Słowacki na scenie
Dzieje polskiego mesjanizmu obfitują w przepowiednie i proroctwa, jakimi w dniach narodowych nieszczęść krzepiono serca. Autorzy najgłośniejszych - Wernyhora i ks. Marek - stali się ulubionymi bohaterami literatury romantycznej. Wyobraźnię Słowackiego szczególnie rozbudzała postać ks. Marka. Karmelita ów, o którym w pamiętnikach generała Kreczetnikowa znajduję wzmiankę, że był "sekretnym aresztantem", oczekującym zesłania "na Sybir pod ścisłą strażą, albo gdzieindziej podług dalszego rozkazu" - budził powszechne zaciekawienie, boć współcześni Słowackiemu, starsi odeń wiekiem, mogli go jeszcze spotykać w czasach Kościuszkowskiego powstania.
Był więc ks. Marek - dla Mickiewicza, Goszczyńskiego, Siemieńskiego - postacią sztandarową, głoszącą walkę i przyszłą wolność kraju. Entuzjazmowano się jego wieszczbą dla Polski z roku 1763; nawiąże do niej Słowacki w "Beniowskim" i w historiozoficznym dramacie - "Ksiądz Marek".
Powstanie dramatu poprzedzą słowa Mickiewicza. "Jak sama poezja, tak i wieszcz konfederacji Barskiej - mówił on z katedry paryskiej - po wielu latach zapomnienia zjawia się w literaturze piśmiennej. Twarz księdza Marka wysuwa się spoza swojej epoki i góruje nad jej wypadkami". A w innym wykładzie: Człowiekiem, który ideę polską "najoczywiściej wyobrażał, człowiekiem najznakomitszym owych czasów nie przez swoje czyny, ale przez entuzjazm swojej wiary, był niewątpliwie ksiądz Marek".
W historii literatury dramat Słowackiego podlegał różnorodnym i wręcz z sobą sprzecznym odmianom opinii - od podziwu Cybulskiego do ostrej krytyki Małeckiego. Ogólnie jednak biorąc sądy uczonych w piśmie można by tak streścić: nieporozumienie ideowe i artystyczne, a jednocześnie arcydzieło o niezwykłej zwartości i dynamice; wstrząsająca postać ks. Marka i wielka tragiczna kreacja namiętnej, egzaltowanej, natchnionej a straszliwie cierpiącej i mściwej Judyty. Kierownikom Teatru Dramatycznego winniśmy wdzięczność za wystawienie "Księdza Marka", niezmiernie rzadko pojawiającego się na scenach polskich. Potrzeba jasno się przecież tłumaczy,chodzi bowiem nie tylko o pietyzm dla wielkiego twórcy, lecz i o prześledzenie tych niebywale interesujących procesów duchowych i historiozoficznych, jakie odbywały się w całym pokoleniu poetów epoki romantyzmu.
Rzecz inna, że to zadanie inscenizacyjne należy do najtrudniejszych. Jakże ukazać te mistyczne wzloty poety, jak godzić zawiłość akcji z logiką obrazów scenicznych, jak utrafić w mgliste intencje autora?
Powiedziano kiedyś słusznie, że odwagę daje często sama nieświadomość niebezpieczeństwa. W interesującym nas tutaj przypadku - z wielu trudnościami uporał się teatr na podziw zręcznie i subtelnie. Z żalem trzeba przecież wyznać, że to ładne i przeniknięte duchem poezji przedstawienie mogło być piękniejsze, mogło mocniej jeszcze przemówić do wyobraźni widza. Gdyby nie błąd od którego nie uchronili się także inscenizatorzy "Snu srebrnego" w Teatrze Polskim: błąd w barwie przedstawienia. "Dziwię się sam kolorytowi,który moje dzieła jedno od drugiego odróżnia" - wyznawał poeta. Jedne są "błękitne i księżycowe", inne - czerwone. Słowacki, największy w poezji polskiej kolorysta, domaga się barwnej oprawy swych dramatów. Cóż dostaje w teatrze? Zamiast złota, srebra i korali - czerń i szarość. Nieporozumieniem jest mniemanie, że idee sceniczne nie mają barwy. Spójrzmy na jakiekolwiek strofy Księdza Marka. Czytamy:
Jaki zgiełk! światła jarzące,
I zarażonych błękity,
Twarze zielonawej cery...
Dekoracje Jana Kosińskiego, interesujące skądinąd w pomyśle i w kształcie plastycznym, nie współgrają bynajmniej z kolorystyczną wyobraźnią poety. Gorzej jest jeszcze z kostiumami pomysłu Anieli Wojciechowskiej. Nie mówiąc już o zgoła szopkowych efektach (kostiumy żołnierzy rosyjskich), ich nadmierna symboliczność gmatwa tylko już i tak zagmatwany dramat. Cóż mają oznaczać drewniane szable szlachty, czemu z jednostkowego aktu złożenia szabli uczyniono akt pospólny?
Mimo tych zastrzeżeń "Ksiądz Marek" na scenie Teatru Dramatycznego wzrusza i porywa słuchaczy. Dzieje się to przede wszystkim dzięki poecie a po wtóre - dzięki bardzo starannej, inteligentnej reżyserii Adama Hanuszkiewicza i świetnemu wykonaniu czołowych ról. Wiersz Słowackiego mówiony jest czysto i dociera do słuchacza z właściwą melodią. Bohaterką przedstawienia jest Zofia Rysiówna jako Judyta - pełna poezji i bogatej skali dramatycznej. Józef Duriasz - ascetyczny, skupiony, przepojony żarem wewnętrznym ksiądz Marek - stwarza postać sugestywną, działającą na wyobraźnię. Jan Świderski w roli Kosakowskiego wygrywa wielką tonację swego talentu aktorskiego. Piękną, choć małą rolę Pułaskiego zostawił Adam Hanuszkiewicz dla siebie - i zagrał ją pięknie.
W pozostałvch rolach wyróżniają sie: Józef Kondrat (Regi-mentarz), Jarosław Skulski (Rabin), Janusz Paluszkiewicz (Kreczetnikow), Czesław Kalinowski (Branecki), Stanisław Wyszyński (Starościc).