"Mąż i żona" w Powszechnym
""Sztuka ogólnie podobała się, oklaski zbierała częste, a po jej ukończeniu żądano widzieć autora i wymieniano Ciebie. Dowodzi to wszystko, jak Twoje płody są tu cenione - donosił Aleksandrowi {#au#207}Fredrze{/#} po warszawskiej premierze jego komedii Franciszek Kisieliński. Do poszczególnej opinii o komedii 'Mąż i żona', że jest dobrą, zabawną i dowcipną, to jej tylko wszyscy zarzucają, że jest nadto wolną i ja się obawiam bardzo, aby naszemu ministrowi oświecenia nic przyszła chętka zakazać jej grania".
Dziś oczywiście nikomu nie przyjdzie do głowy zakazywać grania "Męża i żony" z powodu śmiałości obyczajowej. Wręcz przeciwnie - właśnie obyczajowość jest w tej sztuce najbardziej anachroniczna. Kogo dziś, w czasach "Nagiego instynktu", może zdziwić miłosny kwadrat, w skład którego wchodzi nobliwe małżeństwo, przyjaciel domu i służąca? Reżyser Krzysztof Zaleski biorąc się za inscenizację "Męża i żony" w końcu XX wieku miał świadomość, że ta komedia ma już tylko urok starego bibelotu, że nie da się z niej zrobić ostrej satyry na obyczaje Polaków. Zaleski postawił na piękną polszczyznę, zabawne powiedzonka i na aktorstwo.
Obsada, na pierwszy rzut oka, wydaje się mocno zaskakująca. Dotyczy to zwłaszcza Krystyny Jandy. Kojarzy się ona przede wszystkim z rolami dramatycznymi, z postaciami silnych kobiet z charakterem. Tu gra rozdygotaną, zagubioną mężatkę, która próbuje realizować się w układzie pozamałżeńskim. Aktorka grając Elwirę dowiodła nie tylko, że potrafi zagrać postacie będące w opozycji do wszystkich dotychczasowych - ról, ale także tego, że świetnie radzi sobie w rolach komediowych. Drugim zaskoczeniem jest komediowa kreacja Piotra Machalicy. Jego Alfred, przyjaciel domu, to chyba najzabawniejsza postać całego przedstawienia. Aktor świetnie wyczuł konwencję spektaklu, a nieznośną, starą manierę polegającą na mizdrzeniu się do widza, uczynił siłą swej roli. A przecież niezłą interpretację postaci męża, Hrabiego Wacława, zaproponował Janusz Gajos. Pan domu jest mrukliwy, zdegustowany życiem rodzinnym, za to bardzo aktywny w układach "na boku". Sztukę przygotowano z okazji 200-iecia urodzin Aleksandra Fredry, ale spektakl zupełnie nie ma charakteru "akadmii ku czci".