Artykuły

Michał Zadara: Słowacki w kostiumie i opium na scenie

- Z dobrym dramatem jest jak z luksusowym samochodem. Przy takim silniku można pozwolić sobie na daleką podróż - mówi reżyser Michał Zadara przed premierą "Fantazego" w Teatrze Powszechnym w Warszawie.

Laureat Nagrody im. Konrada Swinarskiego, przyznawanej przez miesięcznik "Teatr", przygotowuje w Teatrze Powszechnym inscenizację "Fantazego" Juliusza Słowackiego. Premiera w piątek, 19 czerwca.

Rozmowa z Michałem Zadarą, reżyserem

Dorota Wyżyńska: W ostatnich sezonach zajmował się pan twórczością Mickiewicza, przygotowując dwa przedstawienia według "Dziadów" we wrocławskim Teatrze Polskim. Teraz sięga pan po Słowackiego, po dwa jego dramaty: "Fantazego", ale też "Lillę Wenedę", której premiera ma odbyć się w sierpniu.

Michał Zadara: Słowacki siedzi we mnie od kilku lat, od czasu, kiedy reżyserowałem w Starym Teatrze w Krakowie jego "Księdza Marka". Już wtedy wiedziałem, że kiedyś wrócę do tej literatury. To kolejny, po Mickiewiczu, blok polskiej kultury, który jest obowiązkowy do przerobienia. Specjalnie używam takich oficjalnych określeń. Oficjalnie traktuję swoją misję. Nadal chcę pracować nad klasyką, ale chciałbym wystawiać ją na jej własnych zasadach.

Czyli?

- Przy okazji pracy nad "Dziadami" utwierdziłem się, że dzieła wartościowe warto pokazać widzom tak, jak zostały napisane. Przez wiele lat uważałem, że reżyser jest demiurgiem, który ma obowiązek przedstawić światu swoją wizję utworu. Taką mamy tradycję: Szajna, Grotowski czy Lupa, ale też wielu innych twórców - naszych wielkich przewodników - zapraszało widza do swoistej wędrówki po mózgu reżysera. W pracy nad "Dziadami" i teraz przy okazji "Fantazego" takie podejście wydało mi się ograniczające. Chciałbym, aby widz zobaczył na scenie to, co zostało zapisane w utworze, a nie tylko moją interpretację "Fantazego". Prowadzimy dialog z klasyką, traktując dzieło literackie jako równoważnego partnera, a nie tylko materiał wyjściowy. Nie wierzę w wierność autorowi, bo nigdy nie dojdziemy do tego, co Słowacki miał na myśli, ale wierzę w wierność tekstowi.

Zobaczymy spektakl kostiumowy?

- Przez ostatnie lata, jeśli reżyser sięgał w teatrze po klasykę, to od razu czuł się w obowiązku ją uwspółcześniać. Odkąd pracuję w polskim teatrze, czyli od jakichś 15 lat, właściwie nie do przyjęcia była myśl, żeby przygotować kostiumową inscenizację XIX wiecznej sztuki.

Tak, mój spektakl będzie kostiumowy. Uwspółcześnianie tego utworu doprowadziłoby do jego niezrozumiałości. Rzecz dzieje się w XIX wieku na Podolu, pośród polskiej arystokracji. Dbamy o szczegóły, detal, sięgamy do źródeł historyczno-etnograficznych. Interesuje mnie, jak wyglądał pałac, którym Słowacki się inspirował, jakie drzewa rosły w ogrodzie, jaka była pogoda, a nawet jaka obowiązywała wtedy waluta. Dzięki czemu potrafimy podać dokładny czas akcji. Na próbach był z nami dr Daniel Przasnek, historyk z UW, który przygotował kompleksowe opracowanie historyczne tej sztuki i objaśniał nam wszelkie zawiłości. Oczywiście nie robimy spektaklu dokumentalnego, zachowujemy poetycki charakter "Fantazego". Te szczegóły były nam potrzebne, żeby zrozumieć sztukę, wniknąć jak najgłębiej w jej świat i zobaczyć, czym żyli tamci ludzie, co ich poruszało, śmieszyło, dotykało. Zajrzymy przez okna do ich domów, zobaczymy, co tam się dzieje.

Chciałbym, żeby publiczność miała pełną wolność w odbiorze, nie będę jej narzucał swojej wizji. Wizyta w teatrze to przecież uwolnienie myśli i wyobraźni. A jednocześnie chciałbym, żeby widz czerpał przyjemność z oglądania spektaklu.

To jeden z najpiękniejszych utworów, jakie napisano po polsku - powiedział pan o "Fantazym" w jednym z wywiadów. Podtrzymuje pan tę opinię po tygodniach pracy nad tekstem Słowackiego?

- "Fantazy" jest dla reżysera i aktorów marzeniem. Mogę się tylko zachwycać. To język niesamowicie dźwięczny, precyzyjny i dowcipny. Unosi nas kilka poziomów wyżej. A jednocześnie praca nad tekstem była długa i żmudna. Jak z muzyczną partyturą - trzeba najpierw nauczyć się grać, opanować niuanse technicznie, poczuć to w mięśniach, a dopiero później szukać w utworze emocji i sensów.

Dla tych, którzy usłyszą ze sceny "Fantazego" po raz pierwszy, może być szokujące, że jednocześnie jest to brutalne, sarkastyczne i ironiczne. Ale to przecież sztuka o ludziach, którzy się oszukują, nieustannie kłamią. "Fantazy" jest dramatem o poecie przeżywającym kryzys wieku średniego, człowieku majętnym, który aby się odmłodzić, nie ma oporów, żeby kupić sobie młodą żonę. I o rodzicach tejże dziewczyny, którzy są gotowi ją sprzedać, bo mają potworne długi. To fascynujący, XIX-wieczny pejzaż Polski, pejzaż ludzki.

Zasugerował Pan, że będą widzowie, którzy usłyszą "Fantazego" po raz pierwszy. Nie znamy twórczości Słowackiego?

- Nie znamy. Mamy wyobrażenia o tych utworach z przekazów szkolnych, które są pełne stereotypów i przekłamań.

Weźmy na przykład scenę, w której główny bohater i jego narzeczona palą opium. Opium na scenie? Skandal? Przecieramy oczy ze zdumienia. Jak to? Kto to napisał? Słowacki? Niemożliwe? A tak. Sam był zresztą palaczem opium.

Dramaty Słowackiego są grane bardzo rzadko. Najczęściej wystawia się "Kordiana" jako lekturę szkolną. Nie czytamy Słowackiego, bo jest trudny, mglisty, wyrafinowany. To nie jest literatura, która jest łatwa do przyswojenia. Tym ważniejsza jest rola teatru, by zaproponować spektakl, który byłyby czytelny dla widza. Najczęściej jednak za niezrozumiałością języka, idzie niezrozumiałość inscenizacji. Teatr proponuje spektakle skomplikowane i bardzo mądre. Moje podejście jest odwrotne. Jeżeli tekst jest wyrafinowany, ironiczny, akcja wielowątkowa, to moim zadaniem jako reżysera jest zrobić wszystko, żeby to było klarowne.

Widz, który przychodzi do teatru płaci za bilet, więc musi dostać atrakcyjny pakiet. Nie boję się w tym kontekście słowa "pakiet". Musi dostać piękne obrazy, piękną muzykę, piękne kostiumy, piękny język. Coś więcej niż tylko uroczą pocztówkę. To musi być prawdziwy luksus: 2-3 godziny PEŁNI. O takim teatrze marzę.

A już w następnym tygodniu po premierze "Fantazego" zaczyna pan próby do "Lilli Wenedy"? Pozostanie pan wierny tekstowi?

- Chciałbym być ko nsekwentny w pracy, ale nie zawsze się to udaje. Przed premierą "Lilli Wenedy" pewnie będą zaprzeczał temu wszystkiemu, co teraz tak ładnie pani wyłożyłem. Ale na pewno pozostanę wierny tekstowi. Z dobrym dramatem jest jak z luksusowym samochodem. Przy takim silniku można pozwolić sobie na daleką podróż.

"Lilla Weneda" opowiada o prahistorii Polski, Słowacki opisuje rzeź i ludobójstwo. To tekst, który - według mnie - nadaje się do interpretowania XX wieku. Dlatego akcję umieścimy w latach 40. i 50. ubiegłego wieku. Będę się starał powiązać wizję brutalności, którą Słowacki miał o pradziejach z rzeczywistością powojennej Polski, brutalnością, której Polacy byli świadkami, ofiarami i sprawcami w różnych momentach naszej historii.

"Lilla Weneda" będzie koprodukcją CENTRALI z Teatrem Powszechnym. Wystąpią aktorzy współpracujący z CENTRALĄ, osoby z zespołu Powszechnego, a gościnnie Bartek Porczyk - mój Gustaw-Konrad z wrocławskich "Dziadów", który zadebiutuje w Warszawie.

Teatr Powszechny: "Fantazy" Juliusza Słowackiego. Reżyseria: Michał Zadara, dramaturgia: Daniel Przastek, scenografia: Robert Rumas, kostiumy: Julia Kornacka. Występują: Karolina Bacia, Paulina Holtz, Anna Moskal, Barbara Wysocka, Nela Nykowska, Mariusz Benoit, Michał Czachor, Grzegorz Falkowski, Mateusz Łasowski, Michał Sitarski, Kazimierz Wysota. Premiera w piątek 19 czerwca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji