Artykuły

Tak to z teatrem było. Jak wędrowne ptactwo

Kto by nie chciał zabawić się w berka z Calineczką z bajki Andersena w wykonaniu jedynego w Europie teatru liliputów Gnom, którą obejrzeli mali widzowie naszego miasta w latach pięćdziesiątych. Ta i inne imprezy dla dzieci podsunęły znanemu animatorowi kultury Stefanowi Karskiemu pomysł, że teatr kukiełek (tak kiedyś nazywano teatrzyki dziecięce) przydałby się w Kielcach. Tak to się zaczęło - o początkach Teatru Kubuś pisze Edward Kusztal w Gazecie Wyborczej - Kielce.

Był tylko mały szkopuł, kto będzie to finansował? Nadmiaru pieniędzy w miejskiej kasie nigdy nie było. Władza centralna na każdym kroku pomijała nasze miasto: "Chcecie teatru dla dzieci, to sobie go zróbcie".

Osoba pomysłodawcy też nie budziła zaufania ze względu na życiorys, mało robotniczy - chłopski. W końcu Wojewódzka Rada Narodowa powoła Stowarzyszenie Objazdowy Teatr Lalek Kubuś.

Najmniejszy kłopot był z ludźmi. Znalazło się kilku zapaleńców gotowych nawet za darmo uczestniczyć w takim przedsięwzięciu.

Gorzej było z lokalem. Na początku próby odbywały się w mieszkaniu dyrektora Karskiego. Wreszcie wydzielono dwa pomieszczenia z foyer budynku Orkiestry Symfonicznej i przekazano je Kubusiowi. Aktorzy własnym sumptem adaptowali je dla potrzeb teatru. W jednym większym urządzono salę prób, drugie przeznaczono na biuro.

W zapomnianym składziku z gratami orkiestry był gabinet dyrektora. Tak powstał Objazdowy Teatr Lalki i Aktora "Kubuś". Dlaczego "Kubuś"?

Wtedy wiedział to tylko dyrektor Karski, ale nie dzielił się tą informacją. Z trudem przywołuje z pamięci ludzi informacje o tamtych pionierskich czasach. Zapisków kronikarskich jest niewiele, z tych co się zachowały, wynika, że pierwszą premierą była bajeczka Sergiusza Michałkowa "Zając Chwalipięta" i dla równowagi wystawiono inscenizacje wierszy i piosenek dla dzieci naszych rodzimych autorów.

Lalkami animowali i głosów im użyczali pierwsi aktorzy Kubusia: Danuta Brochólska, Marta Gorgoń, Jadwiga Wenus, Janina Kruszewska, Urszula Opałko, Zdzisław Wenus, Marceli Gardyński i Witold Sowiński.

Przedstawienia grano tam, gdzie dobrzy ludzie pozwolili.

Gościny użyczały przeważnie WDK i Orkiestra Symfoniczna. Władza z niedowierzaniem obserwowała, jak z niczego powstał prawdziwy teatr.

Powołując w 1955 roku Kubusia, zastrzeżono, że musi być prowadzona działalność objazdowa. Toteż objeżdżali naszą piękną krainę najpierw furmankami, a potem przydzielono teatrowi wysłużoną sanitarkę, a do środka wstawiono piecyk, by aktorzy zimą nie marzli.

Skąd brali się kubusiowi aktorzy? Ano przychodzili z rozwiniętego w owym czasie ruchu amatorskiego, trafiali tam trochę z szeptanej informacji i ze Szkoły Muzycznej.

Profesor Karski, bo i tak go nazywano, organizował dla nich przyuczenia do tego pięknego zawodu. Nauczyciele szkoły muzycznej dawali im lekcje rytmiki i tańca, szkolili głos, dykcję. Z taśmy magnetofonowej odsłuchiwali wykładów z historii teatru, sztuki, dramatu nagranych przez profesorów uczelni artystycznych. Jednym słowem przygotowywano młodych entuzjastów do Państwowego Egzaminu Eksternistycznego. W większości zadawali go, otrzymując dyplom aktora teatrów lalkowych. Tak kończył się w 1965 roku okres siermiężny Kubusia, teatr upaństwowiono, przydzielono etaty, podwyższono dotację, zmieniono wysłużoną sanitarkę na nową nyskę, ale za to z przyczepą.

Zaczął się okres zgrzebny. Kubuś ciągle nie miał sceny z prawdziwego zdarzenia. Chociaż dyrektor Karski cały czas usilnie o to zabiegał.

Padały różne propozycje. Aż wreszcie uznano, że świetny byłby lokal po działającej jeszcze restauracji Europa. Sęk w tym, że gastronomia nie chciała się go pozbyć, ale w końcu ustąpiła. Lokal przydzielono. Właściwie wydreptała go nowa dyrektorka Kubusia pani Irena Dragan.

Może jeszcze słowo o założycielu Kubusia, nie o dyrektorze, ale o człowieku. Interesował się warunkami życia swoich podopiecznych. Przymykał oko na to, że w ciasnych pomieszczeniach biurowych bezdomni aktorzy urządzili sobie sypialnię, spali pokotem na biurkach, bo gdzie mieli niby spać, nikt im mieszkań nie proponował. Dwa epizody z dyrektorem Stefanem błąkają mi się w pamięci. Za czasów komuny ludzie kultury w naszym mieście spotykali się towarzysko na tzw. salonach sztuki.

Mówiono tam o planach, sukcesach, o potrzebach środowisk artystycznych. To tam profesor Stefan opowiadał o zabawnych sytuacjach podczas kubusiowych przedstawień.

Dziecięca widownia to, co się dzieje na scenie, przyjmowała dosłownie i spontanicznie. Raz zdarzyło się, że dzieciarnia, krzycząc, uciekła, gdy na scenie pojawił się Zbój Madej. W innej bajce wróżka zwracała się do widzów, co ma zrobić z niesfornym Lisem Chytrusem. Padła odpowiedź: "Zakopać i osikać!".

Ktoś zapytał wielkiego Leona Schillera, jak należy grać dla dzieci. Odpowiedział: "Tak samo jak dla dorosłych, tylko lepiej".

Z podziwem obserwowałem, jak garstka kubusiowych aktorów niedostatki warsztatu nadrabiała zapałem i entuzjazmem. Złoty okres Kubusia tworzyli głównie młodzi aktorzy: Teresa Marzec, Hanka Biernacka, Katarzyna Orzeszek, Jolanta Kusztal, Maria Skorodzień, Zdzisław Wenus, Leszek Barymów, Ryszard Barański, Marek Wit oraz niezapomniany i nieodżałowany Tatuś - Włodzimierz Majewski, organizator widowni. To jemu teatr zawdzięcza trwającą do dziś popularność w całym regionie. To on, tłukąc się autobusami, a często też piechotą, docierał do zagubionych w górach szkół, organizując przedstawienia. To tym ludziom dyrektor Karski powtarzał do znudzenia maksymę Sergiusza Obrazowca, że należy tak doskonalić swój warsztat, "by dwoma palcami zadziwić świat".

Zakończę ostatnim wersetem Hymnu Lalkarzy: "Weźcie lalkę w pięści, niechaj wam się szczęści".

*

Edward Kusztal był przez wiele lat aktorem Teatru im. Stefana Żeromskiego w Kielcach, a jego żona teatru Kubuś.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji