Artykuły

Hanna Śleszyńska: Wulkan energii

- Po piętnastu latach pracy w Kabarecie Olgi Lipińskiej już nic mnie nie zadziwi. Przeszłam tam przez wszystkie epoki, od arystokratki po kloszardkę. Byłam nawet Stańczykiem i królem Zygmuntem III, nie mówiąc o urzędniczkach, chłopkach i zakonnicy - mówi aktorka.

Jest prawdziwym wulkanem energii. Ale teraz chciałaby trochę zwolnić, by odpocząć na łonie rodziny i przyjaciół.

Wykorzystuje Pani na co dzień swą popularność?

- Zdarzało się, że doświadczałam sympatii urzędników, gdy musiałam coś załatwić. Trafiłam na kogoś, kto akurat lubił serial, w którym grałam i ten ktoś nadał sprawie szybsze tempo. To było bardzo miłe. Ale czasami można się rozczarować.

Rozczarować?

- Kiedyś z Rysiem Rynkowskim i Bogusiem Mecem przez pomyłkę jechaliśmy samochodem pod prąd. Zatrzymała nas policja. Policjant wypisuje mandat Rynkowskiemu, a Rysiek kręci się wokół niego, wreszcie mówi. "Co, nie poznaje mnie pan?". A policjant na to: "Poznaję, ale nie lubię". Z tego płynie morał, że nie ma co liczyć na specjalne traktowanie ani nastawiać się, że popularność może komuś ułatwić życie.

Wciąż Pani jeździ na motocyklu?

- W ubiegłym roku nie jeździłam. Ale nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa. Tej wiosny zatęsknię, podszkolę się nieco i znowu poczuję wiatr... Choć przyznam, że trochę mnie hamuje poczucie odpowiedzialności.

Boi się Pani?

- Tak. Bo jeśli coś sobie zepsuję, to będę wyłączona z pracy. Podobnie jest z jazdą na nartach. Kiedyś na stoku w Austrii uszkodziłam sobie więzadło w kolanie. A następnego dnia miałam nagranie kabaretu. Nie pozostało mi nic innego, jak włożyć stabilizator i podrygiwać na jednej nodze. Zatem przyjemność to jedno, zaś odpowiedzialność to drugie.

W pracy się Pani oszczędza?

- Miniony sezon teatralny miałam naprawdę ekstremalny. Były trzy premiery: "Psiunio", "Makabreski", oraz "Polityka".

Jak zamierza Pani leniuchować?

- Będę zapraszać najbliższych na obiady. Bo ja, gdy tylko mam czas, zaraz coś pichcę i zapraszam wszystkich, żeby po prostu razem posiedzieć przy stole. Wtedy mamy czas, żeby porozmawiać, bo na co dzień muszę dla odmiany poudzielać się w domu. Chcę znaleźć czas dla siebie, rodziny, przyjaciół. Nie samą pracą człowiek żyje. Trzeba ją dawkować w rozsądnych porcjach. Teraz widujemy się w przelocie. Moja mama zawsze o to dba, więc postanowiłam trochę ją w tym obowiązku odciążyć. Co ciekawe, kiedyś nie miałam zacięcia do gotowania.

Kobieta zmienną jest.

A propos - lubi Pani te ciągle zmiany, kolejne wcielenia na scenie?

- Po piętnastu latach pracy w Kabarecie Olgi Lipińskiej już nic mnie nie zadziwi. Przeszłam tam przez wszystkie epoki, od arystokratki po kloszardkę. Byłam nawet Stańczykiem i królem Zygmuntem III, nie mówiąc o urzędniczkach, chłopkach i zakonnicy.

W spektaklu "Polityka" przenosi się Pani w przeszłość.

- Owszem, w lata dwudzieste minionego wieku. Lubię stroje i stylizacje z tamtych lat. Zresztą myślę, że służą każdej kobiecie.

Pani w stylu retro jest do twarzy.

- Dziękuję. Może powinnam żyć w tamtych czasach? Z oczami w stylu Poli Negri miałabym więcej adoratorów. Bardzo dobrze czułam się też w skórze Józi w serialu "Boża podszewka". Pierwsza część działa się w okresie międzywojennym, a druga po wojnie. A wizerunek kobiety współczesnej nie najlepiej mi służy.

Ale wróci Pani do serialu "Blondynka"!

- Chciałabym. Mam nadzieję, że powstaną dalsze losy bohaterów Blondynki i pani Auguścikowa jeszcze powróci.

***

HANNA ŚLESZYŃSKA (55), aktorka teatralna, filmowa i telewizyjna. Widzowie pokochali ją za rolę siostry Basen w sitcomie "Szpital na perypetiach". Ma dwóch synów z dwóch poprzednich związków: Mikołaja (30) i Jakuba (20). Obecnie związana z Jackiem Brzoską.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji