło się prawie 3 tysiące osób. Czuliśmy się jak gwiazdy rocka na koncercie. Kiedy graliśmy przedstawienia na rynkach miast czy na dworcu, przyjemne było to, że ludzie specjalnie się zatrzymywali. Zostawali z nami na chwilę lub dłużej, dając nam jednocześnie nadzieję, że żywy teatr jest potrzebny. Bo gdyby nie był, machnęliby ręką i poszli w swoją stronę.

W plenerze przyjemne jest też to, że może zdarzyć się coś, czego nie było w scenariuszu. W teatrze nie usłyszymy szczekającego z oddali psa, nikt nie krzyknie głośno: "A kto zamawiał piwo?". Te odgłosy miasta dodają czasem przedstawieniom przyjemnego smaczku.

A niebezpieczeństwa?

Rafał: Najbardziej niebezpieczny w plenerze jest oczywiście deszcz. Zawsze przegoni widownię, nawet jeśli przedstawienie jest doskonałe. Zwykle trzeba przerwać spektakl, żeby muzycy, którzy grają na instrumentach elektronicznych, nie zostali "popieszczeni" przez prąd.

Maciej: Anegdota. Kiedy graliśmy na pikniku "Gazety Co jest Grane" w Królikarni, okazało się, że nasz akustyk ma do dyspozycji tylko jeden kilkuminutowy kawałek muzyczny. Nie pamiętam, co się stało, czy popsuła się płyta, zapomniał wziąć innych, nieważne. Musieliśmy z tego jakoś wybrnąć. W spektaklu muzyka wchodzi 15-16 razy, zmienia się w zależności od akcji. A my mieliśmy do dyspozycji tylko ten jeden kawałek, przy którym musieliśmy zagrać cały spektakl. Myślę, że z tych 1500 osób, które nas wtedy oglądały, może dwie, trzy zorientowały się, że jest coś nie tak, ale nam nie było łatwo.

Rafał: Zawsze istnieje niebezpieczeństwo, czy taką kameralną sztukę, wymagającą intymności, kontaktu z widzem, uda się przenieść na wielki plac, żeby niczego nie stracić. "Kamienie w kieszeniach" to przedstawienie, które musi zadziałać na wyobraźnię publiczności. Nie ma dekoracji, na scenie jesteśmy tylko my. Aktorzy mają do zagrania po kilka ról.

Lubicie takie wyzwania, prawda?

Rafał: Gramy i społeczność irlandzkiej wioski, i hollywoodzki plan filmowy. Na scenie jest reżyser, jego asystenci, wielkie gwiazdy i statyści.

Maciej: Sztuka idealnie pasuje do Teatru Montownia. To taki teatr na pustej podłodze, bazujący właśnie na wyobraźni.

Rafał: Jest w tej sztuce afirmacja teatru. Dlaczego ludzie kochają teatr? Dlaczego tak bardzo działa na nas w czasach, kiedy wydaje się, że inne media są dużo silniejsze. O tym jest to przedstawienie. To też opowieść o wielkiej machinie filmowej, świecie bez skrupułów.

Irlandzka prowincja została zderzona ze światem filmowym z Hollywood.

Rafał: O tym, jak zderza się wielka machina show-biznesu ze światem małego miasteczka, które ma swoje kompleksy, ale też dumę. Dwóch bohaterów, którzy opowiadają ze sceny tę historię, będzie starało się przekonać widzów, że liczy się to, co mamy w środku, w sercu, a nie blichtr, nie sława... A jedną z najważniejszych wartości jest właśnie siła wyobraźni. Ci widzowie, którym uda się wejść w nasz teatralny świat, mówią nam potem po spektaklu, że przed oczami mieli pełne obrazy. Że zobaczyli te hollywoodzkie sceny, tych wszystkich bohaterów. Mimo że na scenie było tylko dwóch aktorów i jedno krzesło.

***

Plenerowy pokaz "Kamieni w kieszeniach" - niedziela 16 sierpnia, godz. 21.30, Plac Defilad (pi. Defilad 1). Wstęp wolny. Reżyseria: Krzysztof Stelmaszyk, przekład: Anna Wolek, muzyka: Jan Duszyński.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji