Artykuły

Nienormalni

"Dziwny przypadek psa nocną porą", sztuka Simona Stephensa, napisana na motywach powieści Marka Haddona, wystawiona przez Teatr Dramatyczny na scenie im. Tadeusza Łomnickiego na Woli i wyreżyserowana przez Jakuba Kroftę, to dzieło z wielu powodów wyjątkowe - pisze ks. Andrzej Luter.

Nie tylko ze względu na głównego bohatera. Christopher, wykazuje zaburzenia rozwojowe, charakterystyczne dla zaawansowanego autyzmu. I nie tylko ze względu na grającego go Krzysztofa Szczepaniaka. To rewelacyjna rola młodego aktora, który przez ponad dwie godziny właściwie nie schodzi ze sceny. Rola - bez przesady - na miarę Myszkina z Dostojewskiego. Niezwykłość tej sztuki polega na tym, że jego twórcy patrzą na upośledzone umysłowo osoby, których egzemplifikacją jest Christopher, jako na pełnoprawnych członków społeczeństwa, jednocześnie bez sentymentów konstatują, że ich "inność" skazuje ich na życie niespełnione. Tylko, czy czyjekolwiek życie jest spełnione? Bardzo trafnie ujmuje swoją sytuację Pablo Pineda, hiszpański aktor z zespołem Downa. Według niego jego "upośledzenie" nie jest chorobą, jak się wszystkim wydaje. Nie jest też opóźnieniem w rozwoju, przeciwnie, "nasz rozwój przebiega prawidłowo w ramach naszych biologicznych możliwości". Nie jest też ułomnością, bo stać ich na o wiele więcej niż się wydaje. Pineda dodaje, że jest on przejawem ludzkiej różnorodności, cechą charakterystyczną. "Wypadło na mnie i mam jeden chromosom więcej". Ludzie z autyzmem, tak jak Christopher, mają odmienny sposób myślenia, uczenia się, przetwarzania informacji - trochę wolniej, czasami o wiele szybciej, po prostu inaczej.

Przeciętny człowiek w sposób naturalny - jakby niezależny od siebie - lituje się na takimi ludźmi, uważa ich za nieszczęśliwych, niezdolnych do szczęścia, w konsekwencji odmawia im prawa do radości życia, wbrew własnym intencjom. Krofta mógł zrobić z tej sztuki łzawy melodramat, tymczasem powstała bardzo realistyczna, czasami prześmiewcza, wizja naszego świata.

Nie potrafimy zachowywać się w obecności osób z autyzmem w sposób naturalny, traktujemy ich jak nieuleczalnie chorych, którym należy umożliwić godnie przeżyć życie. To jest w ogóle nasz problem z podejściem do "inności". W przypadku autyzmu, jak i innych "zaburzeń", dominuje litość, wynikająca zapewne ze szlachetnych pobudek, ale na dłuższy dystans nie do zniesienia. Zdarzają się też - niestety - przypadki obojętności i wzgardy. Takie postawy uznajmy jako dewiację duchową tzw. normalnych ludzi.

W sztuce Stephensa widać, że litość, przesadna czułość, wyrażana wobec odmienności może być tak samo bolesna jak nienawiść. Bohater nie znosi na przykład dotyku, wpada wtedy w histerię, w szał, zaczyna zwijać się jak embrion. Christopher wykazuje cechy zespołu Aspergera, a zatem ma trudności z rozumieniem relacji międzyludzkich, nie potrafi odczytywać od razu uczuć, jak też intencji innych ludzi, źle (czyli dosłownie) interpretuje ich ekspresję mimiczną, a także metafory . Jest racjonalny i logiczny aż do bólu, dlatego nie potrafi rozpoznawać ukrytych znaczeń. Imponuje mu dedukcja, stąd fascynacja Sherlockiem Holmesem. Prywatne śledztwo w sprawie śmierci psa prowadzi go do odkrycia prawdy o swoich najbliższych. Nie odkryłby tej prawdy w warunkach "normalności". Jego stany psychiczne są nieodgadnione, nie do rozpoznania. Ani Judy, matka chłopaka, ani Ed, ojciec, ani Siobhan, nauczycielka, nie potrafią do niego dotrzeć.

Jakub Krofta pokazuje nam dwa plany dramatu. Z jednej strony główny bohater, fenomen wśród "autystów", ukończył bowiem z wyróżnieniem gimnazjum, wykazuje fenomenalne uzdolnienia matematyczne, i jako jedyny zostaje dopuszczony do zdawania matury. Z drugiej strony oglądamy dramat rodzinny, atrofię uczuć wśród "normalnych". Pozostaje tylko miłość do "innego" syna, przed którym ojciec ukrywa rozpad małżeństwa, nie pokazuje mu listów od matki, która wyjechała z kochankiem do Londynu.

Christopher ostatecznie przyjął i chyba (podkreślam: chyba!) zaakceptował fakt, że zespół Aspergera stanowi o jego podmiotowości i tożsamości, i gdyby nagle stał się "normalny" , to wcale nie wiadomo, czy byłby szczęśliwszy, a właściwie wiadomo: nie byłby, nie przekroczymy przecież własnych ograniczeń, należy je nie tylko zaakceptować, bo niby co miałaby oznaczać sama tylko akceptacja, ale przede wszystkim trzeba z nich uczynić własną siłę. To strasznie trudne. Christopherowi chyba się udało (znowu to "chyba", ale przecież nigdy nie można mieć pewności).

Jego życie zapewne ulegnie zmianie. Dzięki swojemu śledztwu wprowadził się w świat, w którym słowo "człowieczeństwo" nie jest pustym frazesem ideologicznym, ale namacalnym konkretem. Tadeusz Sobolewski, który ma przecież osobiste doświadczenia związane z córką Celą (opisane w znanej książce przez jego żonę Annę), pisał kiedyś o swoich przeżyciach: " Kontakt z niepełnosprawnością umysłową daje pewną wizję człowieka: to homo viator, wiecznie w drodze, istota wciąż formująca się, wychylona w przyszłość, niegotowa. Jednak w tym niespełnieniu kryje się nadzieja". Tak więc przesłanie kolejnej świetnej sztuki w Dramatycznym odnosi się w pewnej mierze do nas wszystkich. Stephens i Krofta kwestionują bowiem cywilizacyjny mit o możliwości absolutnego spełnienia. Jest ono niemożliwe do osiągnięcia zarówno dla osób z zespołem Aspergera, Downa, czy jakiekolwiek innego, jak i dla nas "normalnych". Ale to nie znaczy, że niemożliwe jest szczęście. Wręcz przeciwnie, jest możliwe, i trzeba o nie walczyć, pokonywać zamknięte dotąd możliwości, tak jak Christopher. Zawsze jednak pozostanie tęsknota za czymś nieosiągalnym, niespełnianym, tęsknota połączona z nadzieją, która jakoś napędza nasze życie.

Nie twierdzą, że moja sytuacja jest taka sama jak ludzi z zespołem Aspergera, byłoby to nadużycie i zarozumiałość, ale przecież przeżywając tę sztukę odbijałem się w lustrze osoby autystycznej. Łączy nas to, co nazywamy człowieczeństwem, a więc prawo do spełnienia w różnych jego postaciach, i prawo do niespełnienia, do bólu, do buntu.

Można przecież przekroczyć barierę niemożności, uświadamiając sobie jednocześnie swoja ograniczoność. Christopher potrafił przekonać otoczenie, nie starając się o to, że określenie "mniejszość" nie oznacza kogoś społecznie okaleczonego. Na tym polega uniwersalizm tej sztuki: "Homo viator".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji