Artykuły

Z Tomaszowa do Hollywood

- Był moment, gdy fascynował mnie luksus. Kupiłam willę Rudolfa Valentino, w której mieszkałam pięć lat, choć strasznie bałam się spać tam sama - mówi JOANNA PACUŁA, polska aktorka filmowa w Hollywood, niegdyś związana z warszawskim Teatrem Dramatycznym.

Byłam - jestem

Kiedy wyjeżdżałam z Polski, od dwóch lat grałam w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Trafić do zespołu kierowanego przez Gustawa Holoubka - o tym marzyli wszyscy młodzi aktorzy. A mnie się udało. Występowałam w kilku sztukach naraz. Do tego nakręciłam kilka seriali, filmów. Tak, byłam popularna i bardzo dużo pracowałam. Wynajmowałam małe kawalerki, ale tam wracałam tylko spać. Byłam młoda, głodna życia, wrażeń. Chciałam pracować jak najwięcej, ciągle uczyć się czegoś nowego. W życiu towarzyskim raczej nie uczestniczyłam. To nie to, co w czasach studenckich. W akademiku Dziekanka, gdzie mieszkałam, było bardzo rozrywkowe Chodziłam z kolegami po Starym Mieście, rzesiadywałam w knajpce Nad Dunajem, gdzie zamawiałam spaghetti. Beztroskie czasy...

Urodziłam się w Tomaszowie Lubelskim, niewielkim miasteczku na wschodzie Polski. Zawsze byłam wolnym duchem, trochę zbuntowaną dziewczynką, choć mimo wszystko zdyscyplinowaną. W szkole teatralnej dwa razy byłam na wagarach. W liceum nigdy. Tata za bardzo nas pilnował. Miałam też niezwykłą wyobraźnię. W Tomaszowie Warszawa wydawała mi się Olimpem. Kiedy go zdobyłam, zaczęło ciągnąć mnie dalej. Tam, gdzie ludzie żyją inaczej. Dlatego zdobyłam się na odwagę i pojechałam do Paryża, gdzie miałam zostać kilka miesięcy. Był 1981rok. Stan wojenny. Wyruszyłam jeszcze dalej, za ocean. Nie bałam się tego, co się wydarzy. Walczyłam o nowe życie. Do dziś wystąpiłam w ponad sześćdziesięciu filmach. Mam w dorobku kilka uważanych, jak mówią aktorzy, za klasyki: "Park Gorkiego" Michaela Apteda, "Tombstone" George'a Cosmatosa. Miałam nominację do Złotego Globu, występowałam podczas gali rozdania Oscarów. Jestem szanowaną aktorką.

Lubiłam - lubię

Był moment, gdy fascynował mnie luksus. Kupiłam willę Rudolfa Valentino, w której mieszkałam pięć lat, choć strasznie bałam się spać tam sama. Miałam drogi samochód, ubrania od najlepszych projektantów, chodziłam na prestiżowe przyjęcia. Dziś wolę zagrać w golfa. Lubię wygodę i dobre towarzystwo. Mam przyjaciółkę, która co roku po rozdaniu Oscarów urządza najlepsze przyjęcie w Hollywood. Mogą tam wejść tylko osoby ze statuetką i kilkoro jej znajomych. Żadnych agentów, dziennikarzy, przypadkowych osób. W tym roku odwiedzili ją między innymi Clint Eastwood, Barbra Streisand, Sean Penn, Harrison Ford, Steven Spielberg. To dyskretne przyjęcie, o którym nie opowiada się prasie. Mam nadzieję, że moja przyjaciółka nie będzie mi miała za złe, że to właśnie zrobiłam... _

Kochałam - kocham

Przed wyjazdem z Polski zakochałam się. Chciałam jednak dużo pracować, pojechać do Paryża. Zostawiłam wszystko za sobą i porwało mnie nowe życie. Widocznie tak miało być. Potem nie zakochałam się już w nikim na zabój. Długo też z nikim się nie wiązałam. W połowie zdjęć do "Parku Gorkiego" poznałam mężczyznę, który produkował ten film. Byliśmy ze sobą siedem lat. W tym czasie zaczęłam dużo pracować. Bez przerwy podróżowałam: Afryka, Nowa Zelandia, Australia. Miesiącami nie było mnie w domu. W takiej sytuacji trudno utrzymać związek. Rozstaliśmy się. A potem nie dopilnowałam tego, żeby stworzyć dom, mieć dzieci. W moim życiu pojawiali się mężczyźni, ale nie miałam do nich szczęścia. Nie zdarzyło się, żebym powiedziała: o tak, to facet, z którym chciałabym spędzić resztę życia. Za to w pracy dobrze mi się wiodło. Spotykałam fascynujących ludzi, niezwykłych mężczyzn. Na pewno żałuję, że nie miałam dzieci. Teraz za późno, żeby rozpaczać. Zawsze jest coś za coś.

Nie wiem, czy dom, w którym teraz zamieszkam, będzie moim ostatnim miejscem na ziemi. Wciąż gdzieś pędzę i nie oglądam się za siebie. I wierzę, że jeszcze wszystko się może zdarzyć. Nawet miłość.

Wierzyłam - wierzę

Zaczęłam od "Parku Gorkiego". Dostałam tę rolę po dwóch miesiącach pobytu w Stanach. Podczas jakiegoś spotkania filmowców w Paryżu, na którym był Roman Polański, ktoś mnie polecił. Ale nie wiem, czy to był Polański. W sumie nie mam pojęcia do dziś", komu powinnam podziękować, że umożliwił mi start. Producenci zdobyli mój numer telefonu, zaprosili na casting. Na nic nie liczyłam, choć wierzyłam w siebie. W ostatniej rozgrywce zostało nas trzy, w końcu to ja dostałam rolę. Nie sądziłam jednak, że to tak odmieni moje dotychczasowe życie w Stanach. Zaczęłam się rozpędzać i grać. Bo to jest tak: jeśli ktoś zagrał w filmie wyprodukowanym przez duże studio, trafia na tak zwaną listę A. Stamtąd biorą cię do najlepszych produkcji. Masz dostęp do dobrych scenariuszy, zgłasza się do ciebie agent. Dzięki "Parkowi..." trafiłam na listę A. Było to dla mnie za wcześnie, bo wtedy niewiele wiedziałam o amerykańskim show-biznesie. Nie zdawałam sobie na przykład sprawy, że trzeba poczekać na lepszą propozycję od tej pierwszej. Albo zagrać w serialu, który wyrabia nazwisko. Żadna aktorka europejska o tym nie wiedziała.

Gdy zaczęłam grać w filmach w Stanach, byłyśmy trzy: Nastassja Kinski, Isabella Rosselini i ja. Na ogół pisano o nas jednocześnie, robiono z nami okładki, tak jak w "Time Magazine". Teraz w Hollywood jest mnóstwo aktorów z Europy.

Płakałam - płaczę

Nigdy nie płakałam z bezsilności. Nawet jak wiodło mi się bardzo źle. Na przykład gdy w ciągu dwóch godzin straciłam cały dobytek. Były potworne deszcze, obsunęła się góra pod moim domem w Los Angeles. Straciłam meble, ubrania. Z jedną torbą poszłam do hotelu. Ale nie użalałam się nad sobą. W takich sytuacjach nie płaczę, nie wpadam w depresję, tylko szukam wyjścia. Straciłaś dom? Postaraj się o nowy. Kiedy przyjechałam do Stanów, miałam tylko torebkę, którą mi ukradli, przez co nie mogłam wrócić do Paryża (tam czekała na mnie praca). W Ameryce byłam nikim. Dzięki koleżance wynajęłam mieszkanie i dostałam pracę - pozowałam do katalogów świątecznych. Język znałam słabo - nauczyłam się więc mówić w sześć miesięcy. Zaczynałam wszystko od początku. Czułam się wolna, wokół było pięknie, kolorowo. Z jakiego powodu więc miałam płakać?

Ja się wzruszam tylko wtedy, gdy żegnam się i witam ze swoją rodziną. Jest mi też przykro, gdy słyszę, że źle mówię po polsku, że już nie jestem Polką. To nieprawda. Fakt, od 25 lat pracuję, rozmawiam, denerwuję się i cieszę w języku angielskim. Czasami, kiedy mowę po polsku, zdarza mi się popełniać błędy, zmienić akcent czy wrzucić w zdanie jakieś angielskie słówko. Ale nie zapomniałam swojego języka, jak to kiedyś napisała pewna dziennikarka. Nie znoszę ludzi, którzy łatwo wydają sądy. Moim rodzicom było wtedy tak przykro. Dlatego od kilku lat nie udzielałam polskim mediom wywiadów. Teraz zrobiłam wyjątek dla PANI. Kiedy jechałam taksówką na sesję zdjęciową dla was, kierowca powiedział mi: "Pani tak dawno nie było, a tak dobrze mówi pani po polsku". Byłam zadowolona.

Błądziłam- błądzę

Nie myślę o błędach, choć popełniłam ich całe mnóstwo. Byłam i chyba jeszcze jestem trochę naiwna. Za późno orientuję się, że powinnam zachować się inaczej. Żałuję, że odmówiłam kilku ról. Odrzuciłam na przykład scenariusz "Łowcy duchów" w reżyserii Ivana Reitmana. Nie przyjęłam propozycji do "Brazil" Terry'ego Gilliama, zrezygnowałam również, choć kontrakt był już na biurku mojego agenta, z udziału w "9 i pół tygodnia" Adriana Lyne. Nie wiedziałam, jak się buduje karierę. Choć w przypadku "9 i pół tygodnia" uległam namowom mężczyzny, z którym byłam. On nie chciał, żebym pokazała się naga przed kamerą.

W filmach nie rozbierałam się często. Miewałam dublerki. W "Mężach i kochankach" Mauro Bologniniego wystąpiłam bez ubrania tylko w niektórych scenach. Dziś naprawdę martwi mnie to, że mieszkam daleko od rodziny. Ale podjęłam jakieś decyzje w życiu i ponoszę tego konsekwencje. Czy uczę się na błędach? Chyba raczej nie.

Pędziłam - pędzę

Teraz częściej mówię "nie". Rok, dwa lata temu zrobiłam film w Moskwie, wpadłam do Polski odwiedzić rodziców, poleciałam kręcić do Nowej Zelandii. Potem dwa tygodnie w domu i znowu gdzieś jechałam. Jestem nieco zmęczona. W tym roku odrzuciłam dwie propozycje od producentów europejskich. Zrobiłam się chyba trochę leniwa. Wreszcie. Lubię grać w weekendy ze znajomymi w tenisa, posiedzieć przy grillu, jedziemy na golfa. Mam fajnych znajomych wśród architektów, ludzi niezwiązanych z branżą filmową. Wśród nich odpoczywam, bo nie rozmawiamy o pracy. Chodzę też do sklepu, bo mój kot je bardzo dużo. Takie spokojne, wygodne życie bardzo mi odpowiada. W dodatku dla kobiety w moim wieku brakuje atrakcyjnych scenariuszy. Na szczęście mam dobrą sytuację finansową. Nie muszę koniecznie pracować i brać wszystkiego, co znajdzie mi agent. Ale polskiemu reżyserowi bym nie odmówiła!

Przez 25 lat dostałam z kraju tylko dwie propozycje. Nie pasowały mi terminy, a jak mi potem przekazano, w gazetach pisano, że jestem za droga.

Wracałam - wracam

Przed dwudziestu pięciu laty aktorzy z Dramatycznego byli moimi jedynymi przyjaciółmi w Warszawie. Stanowiliśmy taką dziwną rodzinę. Ewa Wiśniewska, Magdalena Zawadzka, Marek Bargiełowski, Piotr Fronczewski, Marek Kondrat, Zbigniew Zapasiewicz. Mama i tata byli daleko, więc to z nimi dzieliłam się tym, co mnie boli, cieszy. Dziś raczej się nie widujemy. Wyjechałam w latach 80., kiedy kontakt z Polską był utrudniony. Minęło trochę czasu, każdy zajął się swoimi sprawami. A tak chciałabym ich wszystkich jeszcze spotkać. Szczególnie pana Gustawa Holoubka. Warszawa to wspaniałe wspomnienia. Ale mój dom jest w Tomaszowie Lubelskim. Dlatego gdy tylko przyjeżdżam do Polski, jadę do rodziców.

Wydaje mi się, że mam wyrzuty sumienia wobec mamy i taty. Wyjechałam do Paryża, potem do Stanów i wróciłam do domu dopiero po ośmiu latach. Kiedy pojawiłam się w Tomaszowie pierwszy raz po tak długiej przerwie, ysprzątałam cały dom. Chciałam jakoś pozbyć się poczucia winy. Mama była bardzo zdenerwowana. Bała się, że zrobię jej bałagan w rzeczach. Teraz przyjeżdżam do domu co dwa, trzy lata. W tym roku jestem na święta. Pierwszy raz od kilku lat. Pieczemy z siostrą ciasta, rozmawiamy, siedzimy w ogrodzie, gdzie słychać jak śnieg spada z drzewa. W Tomaszowie jestem bardzo szczęśliwa.

Nie myślałam nigdy o powrocie do Polski na stałe. Ale brakuje mi rodziców, sióstr, brata. Cieszę się więc z Bożego Narodzenia w Polsce. Lepienie uszek, gotowanie barszczu, choinka, śnieg, opłatek... Wspaniale, naprawdę wspaniale.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji