Kto się boi Samuela Becketta?
SAMUEL Beckett należy do grona tych twórców, których nazwisko jest na ogół powszechnie znane ludziom mającym jako takie obycie literackie czy teatralne, posiadając jednak pewną siłę odpychania tzw. przeciętnego odbiorcy dóbr kultury. Aczkolwiek, każdy kojarzy nazwisko Becketta z "Czekaniem na Godota", na tym na ogól kończy się zainteresowanie twórczością pisarza.
Mając świadomość ograniczonej recepcji Becketta, wynikającej z obawy przed niezrozumieniem, niechęcią do uczestniczenia w beckettowskich przedstawieniach, propozycję przybliżenia twórczości tego Irlandczyka, który z zadziwiającym mistrzostwem pisał w języku francuskim, wysunął sam Tadeusz Łomnicki, który 29 kwietnia zaprezentuje koszalińskiej publiczności "Ostatnią taśmę Krappa" Samuela Becketta.
Pomińmy biografię zmarłego w ubiegłym roku pisarza - tę można znaleźć w każdej encyklopedii czy historii literatury współczesnej. Mając za przewodnika znakomitego znawcę przedmiotu, prof. Jana Błońskiego spróbujmy odpowiedzieć na kilka pytań dotyczących twórczości Becketta. O kim więc pisze? "Pomyślałem Molloya i ciąg dalszy (Molloy - tytuł powieści S.B. - przyp. wł.) - wyznał Beckett - w dniu, kiedy zrozumiałem moją głupotę. Wtedy właśnie zacząłem pisać rzeczy, które czuję". "Cóż to znaczy, jeśli nie odkrycie dystansu? Do siebie, owszem, głupi jestem, wcale nie mądrzejszy od innych. Ale także do postaci: żyją sobie one osobno, za sprawą własnej mowy i w skorupie własnej głupoty" - komentuje Jan Błoński - "Mówić w swoim imieniu to - w przypadku Becketta - zobaczyć siebie jak każdego. Zaś zobaczyć siebie jak każdego - to otoczyć się gromadką sobowtórów, partnerów, przeciwników... słowem, znaleźć się w teatrze."
Gdzie umiejscawia Beckett swoich bohaterów? Choćby znajdowali się, jak Vladimir i Estragon w "Czekając na Godota" w pustej przestrzeni zawsze jest to przestrzeń ograniczona, zawsze wyzwalająca poczucie odizolowania, wypreparowania, zamknięcia nieraz nader dotkliwego, jak np. w "Komedii", której bohaterowie zamknięci zostali w urnach. "Krapp i Joe chowają się starannie w swoich pokojach, jakby w zbawczych pudłach" (...) "Przestrzeń jest zatem zatrzaśnięta, zmiana miejsca akcji nie do pomyślenia. Ale ubóstwu przestrzeni odpowiada nadmiar czasu. Jest go zawsze więcej niż ludzkiej wynalazczości: tyle, że nie wiadomo jak go zmierzyć, albo czym wypełnić. Czas objawia się niemal namacalnie: jest jakby kleistą substancją, oblepiającą słowa i działanie. Unaocznia go zaś powolność: los bohaterów jest żmudą i cierpliwością."
Na czym polega u Becketta akcja, stawia dalej pytanie Jan Błoński i odpowiada: "U Becketta akcja jest zawsze redukcją, ponieważ rozwój zasadza się na utracie. (...) Postacie - stopniowo, ostrożnie - wyczerpują możliwości istnienia, które zostały im przydzielone. Rozporządzają niejako kapitałem bytu, który pomalutku wydają. (...) W tym teatrze nie to jest ważne, co się robi, ale że się robi. (...) Mówienie jest tyle trudne, co konieczne. (...) Póki mówię, istnieję. (...) Mówić, to nadawać znaczenie, umykać czasowi, ocalać jednostkowość. Ale to ocalenie spełnia się w gromadzeniu przedmiotów, gromadzeniu słów, budowaniu systemów, które niczemu nie odpowiadają. Szukamy logiki zdarzeń, racji cierpienia, nadziei zbawienia. I zarazem musimy tę logikę, rację, nadzieję burzyć. (...) Człowiek wypowiada się przez fetysze rzeczy i skorupy słów. Jednak rzeczom sam nadał znaczenie, kiedy zaś mówi, odkrywa, że "jest mówiony" , podporządkowywany systemowi języka. "Cóż pan chce - powiedział Beckett o swojej twórczości. - To są słowa. Nic innego nie mamy".
"W twórczości Becketta czas zmierza do bezczasu, ciało do rozkładu, działanie do nieruchomości, mówienie do milczenia - słowem, istnienie do nieistnienia. Powiedzieć o człowieku najważniejsze, to - wypowiedzieć jego stosunek do śmierci".
To wszystko, co zostało przytoczone powyżej z rozważań Jana Błońskiego, jest jedynie sygnałem wyznaczającym kierunek interpretowania dzieła Becketta. Uzupełnijmy powyższe rozważania - z konieczności fragmentaryczne - końcowymi zdaniami z recenzji "Ostatniej taśmy Krappa" - spektaklu, którym Tadeusz Łomnicki zwieńczył czterdziestolecie swojej pracy scenicznej: "Rozległość talentu Tadeusza Łomnickiego pozwala zobaczyć Krappa jako nędzny skrawek ludzkiego istnienia, a jednocześnie jako alter ego samego Becketta. Nadaje obu wcieleniom wymiar bezpośredni i jednocześnie składający się na parabolę ludzkiego losu., Wielka rola na miarę wielkiego tekstu, którego partyturze podporządkowuje się Łomnicki całkowicie, wydawałoby się, że autor prowadzi aktora za rękę w sposób zupełny, a jednak wielki talent i przenikliwość aktora potrafiły uzupełnić partyturę o akcenty i znaczenia nie napisane w niej. Wielka, to znaczy przeprowadzona w taki sposób, że nie można sobie wyobrazić rozwiązania zarówno całości jak i szczegółów inaczej."
Od 1985 r., czyli roku premiery "Ostatniej taśmy Krappa", rola ta pozostaje w repertuarze aktora, zajmującego w polskim teatrze pozycję wyjątkową, o którym mówi się jako o największym. Możliwość bezpośredniego kontaktu ze sztuką aktorską Tadeusza Łomnickiego jest więc okazją do obcowania z najwyższymi wartościami artystycznymi i intelektualnymi.