Artykuły

Mykietyn niesamodzielny

Po operze {#re#12888}"The Musie Programme"{/#} Roxanny Panufnik na afisz Teatru Wielkiego w Warszawie trafia kolejne dzieło zamówione u młodego kompozytora. Zaledwie trzydziestoletni Paweł Mykietyn ma już znaczący dorobek, cieszy się dużym uznaniem krytyki i publiczności. Wprawdzie jak dotąd skomponował tylko jedno dzieło wokalne - "Shakespeare Sonets" na głos wysoki i fortepian - ale wzbudziło ono powszechny zachwyt na ubiegłorocznym festiwalu Warszawska Jesień. Mykietyn ma też spore doświadczenie teatralne - od kilku już lat systematycznie komponuje muzykę do przedstawień dramatycznych, głównie w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego. Wspólnie wzięli na warsztat dramat Thomasa {#au#255}Bernharda{/#} "Ignorant i szaleniec", w którym słynny Austriak w charakterystyczny dla siebie, przewrotny sposób dał dowody swej fascynacji sztuką opery.

Akcja rozgrywa się w wieczór przedstawienia "Czarodziejskiego fletu" Mozarta i koncentruje się wokół słynnej śpiewaczki kreującej w spektaklu partię Królowej Nocy. Otacza ją galeria postaci - każda z nich żyje blisko ubóstwianej primadonny, ale każda pozostaje rozpaczliwie samotna.

Paweł Mykietyn wykorzystał w pełni tylko jeden element dramatu Bernharda - związek z operą Mozarta. Scena przygotowań Królowej Nocy do wyjścia na scenę, gdy trwa już przedstawienie, zaowocowała kilkoma pysznymi parodiami - od pojedynczych motywów z "Czarodziejskiego fletu", mistrzowsko wplecionych w materię "Ignoranta i szaleńca", po mniej i bardziej obszerne cytaty z Mozarta. Większość swej opery Paweł Mykietyn, zapewne prawem kontrastu dla oglądanego od kulis arcydzieła Mozarta, opatrzył muzyką monotonną i dla rozgrywanego na scenie dramatu będącą najczęściej tapetą. Nadmiar realizmu paradoksalnie zniweczył wysiłki twórców, uczynił ich sztukę mniej przejmującą.

Paradoksalnie też, w drugiej części spektaklu, gdzie muzyka została świadomie sprowadzona do roli błahego tła, słowo i emocje zyskały na sile. Na kolacji po przedstawieniu "Czarodziejskiego fletu" kameralna orkiestra bez końca powtarza za kulisami senny, pozytywkowy motyw, zaś śpiewane tyrady bohaterów ujęte w karby jednostajnego rytmu idealnie oddają sedno dramatycznego warsztatu Bernharda. Jest to swoista melodia języka oparta na obsesyjnych powtórzeniach zdań i słów. Akt drugi jest w zasadzie antyoperą w takim rozumieniu, w jakim przed ćwierćwieczem był nią "Einstein na plaży" Philipa Glassa. Kompozytor drogą redukcji próbował stworzyć nowe zasady słowno-muzycznego widowiska.

Tamto dzieło też zrodziło się z bliskiej współpracy kompozytora i inscenizatora - Glassa i Roberta Wilsona. Tylko opera Mykietyna zdaje się dziełem zupełnie niesamodzielnym. Przypisana jest do inscenizacji Krzysztofa Warlikowskiego i autorki scenografii Małgorzaty Szczęśniak. Powtarzają oni chwyty znane z ich wielu innych realizacji, w tym wystawianej na tej samej scenie opery Roxanny Panufnik. Zbyt dużo też w inscenizacji "Ignoranta i szaleńca" zmarnowanych okazji - nieciekawa rola Ojca (Jerzy Artysz), sztampowo poprowadzona rola Garderobianej (Stanisława Celińska), która nabiera nieco koloru w drugim akcie. Rolę gadatliwego Doktora powierzono brytyjskiemu kontratenorowi Jonathanowi Kenny'emu, o ładnym głosie i sprawnemu aktorsko, który pracowicie nauczył się ogromnego tekstu po polsku. Cóż z tego - zrozumieć można co piąte słowo. Na tym tle prawdziwą kreację tworzy w roli Królowej Nocy Olga Pasiecznik. Jest kobietą, której maska przyrasta do twarzy, budząc na przemian podziw, litość i niechęć. Dla tej piekielnie trudnej, a świetnie zagranej i zaśpiewanej roli, złożonej głównie ze strzępów mozartowskich koloratur, warto zobaczyć ten spektakl.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji