Artykuły

"Wesołe kumoszki z Windsoru" wspólnym sukcesem dwóch gdańskich teatrów

"Wesołe kumoszki z Windsoru" Williama Szekspira w reż. Pawła Aignera - koprodukcja Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego i Teatru Wybrzeże w Gdańsku. Pisze BB.pl w portalu interia360.pl.

Teatr elżbietański to teatr gwiazdorski, ze skromną scenografią oraz pięknymi i bogatymi kostiumami. Po 380 latach Gdański Teatr Szekspirowski i Teatr Wybrzeże w miejscu dawnej Szkoły Fechtunku dostarczył publiczności wyobrażenie o tamtych czasach.

Premiera "Wesołych kumoszek z Windsoru" to namiastka jarmarcznego widowiska, ale w eleganckiej i nowoczesnej oprawie. Przerosło to pewnie wyobrażenie widzów - jak kiedyś i w jakich warunkach grało się w epoce Elżbiety I...

Ogromna dynamika i przejaskrawione gesty. Ciągłe przemieszczanie się aktorów po scenie. Ale i w obrębie mniej dostępnej jej części, w głębi (scena fartuchowa). Także po galerii, ale nade wszystko wnikanie w tłum widzów. Ale zawsze bezpośrednio i pod ostrzałem publiczności z dziedzińca. To czyni tego typu widowisko wyjątkowym, bo interakcje mogą być obustronne.

Świetna obsada Wybrzeża po raz pierwszy w zupełnie innej odsłonie. Gdański teatr na co dzień dryluje rzeczywistość a, że jest jaka jest, to i przedstawienia - poza tym, że dobre i ambitne - nie napawają optymizmem. Zdarzają się w repertuarze rodzynki - ku pokrzepieniu serc - ale to raczej na marginesie. A tu nagle występ na scenie elżbietańskiej, który dostarcza rozrywkę a ciągle jest przedsięwzięciem ambitnym.

Dobrą robotę wykonał konsultant układów szermierczych: Rafał Domagała. To raczej nie walka, ale abstrakcyjna i żartobliwa jej wizja. Młodzi artyści Wybrzeża i zaproszeni do udziału goście musieli w tym zadaniu wykazać się ogromną sprawnością fizyczną i komediowymi atrybutami.

Trzeba podkreślić, że i panie: Anna Kaszuba i Dorota Androsz nie ustępują pod tym względem swoim kolegom.

Reżyser Paweł Aigner po raz kolejny z gdańskim zespołem - poprzednio "Arabela" - tworzy przedstawienie zabawne, czasem rubaszne, ale nade wszystko bardzo inteligentne. Tu nie ma miejsca na przypadkowość, poza oczywiście nieprzewidywalnymi kontaktami z widzami. Jest za to mnóstwo inscenizacyjnych drobiazgów, które sztuce dodają kolorytu. A za przesłoną lekkości kryje się dbałość o szczegóły: gesty, mimikę i precyzyjny ruch sceniczny (Karolina Garbacik).

Na scenie bryluje Grzegorz Gzyl (Sir John Falstaff), fantastycznie przerobiony na hedonistę - tłuścioszka. Piotr Biedroń (Doktor Caius, francuski medyk) po raz kolejny pokazuje, że aktorstwo nie jedno ma oblicze a i w farsie mu do twarzy. To też kolejne udane kreacje Michała Jarosa (Sir Hugo Evans, walijski pleban) oraz Marka Tyndy (Franciszek Ford, mieszczanin z Windsoru). I niesamowita, charakterystyczna drugoplanowa rola Marcina Miodka (Piotr Tuman). Katarzyna Figura (Pani Chybcik) ujmuje swoją kobiecością i sprytnie wykorzystuje do snucia intryg. Ale nie ma w tym przedstawieniu złych ról i słabych postaci. W spektaklu każdy z wykonawców ma swoje pięć minut i wykorzystuje je skutecznie, nagradzany oklaskami publiczności.

Scenografia (Magdalena Gajewska) jak przystało na ten rodzaj sceny uboga, ale z rekwizytami skrupulatnie przemyślanymi. Każdy z nich wnosi do inscenizacji treść i humor.

Kostiumy Zofii De Ines tej ascezie nadają barw, blasku i wypełniają sceniczną rzeczywistość. Nawiązują do epoki, ale z domieszką współczesnego blichtru tworzą zupełnie inną jakość. Można powiedzieć, że tak jak scenograf pomógł aktorom dopowiedzieć kwestie, tak kostiumolog dał im widocznie zaistnieć.

A muzyka (Piotr Klimek) subtelnie i nienachlanie towarzyszy odtwórcom w ich komediowych wyczynach.

A o czym jest to przedstawienie? O zazdrości, żądzy posiadania, namiętności a w końcu i nadziei, że miłość i dobro jednak zwyciężą...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji