Artykuły

Katarzyna Izmajłowa

Premiera "Katarzyny Izmajłowej" Dymitra Szostakowicza w Teatrze Wielkim mimo woli nasuwa porównania z przedstawieniem, które w r. 1962 weszło do repertuaru Teatru im. Stanisławskiego i Niemirowicza-Danczenki w Moskwie. Reżyserem moskiewskiego spektaklu był Lew Michajłow, który teraz stworzył nową inscenizację opery Szostakowicza dla Warszawy. Przed 14 laty to wybitne dzieło było wielkim odkryciem repertuarowym po latach zapomnienia. Opera "Lady Macbeth mceńskiego powiatu", która w 1934 r. wywołała krytyczne uwagi i została zdjęta z afisza, wróciła na sceny pod tytułem "Katierina Izmajłowa". Opisując przed 14 laty moskiewskie przedstawienie byłem pod wielkim wrażeniem muzyki tej opery:

"Szostakowicz objawia się nam tu taki, jakiego znamy z najlepszych kart jego symfonii. Takie fragmenty jak zaprawiona pesymizmem puenta ostatniej sceny czy orkiestrowe interludia przypominają klimat jego symfonii: wyzbyte tonalnego centrum i uciekające gdzieś w pustkę unisona, tajemnicze piana o barwach wyszarzalych, chandra, groteska i dramat, gama nastrojów pozostawionych w literaturze przez wielkich pisarzy rosyjskich. Splot groteski i ponurego dramatu intrygujący w symfoniach Szostakowicza ma tu sceniczne uzasadnienie."

W starannym przygotowaniu partytury pod batutą Antoniego Wicherka wszystko to zostało zaznaczone i muzyka Szostakowicza znów wywarła głębokie wrażenie. Lew Michajłow stworzył jednak w Warszawie inne widowisko niż w Moskwie. Tam miał do dyspozycji scenę małego teatru i skromne warunki techniczne, tu - wprost przeciwnie. Ale nie tylko wykorzystał maszynerię, wielkość i głębię warszawskiej sceny, zapełnił ją tłumem, może nawet za gęstym, jak na dramat w małym, carskim miasteczku z opowiadania Mikołaja Leskowa, na którym osnute jest libretto. Soczyście podmalowane sceny rodzajowe, realizm typów i charakterów zaprawił akcentami satyrycznymi, wkomponował trochę symbolizmu (osamotnienie psychiczne bohaterki podkreślają mrok i pustka wielkiej sceny, szczęśliwe chwile namiętności rodzą się razem z krwistymi jabłkami na drzewie). Wędrujące ciągle przez scenę elementy scenografii Walerego Lewentala (ruszające się dekoracje są w modzie) zagrały symbolicznie, zwłaszcza gdy ikony i mieszczańskie meble osaczają bohaterkę (wjeżdżający na scenę równocześnie otruty przez Katarzynę teść na katafalku i kochanek w jej łóżku, to też efektowny chwyt).

Dla kontrastu folklor rosyjski w scenie wesela (kostiumy - Marina Sokołowa) został może nazbyt cukierkowo przestylizowany. Reżyser wyraźnie jednak oszczędza widzowi scen brutalnych czy drastycznych, nie pokazuje chłosty Siergieja, zabójstwa męża Katarzyny, zneutralizował erotyzm epizodu w sypialni (atmosferę namiętności zaakcentowała inscenizacja w Zagrzebiu: łóżko, w centralnym miejscu sceny, zostało przy pomocy podestu przechylone w stronę widza dla wyeksponowania rozgrywającej się tam akcji).

W dalszej konsekwencji bohaterka (Hanna Rumowska-Machnikowska) gra więcej rosyjską duszą niż ciałem, ale może dlatego występujące czasem w jej głosie lekkie rozwibrowanie ma cechy trafnego efektu charakterystycznego a nie skazy. Partia Katarzyny Izmajłowej jest zresztą świetnie "obsadzona" jej wielkim, dramatycznym głosem. Liczna obsada "Katarzyny Izmajłowej": Roman Węgrzyn, Kazimierz Dłuha, Marina Hristova-Klimek, Jan Czekay, Edward Pawlak, Maria Olkisz i inni), to w dużym stopniu role charakterystyczne, wymagające zastosowania nie tylko klasycznych środków wokalnych. Soliści tego spektaklu dobrze spełniają jedne i drugie wymagania (na specjalne wyróżnienie zasługuje Włodzimierz Denysenko).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji