Kwiaty polskie i obce (fragm.)
Z poważnych przeżyć ofiarowała nam TV w tym tygodniu transmisję z Teatru Dramatycznego w Warszawie sztuki współczesnego pisarza irlandzkiego Sean 0'Casey'a "Czerwone róże dla mnie", w reż. A. Bardiniego. Dramat prezentowany był od dawna i został już oceniony przez krytyków teatralnych, tu więc musimy w ramach owych wszechstronnych, "omnibusowych" funkcji, jakie składają się na działalność recenzenta telewizyjnego - wspomnieć o jego recepcji na szklanym ekranie. Cóż, kiedy spektakl nie miał żadnych szczególnych cech telewizyjnej adaptacji (poza eliminacją przerw, co i tak niewiele skróciło jego teatralne a niezbyt fortunne dla TV rozmiary). Może zatem o samej sztuce.
Ciekawa ona nie tyle dla czysto artystycznych wartości, ale jako obraz kultury tego szczególnego kraju. Dużo można się dowiedzieć o Irlandii z tego utworu. Jest to szczególny rodzaj narodowej dramy, przypuszczam, że odgrywa role taką, jak narodowe dramy naszych wieszczów, tyle że powstała pod piórem pisarza dzisiejszego, co widać. Można by tu znaleźć elementy Gorkiego i Brechta, skandynawski klimat Ibsena i tony naszego Wyspiańskiego. Wszystko to miesza się z sobą. I przez to wszystko przeziera niezwykły, anachroniczny świat społeczny Irlandii. Społeczeństwa anachroniczne mają to do siebie, że współistnieją tam, nakładają się na siebie konflikty archaiczne, gdzie indziej przezwyciężone - oraz współczesne. Tu mamy sprzeczności i religijne, i narodowe, i społeczne równocześnie. Smutny, fanatyczny i zacofany świat. Jak gdyby poza Europą, który wydal tak wielu geniuszy (Yeats, Shaw, O'Neill, Joyce, Beckett). Przedstawienie to Jest przede wszystkim triumfem J. Świderskiego, który stworzył znakomitą kreację starego Brennana. Dla tego typu ról Świderski posiada jak gdyby najwięcej danych. Co do stylu widowiska nie wiem, czy najwłaściwszą wykładnią jest dlań poetyka realistyczna. Jak to w narodowych dramach, które chcą być wszystkim równocześnie.<<<