Artykuły

La Boheme

"Cyganeria" Giacomo Pucciniego należy do najwyższych osiągnięć w dziejach muzyki operowej. Powstała w okresie szczytowego rozkwitu talentu kompozytora.

Kompozytor zaczerpnął ten temat z powieści Henri Murgera "Sceny z życia cyganerii", gdzie obok świetnej materii dramatycznej odnalazł również odrobinę siebie - owego biednego, młodego studenta konserwatorium w Mediolanie. Sam twórca powieści - choć nie osiągnął wysokości literackiego parnasu - był pisarzem dość popularnym, lecz poza "Scenami..." żadna z jego książek nie weszła do poważniejszych literackich annałów.

Paryż dziewiętnastowiecznej artystycznej bohemy fascynował i fascynuje nadal. Karty prozy, poezji i teatru pełne są bardziej lub mniej udanych, a czasem wręcz kiczowatych wizerunków tego jedynego w swym rodzaju zjawiska. Toteż sukces Murgera, a potem Pucciniego polega również na umiejętności przekazu, rzeczywistego klimatu tego miejsca i czasu, na zdolności wniknięcia w głąb bez ocierania się o sentymentalizm i powierzchowność. Obaj potrafili wyłuskać i wyrazić liryzm i komizm, komedię i tragedię, biedę i radość życia, psychologiczny rysunek postaci i realizm ulicy.

Kształt ostateczny operze nadali dwaj libreciści i przyjaciele kompozytora - Luigi Illica i Giuseppe Giacosa. Ale prawdziwym arcydziełem "Cyganeria" stała się dzięki muzyce.

Premiera opery odbyła się 1 lutego 1896 roku w Turynie pod dyrekcją młodego wówczas Artura Toscaniniego. Przyjęto ją - z niewielkimi wyjątkami - entuzjastycznie. Tak też publiczność słucha jej nadal z niesłabnącym i nieprzemijającym wzruszeniem, choć w głąb historii odeszła artystyczna bohema, a czasy nie sprzyjają lirycznej miłości.

O kolejnej warszawskiej premierze "Cyganerii" można bez wahania powiedzieć, że została przygotowana na miarę wielkości dzieła. Jest to przedstawienie pod każdym względem udane - muzycznie, wokalnie, reżysersko i scenograficznie. Znakomicie spisała się premierowa czołówka solistów. Przede wszystkim bułgarski tenor Kałudi Kałudow w bardzo trudnej i dużej partii Rudolfa, który po pierwszych, niezbyt udanych minutach ujawnił niezwykłą siłę i piękno głosu. Wielkie wrażenie wywoływała kreacja Izabeli Kłosińskiej jako Mimi, a Grażyna Ciopińska w roli frywolnej Musetty wykazała się nie tylko pięknie i mocno brzmiącym sopranem, ale i lekkością aktorską. Wiesław Bednarek (Marceli) chyba po raz pierwszy śpiewał tak wyćwiczonym i wyrównanym przez cały spektakl barytonem. Dobrze również wypadli Ryszard Morka w basowej, krótkiej partii Colline oraz Andrzej Zagdański (Schaunard). Właściwie cały zespół solistów, którzy pojawiali się na scenie, zasługuje na słowa uznania. Takie same należą się zespołowi chóru pod kierownictwem Bogdana Goli oraz chórowi "Alla Polaca" kierowanym przez Sabinę Włodarską. Przedstawieniem dyrygował Andrzej Straszyński

Dzięki dwóm znakomitym artystom warszawska "Cyganeria" uzyskała interesujący, stylowy kształt sceniczny. Albert Andre Lheureux - reżyser belgijski, który w warszawskim Teatrze Wielkim realizował również "Czarną Maskę" Pendereckiego, stworzył spektakl bezpretensjonalny, utrzymany w dyscyplinie wiarygodności i epoki. W tej konwencji zaprojektował swą scenografię nasz największy w tej dziedzinie twórca Andrzej Majewski. Powstały więc wielkiej piękności pejzaże (rogatki na drodze do Orleanu) i sceny uliczne, i artystyczna mansarda pod dachami paryskich kamienic - wszystko jak zawsze bardzo ma-larskie, nieco zawieszone w surrealizmie.

Obejrzenie tej "Cyganerii" jest dużym przeżyciem. Zgrabnie wyraził je oglądający premierę prezes Rady Ministrów Jan Krzysztof Bielecki - że dzień dzisiejszy, utrapienia polityka i politycy odchodzą, a ponad czasem pozostaje zawsze wielka sztuka. Ona też jedyna osiąga najprawdziwsze ludzkie uwielbienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji