ELIOT ZNANY CZY NIE ZNANY?
Aż dziwne, jak ubogo wygląda historia dramatów T. S. Eliota na polskich scenach. Po prostu jej jeszcze nie ma. Uczyniono dopiero pierwsze kroki, aby zaprezentować naszej publiczności twórczość wybitnego współczesnego angielskiego poety i dramaturga. Toteż ważnym wydarzeniem w życiu kulturalnym Warszawy jest wystawienie przez Teatr Dramatyczny "Zjazdu rodzinnego" Eliota.
To odkrycie ma jednak swoją "prehistorią". W czerwcu 1961 r. w Staromiejskim Domu Kultury zorganizowano wieczór poetycki w reżyserii Tadeusza Byrskiego, na którym aktorzy teatrów warszawskich odczytali wymieniony wyżej tekst. Po prezentacji "Zjazdu rodzinnego" (w tłumaczeniu O. Wojtasiewicza), odbyła się dyskusja. Dramatami Eliota zainteresował się również amatorski zespół dramatyczny istniejący przy Klubie Inteligencji Katolickiej w Warszawie. W marcu 1959 r. Sekcja Teatru i Dramatu KIK przygotowała inscenizacją fragmentów "Coctail party" w tłumaczeniu A. Przedpełskiej-Trzeciakowej, a w czerwcu 1962 r. wystawiono "Morderstwo w katedrze" pt. "Tomasz Becket" (w tłumaczeniu Wł. Dulęby). Przedstawienie reżyserowane przez W. Sanecką było powtarzane kilkakrotnie. Oczywiście, tylko wąski krąg odbiorców mógł się zapoznać z tymi pięknymi tekstami. Skoro więc już pierwsza próba, została zrobiona przez teatr oficjalny, próba udana i pożyteczna, czekamy niecierpliwie na dalsze. Czyż nie interesujące byłoby porównanie "Morderstwa" ze znaną już w Polsce propozycją Anouilha "Tomasz Becket czyli honor Boga". O tego samego Tomasza przecież chodzi, a jak różne ujęcie problemu. A "Coctail party" - arcyciekawy materiał teatralny! Próba ujęcia istotnych dla człowieka zagadnień (uświadomienie sobie własnej drogi życia, wybór, decyzja, konsekwencje) w ramach komedii salonowej. Warto rozwiązać to teatralne zadanie.Trud opłaci się na pewno. Wszystkie wymienione tutaj sztuki (nie jest to oczywiście cała twórczość dramatyczna Eliota) są odmienne w proporcjach i doborze elementów dramaturgicznych, ale mają zasadnicze cechy wspólne: poezję i aspekt religijny rozwiązywanych problemów. "Morderstwo w katedrze", dramat pisany z myślą o wystawieniu na festiwalu w Canterbury, posiada bogatą warstwę widowiskową i rozmach ceremonii. Liczne chóry, śpiewy, procesyjne wejścia, efekty grup, na tle których uwypukla się naczelna postać arcybiskupa. Wiersz przeplata się z prozą. "Zjazd rodzinny" na tło współczesnego, arystokratycznego salonu ma narzuconą surową dyscyplinę klasycznych reguł. W "Coctail party" wybija się na czoło zespolenie elementów komediowych, pozornie zwykłych i codziennych, z poważną problematyką o zasięgu spraw ogólnoludzkich. Ale każda z tych sztuk to teatr sumienia i teatr poezji. Poezji, bo kształt poetycki jest wszędzie świadomie konstruowany. Najbardziej troskliwie - język utworu. Sumienia, bo naczelną sprawą postaci jest świadomość i obowiązek. Jest to więc poezja pytań. Szukanie istotnych a ukrytych rzeczy pod gładką powierzchnią nurtu codzienego życia.
Akcja "Zjazdu rodzinnego" jest minimalna. Na urodziny matki zjawiają się goście. Siostry, kuzyni. Oczekuje się jeszcze przybycia synów. I oto jeden z nich - Harry. Ważne okazuje się wzajemne ustosunkowanie i powiązanie uczuciowe tych ludzi. Teraz i w przeszłości. Bo przeszłość nie przestaje żyć. Może być tak samo realna obecnie,jak teraźniejszość. Rzutuje na nią. Tworzy ją. Podobnie realia istnienia splatają się z pomyślanym i chcianym. Świat myśli to także rzeczywistość. Harry wraca do rodzinnego domu po latach nieobecności właśnie z takim ciężarem rzeczywistości pomyślanej. Żona uległa śmiertelnemu wypadkowi, a on pragnął tej śmierci. Problemu tego nie rozumie otoczenie Harrego: matka despotyczna, narzucająca swą wolę całej rodzinie, ciotki, wujowie w miarę pospolici, banalni, głupi i złośliwi. Jedynie Agata i Marysia, wewnętrznie nie zakłamane, proste a jednocześnie uczuciowo związane z Harrym, potrafią go zrozumieć. U sedna bowiem zagadnienia leży właśnie sprawa zrozumienia świadomości. Świadomość ta zależy od woli danej osoby i jej gotowości na przyjęcie prawdy o sobie. Przed tym broni się właśnie rodzinka. Dlaczego wszyscy się zachowujemy, jak gdyby drzwi się miały
nagle otworzyć, a zasłony rozsunąć,
Jakby piwnica miała ujawnić coś strasznego, jakby dach
miał zniknąć,
Jak gdyby nam groziło, że przestaniemy wiedzieć, co jest
rzeczywistością, a co nią nie jest?
Nie dajmy się, nie dajmy. Musimy nalegać, że świat
jest takim właśnie, za jakiśmy go brali.
Ale Harry obierze inną drogę. Powrót ułatwiło mu zrozumienie własnej winy i konieczność ekspiacji. Nie uciekać przed ścigającymi go Eryniami, ale właśnie iść za nimi. Przyjąć walkę. Przyjąć konsekwencję własnej postawy. Dlatego nie może pozostać w rodzinnym domu godząc się na życie, które zabije jego czujność wewnętrzną, wrażliwość sumienia. Droga człowieka błądzącego, ale wewnętrznie prawego, jest jedna - uświadomienie własnej winy, przyjęcie odpowiedzialności, naprawienie zła. A to oczyszczenie wewnętrzne łączy się z koniecznością ofiary. Działanie i cierpienie, według poety, tworzą integralną jedność. Dramat nie precyzuje konkretnych metod, którymi będzie się posługiwał Harry by zadośćuczynić za wyrządzone zło. Wytycza tylko kierunek drogi. A że wszystkie czyny i myśli należy odnosić nie tylko do ludzi, ale i do Boga, mowa nie o zbrodni i karze, ale o grzechu i odkupieniu. Ten aspekt religijny jest tu niewątpliwie kluczem do zrozumienia intencji utworu. A formalnie - analogie z mitem Orestesa, których zresztą nie należy tu przeceniać. Koncepcja reżyserska warszawskiego przedstawienia uwypukliła te inklinacje w kierunku antyku w stopniu bardzo wyraźnym. Szczególnie krojem kostiumów i ogólnym uroczystym nastrojem. Spektakl w Teatrze Dramatycznym spotyka czasami zarzut, że zniknęła w nim nuta komizmu, połączona z postaciami ubocznymi, że zagubiono wahania nastroju. Ten konsekwentnie podniosły ton był oczywiście świadomy. Trudno wyrokować czy słusznie. Nie zawierzono sugestiom autora, który w swych rozprawach teoretycznych formułuje założenia nowej dramaturgii. Cytuje je zresztą program teatralny:
"Jak mówiłem, ludzie skłonni są tolerować wiersz w ustach postaci odzianych w stroje zamierzchłych epok; powinni się nauczyć słuchać go od osób ubranych tak, jak my, mieszkających w domach i mieszkaniach, w jakich my mieszkamy... Zadaniem naszym jest wprowadzić poezję do świata, w którym publiczność żyje i do którego powraca po wyjściu z teatru... (Poezja i dramat").
Dom rodzinny lady Amy na scenie warszawskiej to była współczesność ze zbyt wyraźną poprawką na antyk, by mogła być odbierana bez tych skojarzeń powiększających dystans, przenoszących publiczność do jakiegoś nierealnego świata, w którym toleruje się poezję. Widocznie bano się jeszcze u nas pokazać całkiem współczesnego człowieka, mówiącego wierszem i to o takich dziwnych sprawach, jak świadomość, grzech, oczyszczenie. Dyskusyjna wydaje się taka koncepcja przedstawienia. W ramach przyjętych założeń spektakl jest jednak czysty i klarowny. Zimna szarość wnętrza biblioteki i koloryt kostiumów doskonale współgrają z usztywnionym zachowaniem się postaci. Pozwolono słowu przerosnąć sceniczne sylwetki. I chyba to dobrze, bo słowo jest tu rzeczywiście najważniejsze. Widz początkowo zdezorientowany, szybko poddaje się jego urokowi. Tym bardziej, że jest ono podane na ogół starannie. Z wykonawców na czoło wybija się Adam Hanuszkiewicz jako interpretator roli Harrego, opanowany, dyskretny, powściągliwy, oraz Zofia Rysiówna. Agata w jej interpretacji jest najbardziej świadoma, ma dostatecznie dużo siły w sobie, aby innym przekazać swą mądrość i moc. Dobrą sylwetkę lady Amy stworzyła Danuta Kwiatkowska.
Sztuka poetycka w teatrze jest zawsze narażona na pewne uproszczenia, a nawet wulgaryzację przez sam fakt konkretyzacji materialnej. Ale równocześnie teatr odkrywa nowe walory i uroki słowa mówionego. Poezja powinna być słuchana. Toteż, choć spektakl nie jest łatwy, zdobędzie na pewno wielu zwolenników. Cieszy również fakt poszerzenia repertuaru naszych teatrów o rzadko prezentowany u nas typ sztuki