Wrocław. Pożegnanie z operą na Pergoli
Spektakle "Latającego Holendra" odegrane na terenie Wrocławskiej Fontanny Multimedialnej zakończyły cykl spektakularnych megawidowisk Opery Wrocławskiej przy Hali Stulecia. - Jeśli tam wrócimy, to może za dwa lata, już po roku 2016, a i to nie na pewno - mówi Ewa Michnik, dyrektorka opery.
Soliści, chór i orkiestra w sobotę i niedzielę po raz ostatni wyszli na specjalnie skonstruowaną scenę na Pergoli, by wystąpić w superprodukcji we wrocławskim plenerze.
Początkowo opera miała być wystawiona w parku Zamku Topacz, ale ze względów technicznych trzeba było spektakl przenieść na Pergolę. Jednak nieprędko melomani będą mieli szansę uczestniczyć w podobnym widowisku.
- To przepiękne miejsce - mówi Ewa Michnik. - Spokojne, z dala od ruchu miejskiego, słychać tu tylko kumkanie żab. Ale niestety zmiany konstrukcyjne w czasie budowy fontanny sprawiają nam zbyt wiele kłopotów technicznych, by nadal wystawiać tu opery. To po prostu zbyt kosztowne.
"Latający Holender" będzie nie tylko ostatnią tegoroczną operą na Pergoli. - W przyszłym roku w ogóle nie przewidujemy wystawiania tam naszych produkcji.
W budżecie zaplanowaliśmy olbrzymie widowisko na Stadionie Miejskim, czyli "Hiszpańską Noc z Carmen - Zarzuela Show", wznowimy także granie opery "Tosca" w trzech miejskich lokalizacjach i tyle. Na więcej nie mamy sponsorów. I choć nie sposób nie docenić walorów Pergoli, a także upodobania do tego miejsca widzów, na razie nie będziemy porywać się na takie przedsięwzięcia. Przyznaję to z żalem - komentuje Ewa Michnik.
Bilety na spektakle opery Ryszarda Wagnera o romantycznej miłości rozeszły się z wyprzedzeniem. Sprzedano ich niemal 20 tys. - To nasz olbrzymi frekwencyjny sukces - mówi Anna Leniart z operowej organizacji widowni. - Aż żal odprawiać widzów od kas.