Artykuły

Szkolne variete, czyli "dziecko potrafi", "Karuzela" - niekoniecznie

"Dookoła karuzeli, czyli dziecko potrafi" Krzysztofa Deszczyńskiego w reż. autora w Teatrze Muzycznym w Poznaniu. Pisze Błażej Kusztelski.

Wiele, wiele lat temu Krzysztof Deszczyński, ongiś aktor teatru "Marcinek" Leokadii Serafinowicz, potem kabaretowiec związany ze Smoleniem, realizował dla kilkutysięcznej widowni w poznańskiej Arenie - wielkiej hali widowiskowej - rewie-pokazy dla dzieci pod wspólnym hasłem "Dziecko potrafi". Teraz nawiązując do tego przedsięwzięcia, wyreżyserował w Teatrze Muzycznym widowisko "Karuzela" (według własnego scenariusza), przykrawając dawny pomysł do wielkości niedużej sceny teatralnej. Ale to już inna skala, więc i proporcjonalnie inny jest rezultat.

Okazało się ponad wszelką watpliwość, że nie da się powtórzyć tamtej quasi music-hallowej konwencji. Wtedy styl rewii połączony z pokazami i dydaktyką sprawdzał się, raz lepiej, raz gorzej. Na wielkiej przestrzeni było miejsce na przykład na wprowadzenie na arenę wozu strażackiego, na pokaz strażackiej sprawności, na pewną "gigantomanię". Tu w teatrze, w przedstawieniu "Karuzela", jest tylko samochód strażacki - zabawka, wzięty z karuzeli. Mocno przydługa introdukcja, podczas której popisują się przed sobą i widownią mali wykonawcy, świadczy, że i tym razem realizator nawiązuje do stylu rewii czy variete: jest więc akrobatka, żongler, tancerka, komik, instrumentalistka i sztukmistrz, i jest zbiorowa piosenka. Ale to nie ekscytuje dziecięcej widowni, wszystko to bowiem dałoby się też pokazać na szkolnej scenie.

Konstrukcja całego widowiska nawiązuje poniekąd do zabawy-śpiewanki: "Ojciec Wirgiliusz uczył dzieci swoje", stąd na scenie prestidigitator-nauczyciel jako główny macher i mnóstwo jego "dzieci". A w głębi pokaźna karuzela, bo rzecz dzieje się w wesołym miasteczku, czyli nigdzie, a właściwie wszędzie: bo owa karuzela urasta do rangi dziecięcego świata i to ona wyznacza miejsca akcji. A że na karuzeli są różne samochody, okręty itd., przeto z tymi rekwizytami związane są kolejne sceny. Bo trzeba dodać, że podobnie jak w rewii czy music hallu i tutaj akcja jest niczym innym jak zwyczajną składanką, złożoną ze scenek, piosenek (realizowanych trochę w stylu "Gawędy") i dydaktycznych wskazówek (z założenia żartobliwych) w rodzaju dofastrygowanej łopatologicznie: Polska jest w Unii Europejskiej, a nie w Unii Afrykańskiej. Do rzeczy jest natomiast przypomnienie numeru 212 i przestroga dla tatusia: "nie siadaj za kierownicą, gdy ci się kręci w głowie, choćby ze szczęścia".

Owe luźne scenki to zazwyczaj skecze nie różniące się zbytnio od tych z kolonijnych programów przy ognisku czy szkolnych przedstawień (humor często ciągany za uszy); z kolei piosenki - choć nie jest ich wiele i nie są porywające - zostały przynajmniej nieco podrasowane stylem dyskotekowym dzięki zbiorowemu udziałowi dziecięcych wykonawców. Pożar w konwencji teledysku do piosenki, z dymami, wiadrami, drabinami i kaskami strażackimi, wielkiego wrażenia jednak nie robi, bo i piosenka taka sobie - nijaka.

Gromada dzieci na scenie zachowuje się głośno i swobodnie, reagując ochoczo na sceniczne zdarzenia i dziarsko w nich uczestnicząc, co sprawia wrażenie, że widownia reaguje równie spontanicznie na sceniczne wypadki. Tymczasem bawią się przede wszystkim dzieci na scenie, te na widowni - już niekoniecznie. Udział szkolnej dziatwy w przedstawieniu to sprytny zabieg, podnosi temperaturę przedstawienia, a żywiołowość wydaje się być przyrodzona wybranym w castingu małym wykonawcom, przekonywującym w zbiorowym ruchu i luzackiej fanfaronadzie. Ale choć kreują oni zbiorowego bohatera, to indywidualne role przypadają oczywiście dorosłym (z których trudno kogoś wyróżnić poza Sewerynem Wieczorkiem - Dyrektorem Wesołego Miasteczka i Profesorem).

Jest kilka scen czy elementów, które mogą się spodobać dziecięcej widowni: użycie skrzyni, w której znika postać sceniczna (korzystająca z zapadni) czy podmiana córki w ojca dzięki zręcznemu użyciu materii na suknię jako parawanu. Ale jedyną tak naprawdę efektowną sceną jest zbiorowe stepowanie w wykonaniu dorosłych i dziecięcych wykonawców, które pobrzmiewa głośnym rytmem wystukiwanym w taki sposób, że przypomina orkiestrę bębnów albo step irlandzki. Spośród piosenek jedna tylko zasługuje na miano hitu przedstawienia, a mianowicie "Kręć się, kręć się, karuzelo". Nic dziwnego, że powtarzana jest wielokrotnie na scenie, niestety - ponad miarę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji