Artykuły

Aleksander Bardini. Złośliwy geniusz teatru

20 lat temu zmarł Aleksander Bardini.

Kamienica przy ul. Zielonej 6 w Łodzi. To tu, w mieście kultury, 17 listopada 1913 roku przyszedł na świat mały Olek. Uroczy, jak każde niemowlę, jeszcze wolny od charyzmy, która później - przez lata - była jego wizytówką. Nie mógł wtedy jeszcze wiedzieć, że jego gaworzenie wkrótce przerodzi się w polszczyznę na tyle piękną, że będzie mógł wypełniać nią teatry.

Zmarły 20 lat temu Aleksander Bardini, bo o nim mowa, sztuki aktorskiej uczył się od najlepszych, Aleksandra Zelwerowicza i Leona Schillera. Doświadczenia artystyczne zaczął jednak zbierać już kilka lat przed podjęciem studiów w Państwowym Instytucie Sztuki Teatralnej, który ukończył w 1935 roku. Był przecież wszechstronnie utalentowany, jako nastolatek występował w kwartecie smyczkowym Żydowskiego Stowarzyszenia Muzycznego oraz w kabarecie "Ararat".

Bardini, jako Polak żydowskiego pochodzenia, podczas niemieckiej okupacji, wraz z rodzicami szukał azylu w sowieckim wówczas Lwowie. Po wojnie z kolei, po pogromie kieleckim w 1946 r. wyemigrował z Polski - mieszkał w USA, Kanadzie i RFN. Wrócił jednak do Polski - w roku 1950.

Nie ukrywał swojego pochodzenia - w czasach PRL często gościł na spotkaniach w Towarzystwie Społeczno-Kulturalnym Żydów oraz w studiu aktorskim przy Teatrze Żydowskim w Warszawie, podczas których z pasją opowiadał o teatrze, a także o zamiłowaniu do sztuki cyrkowej.

Był człowiekiem orkiestrą. Przez lata z powodzeniem występował zarówno na deskach teatru, jak i przed kamerami filmowymi - zagrał m.in. w "Dekalogu" Krzysztofa Kieślowskiego - jednak w historii polskiej kultury zapisał się przede wszystkim jako reżyser teatralny; w 1955 roku, w setną rocznicę śmierci Adama Mickiewicza, jako pierwszy reżyser po II wojnie światowej wystawił "Dziady".

Przez lata pełnił również rolę nauczyciela. Wykładał na warszawskiej Akademii Teatralnej (przez ponad 30 lat), był również profesorem łódzkiej "filmówki". Studenci go kochali i nienawidzili, albowiem Bardini słynął z uczciwości, która łączyła w sobie bezkompromisowość, szczerość, przenikliwość, a czasem nawet złośliwość.

"Nigdy nie zapomnę jak kazał stanąć mi przed lustrem w sali estradowej warszawskiej uczelni i spokojnie, bez litości wymieniał moje wady urody i zalety, uświadamiał mi z całą brutalnością jaka jestem, jak mnie widzą inni. Na koniec kazał mi siebie polubić i uświadomił, że bez tego, bez tej zgody na siebie i akceptacji, nic w tym zawodzie nie osiągnę" - napisała niegdyś o prof. Bardinim, Krystyna Janda.

Z kolei Artur Hofman, aktor i reżyser teatralny, wspomina w rozmowie z "Rzeczpospolitą": - W 1982 r. zdawałem tzw. egzamin eksternistyczny dla adeptów studia przy Teatrze Żydowskim. Bardini, który był przewodniczącym komisji, zapytał mnie nie o kwestie okołoteatralne, co było charakterystyczne dla tego typu egzaminów, lecz o politykę, o skład partii politycznych w parlamencie rosyjskim po rewolucji lutowej w 1917 r. Bardini był specyficzny: szorstki, ale zarazem bardzo dowcipny.

Poczucie humoru było, obok nieprzeciętnej inteligencji i wiedzy, znakiem rozpoznawczym Bardiniego. Artysta - jak wspomnieliśmy - był bardzo krytyczny wobec innych, lecz zazwyczaj, łagodził krytykę dowcipem. Młodym adeptom sztuki aktorskiej ponoć powtarzał: - Jeżeli chcesz mieć głos, to nie wolno tobie niczego na literę "p" - nie możesz pić, palić, o panienkach nie wspominając. Ale jak już masz głos, to możesz pić, palić i p... ile wlezie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji