Artykuły

Ponadczasowy Peszek

"Scenariusz dla nieistniejącego, ale możliwego aktora instrumentalnego" Jana Peszka na 3. United Solo Europe w Warszawie. Pisze Krzysztof Stopczyk w portalu kulturalnie.waw.pl.

III warszawska edycja United Solo Europe, rozpoczęła się od krótkiego, ale dowcipnego i konkretnego wystąpienia Dyrektora Festiwalu Omara Sangare, który oprócz miłego przywitania p.t. Publiczności, oraz przedstawienia bardzo krótkiego rysu historycznego nowojorskiego Festiwalu i stanu obecnego, wprowadził wątek bardzo osobisty, mówiąc, że widział ten spektakl "(...) jeszcze w ubiegłym wieku i po jego obejrzeniu pomyślał sobie, że to fajnie być aktorem. A właściwie dlaczegóżby nie?". Bardzo trafna recenzja! Smaczku dodaje jej fakt, iż "Scenariusz dla.." napisany został przez Schaeffera na kilka lat przed urodzeniem się Pana Dyrektora, a Peszek zaczął go grać gdy Sangare był zupełnie małym dzieckiem.

"Scenariusz dla..." jest ewenementem nie tylko w Polsce ale również w skali europejskiej i światowej. Tylko "Kontrabasista" Jerzego Stuhra może się z nim równać ale i tak jest o całą dekadę "młodszy". Jak wytłumaczyć ten fenomen? Po pierwsze w sztuce nigdy nie wiadomo co się spodoba publiczności i co zdobędzie jej uznanie! Koniec! Kropka! Jednak w tym konkretnym przypadku można pokusić się o - po drugie, czyli - próbę racjonalnego wytłumaczenia. - Autor i tekst. Bogusław Schaeffer jest mistrzem nad mistrzami. Wszystko, co wyszło spod jego pióra, to są ponadczasowe perełki. "Scenariusz dla.." powstał na początku lat 60. ubiegłego wieku, a współczesny widz reaguje na niego podobnie, jak jego ojciec, czy wręcz dziadek. Po zakończeniu spektaklu jeden z aktorów najmłodszego pokolenia, nie mógł przestać zachwycać się tekstem! I słusznie! - Aktor, czyli Jan Peszek i wszystko jasne! Od ilu już lat nie zdarzyła się Panu Janowi jakaś wpadka?! I to zarówno w kinie, jak i w teatrze. Jeszcze w swoich czasach "krakowskich", grając w sztukach właśnie Schaeffera (ale oczywiście nie tylko), plasował się w ścisłej czołówce najlepszych aktorów polskich. W chwili obecnej, to top topów. Cały występ, to właściwie jedna, znakomita lekcja dla młodych, a dla troszkę starszych przypomnienie, jakie było kiedyś aktorstwo. Z jednej strony - TOTALNE. Tu gra WSZYSTKO. Całe ciało i wszystkie jego części. A ponieważ grają równocześnie (głowa, noga, ręka, oko - wszystko), tworzy to FINEZJĘ doskonałą. Nie może być inaczej, bo w przeciwnym razie spektakl wzbudzałby zainteresowanie przez dwa, trzy sezony. No dobrze; cztery, pięć. Ale CZTERDZIEŚCI?! To są czary, magia. Można zresztą troszkę pożartować, że akurat Peszek ma w tym doświadczenie. Często gra postacie, trochę z innego świata. Na przykład, grał w genialnym przedstawieniu "Lautremont sny" (debiut reżyserski Mariusza Trelińskiego, w 1992 r.), postać właśnie jakby maga, czarownika, władcę złych mocy. Spektakl był tak dobry - między innymi dzięki grze Peszka (na zmianę z równie znakomitym Włodzimierzem Pressem) - że jak to się zdarza, dosyć szybko przestał być grany.

Ciekawa i wiele wyjaśniająca rozmowa toczyła się w foyer Teatru Syrena. Otóż na widowni były osoby z zagranicy, niezbyt biegle, lub w ogóle nie władające językiem polskim. Spektakl bardzo im się podobał, a zachwycone były i wypowiadały się w samych superlatywach na temat umiejętności operowania głosem przez Peszka. Robi to tak znakomicie, że osoby nie znające polskiego, wszystko rozumiały i to w sztuce będącej właściwie małym traktatem / wykładem filozoficznym. Wielka umiejętność! Do tej pory Tadeusz Łomnicki grając starego Krappa ("Ostatnia taśma Krappa" S. Becketta, w reż. Antoniego Libery), siedząc przez 45 min. przy biurku, słuchając starych taśm i od czasu do czasu gadając sam ze sobą, potrafił przez cały spektakl utrzymać widownię w takim napięciu, że na koniec eksplodowała długotrwałą standing ovation, bez względu na kraj (kontynent), gdzie była grana!

Spektakl Peszka ma oczywiście, o całe lata świetlne większą dynamikę i pełen jest działań aktorskich /rewelacyjnych etiud, ale służą one ilustracji warstwy tekstowej. Wydawać by się mogło, że w przypadku gdy nie można zrozumieć tekstu, czas spędzony na widowni będzie czasem straconym. Być może jest to prawda ogólna, ale nie w przypadki Jana Peszka. Autor, czyli Schaeffer wiedział co robi pisząc tę sztukę specjalnie dla pana Jana i czekając wiele lat, aż ten dojrzeje do jej zagrania. A jak już dojrzał, to nie może przestać. I dzięki temu kolejne pokolenia widzów, mogą uczestniczyć we wspaniałej uczcie teatralnej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji