Artykuły

Zuzanna Skolias: Trzeba zdecydowanie postawić na swoim

Mama, żona, aktorka, wokalistka... i mnóstwo innych ról, zarówno w życiu jak i na scenie. We wszystkich w roli głównej występuje Zuzanna Skolias. Wokalistka zespołu Time For Funk i aktorka teatralna, grająca m.in. w takich spektaklach jak "Twardy gnat, martwy świat" i "Lordy", wystawianych w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach.

Da się?

Da się realizować nie tylko kilka pasji na raz, ale i sprawić, żeby stały się one twoim zawodem. Pracą, którą można wykonywać z zapałem, a nie obrzydzeniem i wiecznym narzekaniem, że to nie to, co chciałbyś w życiu robić. Tutaj z kolei, w roli głównej powinien pojawić się upór i determinacja.

Zaczęłaś od aktorstwa, czy najpierw była muzyka?

- Zdecydowanie muzyka. Muzyka była ze mną od początku ze względu na dom i na rodzinę. Mój tata śpiewa, mama uczyła muzyki w szkole i prowadzi zajęcia umuzykalniające, więc muzyki w moim domu było zawsze bardzo dużo. Chodziłam też do przedszkola i szkoły muzycznej. Aktorstwo z kolei zawsze było pasją mojej mamy. Zresztą i ona i mój tata, mają duże zdolności aktorskie. U taty widać to chociażby po tym jak prowadzi koncerty i w jaki sposób śpiewa. Jeśli chodzi o moje aktorstwo, zawsze dużą ekscytację wzbudzało we mnie aktorstwo filmowe. Po tym jak poszłam do szkoły teatralnej, przekierowałam się bardziej na teatr, chociaż film nadal siedzi mi gdzieś w głowie.

Wystąpiłaś w filmie krótkometrażowym. Nie planujesz w takim razie skupić się bardziej na aktorstwie filmowym?

- Myślę o tym czasami, ale to wiązałoby się z dużymi zmianami - chociażby z przeprowadzką do Warszawy, żeby móc regularnie chodzić na castingi. Musiałabym też przede wszystkim podjąć decyzję, że od teraz skupiam się wyłącznie na tym, a czuję że to jeszcze nie czas na to. Mam dużo innych zajęć, którym lubię się poświęcać i nie chcę z nich rezygnować.

Kilka lat temu podczas jednego z wywiadów zapytano cię, czy czujesz się bardziej aktorką, czy wokalistką i nie umiałaś tego określić. Teraz - pod wydaniu płyty "Głos wewnętrzny" zespołu Time For Funk, w którym śpiewasz, coś się zmieniło?

- Faktycznie wydaliśmy płytę. Wreszcie. To był długi, ale owocny proces. Jednak w kwestii śpiewania i grania w teatrze, nic się nie zmieniło. Dalej bardzo lubię robić i to i to i tak jak wspomniałam, nie mam zamiaru z niczego rezygnować.

A propos zespołu Time For Funk. Gracie ze sobą od 2009 roku. To Daniel Sroka - założyciel zespołu - znalazł ciebie, czy ty znalazłaś Daniela?

- Właściwie znalazła nas dla siebie nasza wspólna znajoma. Wiedziała, że szukają wokalistki i zdzwoniła nas ze sobą. Pojechałam na próbę do Bochni, skąd pochodzi trzon grupy, chłopcy puścili mi swoje wstępne propozycje i na następne spotkanie pojechałam już z własnymi pomysłami wokalnymi. Niektórzy w zespole mieli wątpliwości co do materiału, który znalazł się na płycie. Głównie chodziło o to, czy ludzie będą chcieli się do tego bawić, ale od początku wiedziałam, że chcę zrobić taki projekt i nie ustępowałam. Daniel był tego samego zdania. Zresztą czas pokazał, że ludzie bardzo dobrze bawią się do naszej muzyki na koncertach, pomimo tego że część słowna, w której wykorzystaliśmy teksty Tomasz Różyckiego, jest dość wymagająca.

Występujesz teraz m.in. w Teatrze Stefana Żeromskiego w Kielcach w spektaklach "Twardy gnat, martwy świat" i "Lordy". Masz czasami problemy z tym, żeby połączyć koncerty z pracą w teatrze?

- Nie, bo nie gramy aż tylu koncertów. Jest ich więcej w okresie letnim, ale wtedy z kolei pracy w teatrze jest mniej. Trudniej jest zgrać terminy i kalendarze wszystkich w zespole, gdy jakiś koncert już jest na horyzoncie. Jest nas ośmioro i wszyscy są dość zajęci.

Nie masz mimo wszystko czasami takich myśli, żeby może jednak coś faktycznie odpuścić?

- Szczerze przyznaję, że miewam, ale one równie szybko znikają, co się pojawiają, bo gdy zaczynam zastanawiać się z czego miałabym zrezygnować, to okazuje się że niczego nie potrafiłabym odpuścić. Wszystko, czym się zajmuję, jest dla mnie wartościowe i dobrze się w tym czuję. Zawsze denerwowało mnie, gdy ludzie mówili mi, że powinnam wybrać. W szkole kilka razy usłyszałam od nauczycieli, żebym się zdecydowała - albo muzyka, albo teatr, albo matura. Na studiach, gdy kontynuowałam jeszcze szkołę muzyczną, też słyszałam dużo podobnych, przykrych rzeczy, co mnie szokowało. Niektórzy profesorowie twierdzili, że robiąc i to i to, w niczym nie będę naprawdę dobra. Dlatego postanowiłam wszystkim pokazać "Właśnie że nie!". To co robię daje mi ogromną satysfakcję i dopóki daję radę - będę to robić. Bardzo pomaga mi w tym mój mąż - Mateusz Pakuła.

A bez wsparcia rodziny nadal robiłabyś tak wiele rzeczy na raz?

- Nie mam pojęcia. Zawsze bardzo współczułam moim kolegom na studiach, którzy opowiadali jak rodzice odciągali ich od zamiaru zdawania na studia aktorskie i obrażali się, gdy mimo wszystko stawiali na swoim. Byłam bardzo szczęśliwa, że mi nikt nie każe być lekarzem, prawnikiem, czy kimkolwiek innym, i że nikt nie każe mi iść na takie studia, po których będą pieniądze.

Ze swoją rodziną - bratem Antonisem Skoliasem i mężem - też pracujesz...

- Tak. To był pomysł Mateusza, żeby zacząć razem pracować. Robiliśmy razem w Szczecinie czytanie sztuki Mateusza "Marcin, wieczny Artur", które reżyserowała Eva Rysova. Mateusz wymyślił, żeby zrobić do tego muzykę na żywo i zaproponował to m.in. Antkowi. Ten wyjazd okazał się sukcesem pod każdym względem, więc w tym samym składzie zrobiliśmy spektakl "Na końcu łańcucha" w Lublinie, też z muzyką na żywo. Tam były moje kompozycje, które razem dopracowywaliśmy. Bardzo się cieszę, że możemy razem pracować, bo Antek jest bardzo zdolnym facetem, świetnym bębniarzem i ma rewelacyjną wyobraźnię. Z moim mężem natomiast pracuję od kiedy skończyłam PWST.

Wspomniałaś kiedyś, że nie lubisz ani musicali ani piosenki aktorskiej. Nie namawiał cię nikt, żebyś mimo wszystko poszła w kierunku piosenki aktorskiej?

- Ja tak w ogóle skończyłam szkołę teatralną na specjalizacji wokalno-estradowej, która z założenia szkoli właśnie pod kątem teatru muzycznego. Miałam zajęcia z piosenki aktorskiej, ale ja to po prostu odbębniałam, bo nigdy tego nie lubiłam. Jako pracę dyplomową robiliśmy "Sen nocy letniej" do muzyki Możdżera. To było jednak co innego, bo sama muzyka była bardzo ciekawa i dość trudna, więc to było dla mnie duże wyzwanie. Jednak po skończeniu studiów wiedziałam, że nie będę starała się o angaż w żadnym teatrze muzycznym, ani nie będę ubiegała się o role w tego typu spektaklach.

Sądzisz, że bez pasji da się osiągnąć sukces?

- Na pewno. Jest na to mnóstwo przykładów. Choć może jest to trochę inny rodzaj pasji - do pieniędzy i blichtru...

Prawdziwa pasja na pewno daje wiatr w żagle. Owszem, czasami trzeba stawać na rzęsach, żeby przebić się z tym, co robisz i co jest twoją pasją. Niekiedy przez to cała fascynacja i zapał schodzą na drugi plan, bo przecież z czegoś trzeba żyć i trzeba zarabiać pieniądze. Jeśli twoją pracą jest twoja pasja, to wspaniale. Bardzo często jednak ludzie wychodzą z założenia "Lubisz to robić, masz z tego satysfakcję, to jeszcze chcesz żeby ci za to płacili?". Przez to jeśli np. jesteś wokalistą, zaczynasz chałturzyć i zajmować się czymś, co nie daje ci żadnej satysfakcji. Gubi się po drodze to, że bycie wokalistą, to też jest praca, a to że utarło się, że nie lubi się swojej pracy, to już zupełnie inna bajka. Jednak nawet pracując w banku, a po godzinach grając np. koncerty w klubach - i zarabiałbyś pieniądze i robiłbyś to co kochasz.

Dlatego uważam, że mimo wszystko da się pracę i pasję ze sobą połączyć. Warto być w tej kwestii upartym i bezkompromisowym. Można doprowadzić do tego, że twoim zawodem jest to co kochasz robić, trzeba jednak zdecydowanie postawić na swoim.

Na zdjęciu: Zuzanna Skolias w spektaklu "Twardy gnat, martwy świat", Teatr im. Żeromskiego, Kielce

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji