Artykuły

Spektakl o północy. Powstańcza pasterka

"Ciekawa pora roku" Agaty Dudy-Gracz w jej reżyserii w Muzeum Powstania Warszawskiego. Pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.

Agata Duda-Gracz, reżyserka spektaklu wystawionego w Muzeum Powstania Warszawskiego, pyta, co by było, gdyby powstanie się nie odbyło. Ale nie tworzy kolejnej historii alternatywnej. Jej perspektywa jest prywatna, trochę baśniowa, odległa od publicystycznych dywagacji. Przynajmniej na pierwszy rzut oka.

1 sierpnia o godz. 17 w stołecznych kawiarniach wszyscy na chwilę wstają od stolików. Jedni podnoszą się od razu, inni pod dyscyplinującym wzrokiem sąsiadów. O północy - pasterka teatralna. Osobistości ze świata polityki i kultury schodzą się na premierę w Muzeum Powstania Warszawskiego co roku przygotowaną przez innego artystę. Dyrektor Jan Ołdakowski tłumaczył niedawno: - Dzięki tak późnej porze premier naszych spektakli możemy w duchowy sposób połączyć się z uczestnikami powstania.

Religijny język nie powinien dziwić. Promowanej przez Muzeum wersji mitu powstania nie da się wytłumaczyć poza schematem mesjańskim: straszliwa hekatomba ma pozytywny, zbawczy sens. Za cenę 200 tys. ciał "ocala duszę" narodu, pomaga przetrwać noc realnego socjalizmu i doczekać wolności.

Nic więc dziwnego, że w tegorocznym spektaklu Agaty Dudy-Gracz ("Ciekawa pora roku") nad miastem unoszą się rozśpiewane anioły z pierzastymi skrzydłami. Jeden z nich to Emose Uhunmwangho, wrocławska aktorka musicalowa o ciemnej skórze i niesamowitym głosie.

Duda-Gracz pyta, co by było, gdyby powstanie się nie odbyło. Ale nie tworzy kolejnej historii alternatywnej. Jej perspektywa jest prywatna, trochę baśniowa, odległa od publicystycznych dywagacji. Przynajmniej na pierwszy rzut oka.

Reżyserka zajmuje się piątką dzieci poległych w powstaniu - tym wszystkim, co by się z nimi mogło stać, ale się nie stało. Kreuje proste sceny "z życia" - miłości, śluby, starczą codzienność. Z czasem zbliża się do historycznej traumy.

Ulepiony z klisz styl Dudy-Gracz pasuje do pop-pamięciowego przemysłu produkującego filmy, koszulki i komiksy. Cóż bardziej kiczowatego niż dzieci na scenie? Gdy widzowie zajmują miejsca, elegancko ubrany Pan Wojna (Cezary Studniak) defiluje tam i z powrotem z piątką brzdąców. Powtarzają jego gesty, zamaszysty krok. Nucą pod nosem, "strzelają" z automatów - pozbawionych amunicji, rzecz jasna. Ten marsz, ironiczny i przejmujący zarazem, brzmi jak odpowiedź na złowrogi kicz pomnika Małego Powstańca.

Od obrazu do obrazu niepokój narasta. Refleks z "Umarłej klasy" Tadeusza Kantora: lekcja w charakterystycznych ławkach. Po łacińskich deklinacjach wchodzi "Rota". Patriotyczny trening do przyszłej samobójczej śmierci?

Duda-Gracz kreuje sceny nieoczywiste, niedopowiedziane, bardzo sugestywne. Michał Staszczak jako Pan Lato, w słomkowym kapeluszu i z nagim torsem, uporczywie zachęca, by wyjechać z miasta. Uczy nurkowania, ale z pogodnego kierownika wycieczki zmieni się nagle w upiornego instruktora musztry.

Gdy w 2007 r. Jan Klata robił dla Muzeum Powstania Warszawskiego jeden z pierwszych spektakli, recenzenci różnych opcji zastanawiali się, jak w takiej sytuacji uniknąć akademii. Dziś już nikt o to nie pyta. Reżyserzy chętnie pracują w Muzeum. Od Pawła Passiniego, który w powstańczych dylematach zobaczył pytanie Hamleta, po Michała Zadarę, który spojrzał na nie z perspektywy dyplomatycznych depesz Stalina, Churchilla, Roosevelta.

Najciekawsze są przedstawienia, które nie starają się opowiadać o niewyobrażalnym piekle powstańców i cywilów wprost, tylko - jak Duda-Gracz - pytają o naszą pamięć. Dwa lata temu Krzysztof Garbaczewski pokazał przewrotny rap: "Żołnierzu pamięci, co ciebie kręci? Jakie baony, które rejony? Tamte karabiny, no i te dziewczyny? Urwane kończyny?".

Duda-Gracz podwieszony pod sufitem wielki samolot obwiesza choinkowymi lampkami. W końcu to święto. "Drodzy obchodzący", zwracają się aktorzy do publiczności. W jednej z finałowych scen wzywają do odśpiewania jubileuszowej piosenki. "Czyje to urodziny?" - pytają.

Dobrze, że Muzeum Powstania Warszawskiego wykonało kolosalną pracę, choćby zbierając nazwiska 60 tys. ofiar, których prochy mogą znajdować się na cmentarzu Powstańców na Woli. Sprawność instytucji w kreowaniu zbiorowej wyobraźni może budzić podziw.

Jednak niepokoi to, że powstanie pamiętamy coraz bardziej mitycznie i jednoznacznie. W wykutej przez prawicę opowieści nie ma dziś miejsca nawet dla wybitnych prawicowych krytyków decyzji o zrywie, takich jak Stefan Kisielewski.

Spróbujcie zacytować piknikowym rekonstruktorom Stanisława Cata-Mackiewicza: "Wspaniałe bohaterstwo polskiego żołnierza i młodzieży, polskiej kobiety i dziecka, zamiast pomocy przyniosło nam tylko powiększenie narodowej klęski (...) Warszawa została zniszczona bardziej niż Berlin, niż inne miasta niemieckie, tak jak klęska Polski w tej wojnie, w której Polacy walczyli w obozie zwycięzców, jest większa od klęski Niemiec".

Tłum z balonikami wstanie znad tematycznych gier planszowych, by na konserwatystę zawyć: "raz sierpem, raz młotem, czerwoną hołotę!". W końcu niemal 40 proc. warszawskich licealistów uważa, że powstanie warszawskie wygraliśmy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji