Artykuły

On tej kobiety nie kochał

"Lalka. Najlepsze przed nami" wg Bolesława Prusa w reż. Wojciecha Farugi w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Katarzyna Gajewska na blogu gajapisze.pl.

Obejrzałam "Lalkę" w Teatrze Powszechnym w Warszawie i jestem wściekła!

Bolesław Prus oszukał nas wszystkich. Nieświadomie bądź z premedytacją okłamał nas, pozwolił nam dać się złapać na jakże smakowity, jakże pod prąd idący stereotyp, że on taki dobry, a ona taka zła. W szkole uczyli nas: Wokulski dobry, Wokulski przedsiębiorczy, Wokulski zakochany. A ona, ta Łęcka, taka zimna, nieczuła, arystokratka za przeproszeniem, materialistka, material-girl, gold-digger. Taka Lalka. Piękna ale pusta w środku. On ją tak kochał, a ona tak go nie chciała, tak go zraniła. Bo to zła kobieta była.

Całe szczęście polski teatr coraz częściej sięga do "Lalki" i naprostowuje nasze szkolne myślenie. Inscenizacja Wojciecha Farugi w Teatrze Powszechnym w Warszawie, poza umieszczeniem w niej ogromnej ilości znaków, odniesień, odprysków współczesnej rzeczywistości, kilku ciekawych refleksji o gospodarce czy wierze, pokazuje nam w końcu prawdziwego Wokulskiego. I prawdziwą Łęcką. Prawdziwych - bo bardziej prawdopodobych i ludzkich niż w powieści Bolesława Prusa. Wokulski (Marcin Czarnik) jest tutaj człowiekiem patrzącym tylko w głąb siebie, nie zauważającym nikogo, łącznie z obiektem swoich rzekomych uczuć. Marcin Czarnik, którego gra aktorska ma w sobie zawsze coś z pogardy do wszystkiego wokół, znalazł zaskakujący sposób na Wokulskiego. Czarnik gra na 75% swoich możliwości, jest wyciszony, nie podbija rzeczywistości, bo uważa ją już za swoją własność. Zamiast eksplozji mamy implozję. Poza 40 milionami i sukcesem do pełni szczęścia brakuje mu jednego - wkupienia się w arystokrację, być może podupadłą już nieco, ale jednak. Brakuje mu błękitnej krwi. Tylko do tego potrzebna jest mu Łęcka (Anita Sokołowska).

Izabela w inscenizacji Farugi jest ofiarą systemu, w którym przyszło jej żyć. Nie umie zarabiać na życie, nie jest przedsiębiorcza - nic nie umie i w sumie nic nie ma - wszystko, co zdaje się mieć, należy do kogoś innego. Skąd miałaby umieć? Skąd miałaby wiedzieć, jak zadbać o swoje interesy? Jedyną możliwością awansu jest dla niej wyjście za mąż. A wyjście za mąż za Wokulskiego jest dla niej awansem i degradacją społeczną jednocześnie. Nie ma wyboru, zawsze przegra. Jedyną nagrodą pocieszenia byłaby miłość. W najbardziej poruszającej scenie Izabela bezgłośnie prosi Wokulskiego, by ten powiedział, że ją kocha, by ją przytulił. Błaga go o jakikolwiek przejaw uczucia. A Wokulski zajęty jest dmuchaniem balonów. Jest to moment, kiedy prawda wychodzi na jaw: Wokulski nie kocha Izabeli. Nigdy jej nie kochał. Pozwolił jedynie myśleć wszystkim dookoła, że tak jest. Bo mu się to opłacało.

"Lalka. Najlepsze przed nami" - tak brzmi pełen tytuł spektaklu, który wpisuje się w nurt nowych odczytań polskiej klasyki. Czarnik i Sokołowska na końcu spektaklu wychodzą z ról, obejmują się po przyjacielsku, on opowiada jej jak to było w tym pociągu, jak powiedział jej to słynne "farewell". Dopiero od tego momentu, bez bagażu nadanego przez lekturę bez zrozumienia, mogą zacząć żyć tak naprawdę. Mogą sprawdzić, czy naprawdę potrafią kochać. Jest happy end, ale poza książką. Poza kanonicznym tekstem.

Nie sposób pominąć świetnej roli Karoliny Adamczyk, która gra Ochockiego, naukowca z ogromną pasją i determinacją - niemal negatyw Wokulskiego. W zestawieniu z nim/nią Wokulski wydaje się być postacią znikomą, przygniecioną świadomością o własnej miałkości. Ochocki w wykonaniu Adamczyk jest intrygujący, jakby poza człowieczeństwem, ewolucją, wykraczający poza cielesność i sprawy takie jak krew, klasa, miłość. On jest nowym człowiekiem. Wokulski jest zbyt ślepy, by to zauważyć, pomaga mu bo może - ale nie dlatego, że go rozumie czy mu wierzy.

"Lalka" Farugi nie jest spektaklem łatwym. Pozostawia jednak ślad w pamięci, wiele znaczeń wychodzi na jaw dopiero po dłuższym czasie. Ale warto obejrzeć tę zupełnie inną "Lalkę". Być może spektakl przytłoczony jest przez nadmiar środków, jednak scenografia (Agata Skwarczyńska) oraz muzyka (Joanna Halszka Sokołowska/zespół Der Father) są z pewnością atutem inscenizacji. Na uwagę zasługuje w szczególności scena kolacji na cześć Stanisława, odbywająca się na obrotowej scenie. Warto zobaczyć na własne oczy jak rozpada się świat i mit, jak rozpada się kłamstwo stworzone przez Prusa i przez Wokulskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji