Artykuły

Z kultury wysokiej do kultury niskiej...

Obecność, a raczej nieobecność klasycznego Teatru Telewizji pokazuje "zjazd w dół" ambicji teatralnych w telewizji. A ten festiwal [Dwa Teatry] tym bardziej objawił się jako sztuczny twór. Reklamuje się tu np.: "20 sztuk w konkursie" - ale przecież 18 z nich, to przeniesienia z prawdziwych teatrów. Transmisje ze spektakli. I to wszystko jest pchane w konkurs - mówi Jerze Stuhr w Polsce Gazecie Krakowskiej.

Niezwykle się wszystko pomieszało! Niemal wszystkie wydarzenia, programy chcą być uznawane za "kulturę wysoką", nawet seriale telewizyjne i rapujący mistrzowie uliczni. Wszyscy jesteśmy artystami?

- Z młodości swej w ogóle nie pamiętam, abyśmy się kiedykolwiek zastanawiali nad tym, czy była kultura wysoka i niska. Rozdzielenie tych pojęć to jest kwestia ostatnich pewnie trzydziestu lat. Przypominam sobie te niebywałe lata, gdy tłum nieprzebrany forsował Stary Teatr, by dostać się na "Dziady", albo "Biesy", te autobusy przyjeżdżające z całej Polski tylko na jeden spektakl, co brzmi teraz niemal niewiarygodnie, a przecież było prawdą. Czy ktoś myślał wtedy, że to kultura wysoka wychodzi do narodu?

Choć inne przykłady były także: gdy zawyłem w Opolu na Festiwalu Piosenki "Śpiewać każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej", to na drugi dzień profesor Stankiewicz, aktor ze Starego Teatru, wziął mnie na bok i powiedział: "Jurku nie wypada, nie wypada, aby aktor ze Starego Teatru takie rzeczy wyczyniał".

Ale z drugiej strony, także za moich czasów, całe nasze pokolenia aktorskie, starsze też - wszyscy oprócz sceny grali w kabarecie. I nie mówili, że z "kultury wysokiej" schodzą do "niskiej". O 22, po spektaklu, szli do Jamy Michalikowej czy do Piwnicy pod Baranami, w Warszawie do Dudka - i grali. Wszyscy szli wieczorem do kabaretu. Marek Walczewski, Wojtek Pszoniak, Witek Sadecki, który nagle z Senatora w "Dziadach" - stawał się jednym z braci Gzymsików. Myśmy nie mieli dyskomfortu, że nagle dajemy tu jakąś plamę, bo gramy w kabarecie.

Ale myślę, że temu podziałowi jest winna telewizja. To ona pomieszała kryteria wysokie i niskie. I w związku z tym artyści, broniąc się, zaczęli się okopywać w "wysokich bastionach", albo szli na łatwiznę telewizyjną. Tu jest sedno sprawy.

Jeszcze na początku była i w telewizji prawdziwie inteligentna opozycja, czyli teatr telewizji. Co poniedziałek o 20.15 cały naród zasiadał przed telewizorem. Nie wychodziliśmy ze studia, sztuka za sztuką była realizowana.

A potem było coraz gorzej i gorzej... Aż przed kilku tygodniami w Sopocie na Festiwalu Dwóch Teatrów, wygrały dwie sztuczki ze sceny teatralnej Dwójki. Bo to jest polityka telewizji, żeby teatr zepchnąć całkowicie do Dwójki. Wyrzucić go z Jedynki. A pozycje klasyczne raczej ograniczyć, zostać przy małych, jednoaktówkach, bo to nie będzie tak absorbujące.

I stało się tak, że na zakończenie festiwalu, Juliusz Braun publicznie podziękował mi za jedyną w całym konkursie pozycję z klasyki teatralnej, czyli za "Rewizora", który stał się jednym z największych osiągnięć tego roku, bo jest sztuką klasyczną, zrobioną dla teatru telewizji, a osiągnął milionową widownię.

Obecność, a raczej nieobecność klasycznego Teatru Telewizji pokazuje ów "zjazd w dół" ambicji teatralnych w telewizji. A ten festiwal tym bardziej objawił się jako sztuczny twór. Reklamuje się tu np.: "20 sztuk w konkursie" - ale przecież 18 z nich, to przeniesienia z prawdziwych teatrów. Transmisje ze spektakli. I to wszystko jest pchane w konkurs.

Nie ma spektakli, które powstałyby tylko dla telewizji, uwzględniające warunki i możliwości telewizji, jej język. Więc jak można porównać zdjęcia Joli Dylewskiej ze zdjęciami zdolnego pana Pawelca przy przeniesieniu spektaklu "Apolonia" z teatru Warlikowskiego? Sam się śmiał, gdy dostał tę nagrodę, że było to tylko "trzy dni roboty".

Jak to porównać? Sama telewizja stwarza to pomieszanie kryteriów. I potem widz nie wie, czy to, co ogląda, jest artystyczne czy nie.

Tu bym upatrywał winy! Ja to wyczułem, gdy byłem młodym aktorem, gdy uciekłem ze "Spotkań z balladą", bo wiedziałem, że to mnie tak zaszufladkuje, że nie będę mógł grać.

Wiedziałem, że mogę wsiąknąć w jakiś świat, który przyniesie mi apanaże finansowe, ale na długo zamknie drogę do teatru. Jak Gajos, który mocno to okupił, gdy na czołgu wjeżdżał na ekran.

Ale i on nie miał kłopotu ze sztuką "wysoką i niską" - pamiętam jego wspaniałe monologi kabaretowe.

Tylko że póki to jest w dymie papierosowym, w piwnicy, w piwiarni... to jest wszystko w porządku.

Gorzej, gdy kamera telewizyjna stanie przed nami, a w kontekście jest uświadomienie sobie milionowej widowni, to natychmiast wyobraźnia staje się jak plastelina, a sztuka sama schodzi, gdzie chce.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji