Artykuły

Operowy populista

- Nie znam planów artystycznych Kazimierza Kowalskiego, ale sądzę, że chodzi tylko o przetrwanie do kolejnych wyborów i dodatkowe dochody. To nominacja z klucza partyjnego. Zwyciężyło zwyczajne kolesiostwo. Teatr Wielki za rok może być tylko pustym słowem - mówi wieloletni solista Teatru Wielkiego w Łodzi Zbigniew Macias o powołaniu nowego dyrektora artystycznego.

Krzysztof Kowalewicz: Teatr Wielki ma nowego dyrektora. Będzie lepiej?

Zbigniew Macias: Dwa lata temu byłem jednym z inicjatorów "Akcji ratunek" w Teatrze Wielkim. Robiliśmy wszystko, by wyciągnąć operę z kryzysu po dyrekcji Marcina Krzyżanowskiego. Nasze starania odniosły sukces. Zawsze zależało mi, by tą instytucją z wieloletnimi tradycjami kierował człowiek, który może nadać wielkość łódzkiej operze. Z pewnością taką osobą nie jest Kazimierz Kowalski. Od kilku miesięcy krążyły po teatrze plotki, że zostanie dyrektorem, ale nikt nie brał ich poważnie. Pracownicy pamiętają, jak skończyła się jego poprzednia dyrekcja. Myśleliśmy, że w związku z tym powrót na fotel dyrektora w Łodzi jest niemożliwy. Jednak Kazimierz Kowalski nadal pozostał ulubieńcem władz. To nominacja z klucza partyjnego. Zwyciężyło zwyczajne kolesiostwo. Niestety, ludzie, którzy profesjonalnie zajmują się polityką, decydują o losach artystów i przyszłości opery, a o tym nie mają zielonego pojęcia. Władza marszałkowska zupełnie nie liczy się z opinią środowiska.

Dlaczego tak źle ocenia Pan kolegę z teatru?

- Kazimierz Kowalski to bardzo sprawny organizator. Nagrywa płyty, pojawia się w radiu i telewizji. Prowadzi rozległą działalność, nazwijmy ją umownie "artystyczną". Można by pomyśleć, że jest znakomitym kandydatem na dyrektora. Niestety, poziomu jego sztuki nie akceptują ludzie znający się na operze.

Kowalski popularyzuje operę.

- Nazwałbym go raczej operowym populistą. Popularyzowanie to pozytywna działalność opierająca się na pracy nad gustem ludzi. W realizacjach pana Kowalskiego nie dostrzegam takiego dążenia. Moim zdaniem jego przedsięwzięcia są skierowane na jak największy zysk.

Kazimierz Kowalski jest na etacie śpiewaka w operze, ale rzadko występował w Teatrze Wielkim.

- To nie przeszkadzało dyrekcji, ale to, że kilku wybitnych solistów grało niewiele, już szefom nie odpowiadało. Części solistów dyrekcja z chęcią by się pozbyła. Powód na wyrzucenie zawsze się znajdzie. Wystarczy nie zaangażować śpiewaka do kilku kolejnych produkcji, a potem można mu robić wyrzuty, że skoro nie śpiewa, to jest niepotrzebny. Dobrzy dyrektorzy teatrów zawsze starali się współpracować z wybitnymi artystami, bo wiedzą, że gwiazda pracuje na dyrektora. Natomiast szefowie, którzy tylko trzymają się stołka, unikają dobrych artystów, bo ci mają swoje zdanie i potrafią go bronić.

A jakie Pan miał relacje z dyrektorem naczelnym opery?

- Spotkaliśmy się kilka razy, ale w zasadzie nie ma z nim o czym rozmawiać. Pan Skupieński otwarcie przyznaje, że nie ma pojęcia o operze. Dla niego każdy artysta tylko " świadczy pracę".

Ile czasu potrwa dyrekcja Kazimierza Kowalskiego?

- Nie znam jego planów artystycznych, ale sądzę, że chodzi tylko o przetrwanie do kolejnych wyborów i dodatkowe dochody. Teatr Wielki za rok może być tylko pustym słowem.

Zbigniew Macias ukończył Akademię Muzyczną w Łodzi. Od 1985 r. przez dziewięć lat był związany z Teatrem Wielkim w Łodzi. W 1992 r. został solistą Teatru Wielkiego - Opery Narodowej, ale przez cztery ostatnie sezony śpiewał również na deskach łódzkiej opery. Ponadto występował w Szwajcarii, Niemczech, Danii, Portugalii, krajach Beneluksu, RPA, Brazylii, Chinach i obu Amerykach. Odznaczony odznaką "Za zasługi dla miasta Łodzi" i przez marszałka województwa łódzkiego (2002 r.).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji