Artykuły

Siłą spektaklu jest kameralność

"Śmieci" w reż. Tomasza Mana w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Natalia Fijewska-Zdanowska w portalu Polskiego Radia.

Odchylam się, żeby przepuścić aktorów. Tłoczą się w maleńkim przejściu pomiędzy rzędami. Ciemne okulary, wyciągnięty sweter i wystająca spod spódnicy stara halka: Ewa Dałkowska przepycha się między widzami, żeby dostać się do okna, przez które chce wyskoczyć. Zdzisław Wardejn próbuje ją powstrzymać. Krzyczy i wymachuje rękami, a widzowie wiercą się na swoich miejscach niepewni tego, czy aktor powinien być tak blisko?

Siłą spektaklu Śmieci jest przede wszystkim jego kameralność. Offowa scena Teatru Powszechnego - Garaż - to chyba jedna z najmniejszych scen w Warszawie. Zwykły pokój, w którym po jednej stronie siedzi kilkunastu widzów, a po drugiej rozgrywa się spektakl. Oglądając Śmieci ma się wrażenie przebywania razem z bohaterami w małym ubogim mieszkaniu niewidomej emerytki. Dziergany ręcznie pożółkły obrus i stary regał przypominają prawdopodobnie mieszkanie niejednej ze współczesnych staruszek. Ta jednak jest wyjątkowo nieszczęśliwa i to nie tylko ze względu na utratę wzroku. Kim była wcześniej dziwna, zgięta wpół kobieta - nie wiadomo. Mówi o sobie jak o słynnej pianistce, prawdopodobnie jednak była zwykłą szatniarką w filharmonii. Bohaterka nie może pogodzić się z samotnością, z poczuciem odrzucenia i zmarginalizowania przez społeczeństwo. Jedyną osobą, z jaką się spotyka jest robiący jej zakupy i wychodzący z nią na spacer bezdomny menel (Zdzisław Wardejn). Kiedy na jednym ze wspólnych spacerów kobieta znajduje w parku działający telewizor, on uznaje, że przyjaciółka posiada nadprzyrodzone zdolności, próbuje ją więc wykorzystać i nakłonić do dalszych poszukiwań cennych śmieci.

Tomasz Man już po raz trzeci sięgnął po tekst jednego z najpopularniejszych współczesnych polskich dramaturgów "pokolenia porno" - Krzysztofa Bizio. Ten architekt z zawodu i dramaturg z powołania jest uważny za twórcę piszącego o zwykłych ludziach, którzy są jednocześnie skrajnie nieszczęśliwi. Zwolennicy happy-endów zarzucają mu, że nie pozostawia widzom nadziei. Podobnie interpretowane są Śmieci - jako smutny tekst o wyrzuconych po za społeczeństwo ludziach-śmieciach, nikomu niepotrzebnych, samotnych.

Gdyby jednak ponury świat polskich slumsów miał być kluczowym wątkiem tego spektaklu, musiałabym uznać spektakl za nieudany. Za mało w nim schronisk, dworców i biedy, a grana przez Kazimierza Wysotę postać "zalkoholizowanego" kolegi, który za butelkę wódki mógłby nawet zamordować staruszkę, jest niestety najsłabszym punktem spektaklu. Wysota próbując pokazać typowego menela wpada w schemat i gra w sposób niewiarygodny.

Dla mnie jednak kluczowym wątkiem przedstawienia jest relacja między dwojgiem samotnych starych ludzi. Zarówno Wardejnowi, jak i Dałkowskiej daleko do typowych, polskich, ulicznych biedaków. Twórcom spektaklu udało się uchwycić niezwykły charakter więzi łączącej zmęczone życiem i sobą pary. Ich relacje są dziwną mieszanką przeciwstawnych uczuć: troski i interesowności, oddania i nienawiści, miłości i złości. Szczególnie dobrze wypada Ewa Dałkowska. Jej postać zbudowana jest rewelacyjnie. Pełna sprzeczności, niuansów i niedopowiedzeń - osoba z krwi i kości.

Warto zobaczyć ten spektakl chociażby dla jej roli. I dla tekstu Bizio. Teatr Powszechny ma wreszcie małą, intymną scenę, zagubioną na tyłach budynku, z prowizoryczną szatnią i bez ogromnego foyer. Scenę w sam raz na nowe sztuki, które nie zawsze dobrze komponują się z tradycyjną przestrzenią. I aż dziw, że kiedy dwie pozostałe sceny Powszechnego pękają w szwach, malutki Garaż ciągle świeci pustkami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji