Fizycy czyli przekreślenie
W teatrze za kulisami wybuchł pożar. Pierrot wchodzi na rampę i komunikuje to publiczności. Wszyscy jednak myślą, że to dowcip i oklaskują Pierrota. On powtarza wiadomość i dostaje jeszcze większe brawa. Wyobrażam sobie, że tak właśnie zginie świat, wśród powszechnej wrzawy dowcipnisiów, którym się zdaje, że słyszą zły żart. Soren Kierkegaard
MODEL A RZECZYWISTOŚĆ
Friedrich Dürrematt napisał sztukę o fizykach w epoce atomowej. Czy też raczej, jak by to sam określił, wymyślił konstelację dramaturgiczną, która jest modelem sytuacji, w jakiej znajduje się współczesny uczony. Bo Dürrematt broni się, jak wiemy, przed bezpośrednim konfrontowaniem sztuki z rzeczywistością. Zwłaszcza zaś przed rozumieniem jej jako zwierciadła, odbijającego wprost realny obraz świata. Uważa się za kreacjonistę, który buduje różne możliwe modele rzeczywistości. Te modele mają egzystencję względnie niezależną, podległą własnym koniecznościom. W swoim technicystycznym języku Dürrematt model nazywa "historią". Mówi: Historia (eine Geschichte) jest przemyślana do końca, gdy przybiera możliwie najgorszy obrót. A zatem owe "własne konieczności", którymi rządzą się modele Dürrematta, są natury dramaturgicznej. Trzeba o tym pamiętać, ponieważ pisarz nie upoważnił nas do odczytywania konstrukcji dramaturgicznej jako konstrukcji losu. Mówiąc inaczej wymowa modelu nie jest jednoznaczna z tezą. Ale zarazem: trudno nie traktować owych modeli Dürrematta jako prób hipotetycznego myślenia o rzeczywistości, o tkwiących w niej możliwościach rozwojowych. Inaczej nie budziłyby zainteresowania większego niż turniej szachowy, rozgrywany przez pisarza z samym sobą. Zresztą i autor nie byłby zadowolony z takiego rozumienia jego twórczości. Odżegnując się od obowiązku inwentaryzowania świata, Dürrematt rezerwuje sobie prawo do roztrząsania tkwiących w nim ewentualności. A więc jednak Friedrich Dürrematt napisał sztukę o fizykach w epoce atomowej.
O NIEMOŻNOŚCI DRAMATU "ATOMOWEGO"
Trzeba zapytać: jak możliwa jest jeszcze taka sztuka? Po drugiej wojnie światowej rozwinęły się dwa typy dramatu współczesnego: sztuka o wojnie jako dramat oporu i sztuka o problematyce atomowej jako dramat charakteru. Obie linie rozwojowe znalazły się w impasie z tego samego powodu. Okazało się, że uproszczenie, do którego zawsze musi uciekać się dramaturg, wobec skompilowanego mechanizmu sytuacji współczesnych staje się zarazem zafałszowaniem istoty konfliktu, prowadzi do rozwiązań pozornych. Sprawdziło to się w grupie sztuk wojennych, w Sartre'a "Les sequestres d'Altona" czy Zuckmayera "Des Teufels General"; sprawdziło się też w grupie sztuk "atomowych", w dramacie Hansa Henny Jahnna "Der staubige Regenbogen", czy w interpretacji teatralnej, jaką nadać pragnął swojej paraboli o Galileuszu Bertolt Brecht. Brecht zastanawiał się nad możliwością przedstawienia Galileusza jako prototypu specjalisty zdradzającego naukę; chciał go obarczyć winą za rzekome opóźnienie postępu społecznego(!), jakie wynikło z odwołania przed Inkwizycją tez naukowych o znaczeniu ideowym. Ale w końcu sam doszedł do wniosku, że odwołanie przez Galileusza owych tez nie mogło mieć zasadniczego znaczenia ujemnego dla postępów fizyki. Tylko z idealistycznej perspektywy dramat fizyki może być rozumiany jako dramat charakteru tworzących ją fizyków. Widać to zwłaszcza dzisiaj, kiedy nauka stała się sprawą nie natchnionego geniusza, lecz wysoko kwalifikowanych,teamów. Ze "stanu badań",który jest wartością obiektywną i dostępną wszystkim specjalistom, wynika w sposób równie obiektywny perspektywa postępu. Jakie znaczenie może mieć w tej sytuacji owo "wielkie" NIE uczonego; czy wszelki protest nie wygląda po prostu śmiesznie, nierealnie, sekciarsko? Postęp nauki stał się niejako procesem anonimowym, nie mającym nic wspólnego z decyzjami natury moralnej.
Joachim Kaiser trafnie ośmieszył schemat współczesnego dramatu "atomowego".
"Badacz, powodowany głodem wiedzy i oczywistą ambicją zawodową wchodzi na drogę (dzięki subsydiom państwowym nader intratną), która w określonej sytuacji może prowadzić do katastrofy. W tym momencie jakiś głos zaczyna ostrzegać naszego badacza; może to być głos własnego sumienia przemawiający wprost, albo przez żonę, kochankę,przyjaciela, światłego przeciwnika politycznego. Ten głos mówi: "Jesteś na złej drodze!". Uczony rozstrzyga konflikt, podejmuje decyzję, w imię narodu pracuje dalej, w imię ludzkości przestaje pracować, popełnia samobójstwo, albo dostaje nagrodę państwową."
Dramat "atomowy", tak zresztą jak i dramat "wojenny" rozbija się o niemożność stworzenia bohatera, który wobec skomplikowania sytuacji, w jakiej się znajduje, mógłby w pełni odpowiadać za siebie, o sobie decydować, występować jako "osoba" w duchu klasycznego teatru. Kryzys dramatu o takiej problematyce wynika z kryzysu bohatera. Wydaje się, że Dürrematt rozumie konsekwencje tego stanu rzeczy dla literatury. Jego "Fizycy" są próbą wyjścia poza schemat dramatu "atomowego" o motywacji charakterologiczno-moralnej; więcej: próbą okazania niemożności takiego dramatu. Jednocześnie Dürrematt demonstruje, jak możliwy jest jeszcze dramat "atomowy".
PRZEKREŚLENIE SCHEMATU
Genialny fizyk Möbius dochodzi do przeświadczenia, że jego odkrycia, rewolucjonizując naukę, mogą w niewłaściwych rękach stać się drogą do zagłady ludzkości. Rozwój fizyki jako nauki wyprzedził moralny rozwój ludzkości. W interesie ludzkości fizyka powinna się cofnąć, przekreślić swoje wyniki. Dylemat Möbiusa: Albo fizycy zamkną się w domu wariatów, albo świat stanie się domem wariatów; albo fizycy wykreślą się z pamięci ludzkości, albo ludzkość zginie. Möbius zamyka się w domu wariatów, symuluje obłęd. Ale jego dylemat, dylemat dramatu "atomowego" rozumianego jako dramat sumienia, okazuje się fałszywy. Ucieczka do domu wariatów nie ratuje świata przed szaleństwem. Dom symulujących wariatów okazuje się więzieniem, którym rządzi szaleniec. Myśli, pomyślane przez geniusza w domu wariatów, zostaną wykorzystane przeciw ludzkości. Fizycy wykreślili się z pamięci ludzkości, ale ludzkość zginie. Geniusz nie jest nosicielem tajemnicy. "Alles Denkbare wird einmal gedacht". Nie można przekreślić tego, co raz zostało pomyślane.
Dramat Möbiusa w interpretacji Dürrematta nie jest dramatem charakteru, lecz sytuacji. Moralna postawa fizyków nie ma żadnego znaczenia. Trzy możliwe warianty postaw fizyka okazują się równie nieskuteczne. Möbius: przekreślenie wiedzy; Newton: pionierstwo bez odpowiedzialności; Einstein: pionierstwo z odpowiedzialnością. To nie fizycy są zbrodniarzami; zbrodnicza jest sytuacja w jakiej znalazła się fizyka. Takie rozwiązanie jest przekreśleniem dramatu "atomowego", jako dramatu charakterów i ukazaniem go na płaszczyźnie, na jakiej może się jeszcze zrealizować.
Co to znaczy zbrodnicza sytuacja? Sztuka odpowiada na to w rozmowie Newtona z Inspektorem. "Maszyna staje się wtedy użyteczna - mówi Newton - kiedy uniezależnia się od wiedzy, która była konieczna do jej wynalezienia". Zbrodniarzem jest nie ten, kto wynalazł elektryczność, lecz ten, kto nieświadomie przekręca kontakt. Nauka oderwała się od techniki; wywołanie eksplozji atomowej nie wymaga większej wiedzy niż zapalenie żarówki.
TEATR DRAMATYCZNY I SCHLOSSPAR-THEATER
Teatr Dramatyczny w Warszawie dał w "Fizykach" najciekawszą inscenizację sezonu. Przedstawienie, prowadzone przez Ludwika Rene, przejdzie do historii recepcji Dürrematta w Polsce. Nie ustępuje znakomitej inscenizacji berlińskiej Hansa Lietzau w Schlosspark-Theater. Nie od rzeczy będzie przeprowadzenie paru porównań, dla uświadomienia możliwości teatralnych, tkwiących w sztuce.
Przedstawienie berlińskie wydobywa determinizm fabuły; postaci działają jak nakręcone, posłuszne wewnętrznym koniecznościom sztuki, koniecznościom przede wszystkim dramaturgicznym. W polskiej inscenizacji René wysuwa na pierwszy plan teatr w teatrze; postaci demonstrują, że grają nie siebie, lecz przybrane maski. Tam akcent na mechanizm akcji, tu na mechanizm "podwójnego" teatru. Doktor Matylda Zahnd - Berta Drews pokazuje w tej roli od początku analogię z Klarą Zachanassian z "Wizyty starszej pani". Jest twardą, męską nadkobietą; przerasta wszystkie figury sztuki; jest postacią z innego wymiaru. Ona jest "l o s e m" fizyków, tak jak Klara Zachanassian jest "losem" miasteczka Güllen. Elementy obłędu pozostają prawie niezaznaczone, nawet w scenie końcowej. Wanda Łuczycka, która rolę w "Fizykach" może uważać za najlepszą swoją kreację, gra postać miękką, niemal rodzajową; dopiero w scenie końcowej niepokojąca nienormalność przechodzi w wybuch szaleństwa. Siła Łuczyckiej płynie z szaleństwa; szaleństwo Drews wynika z poczucia siły. Polska aktorka postawiła na finał; działa zaskoczeniem; widz skłonny jest w nią uwierzyć dopiero z perspektywy końca sztuki. Drews jest od początku prawdopodobna jako siła aranżująca nie tylko morderstwa fizyków ale i eksplozję świata. Jest nie tylko "nakręcona" przez Dürremattaa, ale też sama "nakręca" wszystkie postacie sztuki. Łuczycka musiała zwariować, żeby zostać bossem światowego trustu; Drews jest nim od początku.
Möbiusa gra w Berlinie Erich Schellow, w Warszawie Jan Świderski. Świderski wyprowadził rolę z jednego zdania w rozmowie z Moniką: "W moim wypadku odwaga jest przestępstwem". Schellow z jednego zdania w rozmowie z Newtonem: "Wybrałem czapkę błazna. Rozum wymagał tego kroku". Świderski nie gra ani geniusza, ani intelektualisty. Gra człowieka, który przestraszył się konsekwencji własnego myślenia. Schellow gra człowieka, który te konsekwencje zrozumiał. Ma to skutki dramaturgiczne. Möbius Schellowa jest silniejszy od Newtona i Einsteina, bo zrozumiał to, czego oni nie uwzględniają. Möbius Świderskiego pozwala się zdominować Newtonowi i Einsteinowi,bo oni po prostu się nie boją ani odpowiedzialności ani sojuszu z polityką. Jeszcze jedna postać wymaga porównania. Inspektor Klausa Hofera i Władysława Jaworskiego. Jaworski gra ją niepotrzebnie tylko komediowo; Hofer poważnie i rzeczowo; pierwszy jest nieustannie zdumiony, drugi niczemu się nie dziwi. Jest to ważna figura przy pomocy której Durrenmatt konfrontuje dwa pojęcia sprawiedliwości. Sprawiedliwości formalnej, którą łatwo wyprowadzić w pole; i sprawiedliwości wynikłej z posiadania siły, która może drwić z praw. Ważny motyw; nie wygrany zupełnie w warszawskim przedstawieniu. Kreacje zasługujące na szacunek dali Fetting i Płotnicki (Einstein); grali świetnie wystudiowane maski historycznych fizyków; Płotnickiemu nie starczyło już jednak siły na metamorfozę: był świetny jako wariat, ale nijaki jako agent (bowiem w toku sztuki okazuje się, że Newton i Einstein są agentami). Nie zawiodła jak zwykle scenografia Ewy Starowieyskiej: przestronność szwajcarskiej willi, dosłowne cytaty z mieszczańskiej architektury; skrzyżowanie salonu z kliniką: zastanawiające zakłócenia skali; porządek i dostatek, podszyte szaleństwem i prawie oczywista obecność za oknami, sielankowego,"kojącego nerwy" krajobrazu. To wszystko było na scenie.
-"Fizycy" wystawieni zostali w przekładzie Ireny Krzywickiej i Jana Garewicza.
PRZYPIS
O przekładzie tym pisał w 11 nr. Dialogu Józef Mayen, te "wydaje się. najoględniej mówiąc. nieadekwatny wobec tekstu Dürrematta. Rażą w tym tłumaczeniu nie tylko nieporadności stylistyczne i dosłowne przeniesienia zwrotów i określeń z niemieckiego, dające w efekcie kiepską polszczyzną... ale również w wielu miejscach niezrozumienie oryginału i zagubienie efektów komicznych, cienkiego dowcipu Dürrematta". W komentarzu do listu Mayena redakcja Dialogu (która tekst przekładu wydrukowała) potwierdziła zarzuty krytyka, stwierdzając z ubolewaniem, że nie ma w Polsce "niestety" (wyraz ten został użyty sześciokrotnie) sposobu, aby obronić literaturą przed niepowołanymi.
W świetle przedstawionych dowodów skandaliczność przekładu zdaje sią nie ulegać wątpliwości. Niemniej jednak sąd Józefa Mayena i Dialogu wydaje się krzywdzący. Tłumacze zagubili efekty komiczne oryginału - to prawda - ale dodali od siebie nowe efekty. Kiedy stało się jasne, że dom wariatów jest więzieniem fizyków. Newton, patrząc na wykwintnie zastawiony stół, mówi: Zaiste, ostatnia uczta skazańca. (Die reinste Henkermahlzeit). Jest to aluzja do starego zwyczaju więziennego, który każe przed egzekucją spełniać gastronomiczne zachcianki więźnia. Tłumacze przekładają dosłownie, ale o ileż dowcipniej: "Prawdziwy posiłek kata". Sala tarza się ze śmiechu: wszyscy rozumieją. Że tłumacze użyli aluzji dla określenia swego stosunku do autora.