Churchil puszcza do nas oko
JAK RZADKO, NAPRAWDĘ WIELE DOBREGO MOŻNA POWIEDZIEĆ O TEJ POZYCJI W PROGRAMIE TELEWIZYJNYM. Widać tu niekłamaną pasję twórcy starającego się o dopracowanie najmniejszego nawet szczegółu. Nie widzi się na siłę wstawianych "lepszych kawałków", dzięki którym z reguły budowane są sensacyjne fabuły. Z przyjemnością śledzi się perypetie bohaterów, z zainteresowaniem zbudzonym już w końcu znanym dość dobrze tematem. To wszystko, co tu zostało powiedziane, dotyczy oczywiście seryjnego spektaklu sensacyjnego Zakrzewskiego i Janickiego "Akcja V". Właściwie nic dodać, nic ująć; ze wszystkich prawie opinii przebija widzów łaskawość i zainteresowanie przedsięwzięciem. A jednak...
Zastanówmy się chociaż chwilę nad czym innym niż sama telewizyjna "Akcja V". Interesujące jest bowiem co z niej dla nas wynika. W jednym z wywiadów udzielonych w czasie kampanii reklamowej tego spektaklu reżyser Andrzej Zakrzewski powiada tak: "zainteresowaniom dokumentalistyką pisaną - towarzyszy jednoczesna fala eksperymentów mających na celu stworzenie czegoś, co umownie nazywamy "Teatrem Faktu". Wniosek więc z tego prosty: również sztuki widowiskowe przestają być domeną czystej fikcji, jest w nich miejsce na paradokumentalną opowieść o ludziach i epoce" (Ekran nr 18). Bardzo to wszystko słuszne zdania, pozostaje jedynie wyciągnąć z nich konsekwencje praktyczne dla prezentowanego utworu. Z tym wszakże okazało się, że jest gorzej. Powodowani przekonaniem (słusznym!), że widzowie są nieźle wyszkoleni w temacie, o którym w serialu mowa, twórcy poszli chyba na zbyt daleko idące skrócenie dystansu wobec widza. Nawet nie chodzi o to, że wprowadza się konfidencjonalny ton, ponoć przybliżający nam postacie bohaterów. Owego skrótu dokonano kosztem utrzymania perspektywy historycznej. A wtedy już jest nie najlepiej i wyczyniają się różne dziwne rzeczy.
Zastanawia mnie na przykład jak to się stało, że oficer Polskiej Armii na Zachodzie mógł w roku 1944 dokładnie przewidywać polityczne losy Europy na około dwadzieścia lat naprzód.
Cóż, nie chcę w tym miejscu sugerować, że żołnierze polscy walczący przy armii brytyjskiej nie orientowali się w zarysie, jakie będą w przyszłości komplikacje z dotychczasowym sojusznikiem. Trudno mi natomiast przypuszczać, by przewidywane kłopoty były przedmiotem rozlicznych dialogów między zainteresowanymi stronami. Takie bowiem wrażenia nasuwa obserwacja typu stosunków, jakie utrzymywały między sobą pokazane w "Akcji V" wywiady wojskowe Polski i Anglii. Może znakomitemu aktorstwu "zawdzięczać" trzeba to, że ten element scenariusza został ogromnie wyeksponowany. Może, gdyby nie Machowski i Śmiałowski przeszlibyśmy nad zdarzeniem do porządku dziennego. Tymczasem jednak spokojnie obserwujemy, jak panowie oficerowie wygłaszają zdania, których nigdy w owym czasie by nie wypowiedzieli. Oni po prostu mówią do widza z roku 1973, na zasadzie - wszyscy wiemy, jak się to skończyło... Tymczasem zasada ta jest nie do zaakceptowania w spektaklu typu "Akcji V".
Jest zresztą przykład wyjścia z takiego impasu dramaturgicznego, gdy koniecznie chce się zachować wszelkie treści, które ujawniły się nieco później. W serialu o Leonardo da Vinci występował współcześnie ubrany pan, który w akcji rozgrywającej się w XV wieku nie uczestniczył. Jemu to właśnie powierzono misję dodania do prawdziwych zdarzeń tych interpretacji, do których doszliśmy dzisiaj. Bez tego zabiegu sam mistrz Leonardo musiałby wygłosić taki tekst: "jak w XX wieku wyprodukują benzynę, to wtedy nareszcie będzie można zrobić ten mój samolot..." Oczywiście zbyt są odległe czasy Leonarda i autorzy scenariusza nigdy na coś takiego by nie poszli. Zdarzenia niedawne natomiast nie wzbudzają podobnych zdziwień, choć natura ich jest taka sama. Jeśli polski major prosi o zaświadczenie, kto rozszyfrował V1 i dodaje, że może się to nam przydać przy ustalaniu autorstwa... Cóż, w sumie pomyłka scenariusza jest taka sama.
Na ten temat, wydawać by się mogło, zbyt się rozgadałem. Otóż wydaje mi się, że jest to sprawa niezmiernie istotna dla naszych widzów, którym ostatnio serwuje się rozliczne seriale poświęcone ważnym historycznym wydarzeniom. I to nie tylko krajowe. Skoro tak, to warto, aby przynajmniej w tym, co sami produkujemy, gdy w dodatku jest ogólnie niezłe, przy okazji stosować precyzyjnie kanony myślenia historycznego. Inaczej wtedy będzie wyglądał odbiór propozycji importowanych, co nie jest bez znaczenia, gdy się im lepiej przyjrzeć i odkryć jakimi bajkami (pośród autentycznych rekwizytów) widzów obdarzają. Ale o tym innym razem...
W "ramach czepiania się" polskiego serialu można poruszyć jeszcze jedną z pozoru drobną sprawę. Otóż bardzo mi się nie podoba strywializowana metoda prezentowania charakterów narodowych. Takie dykteryjkowe sceny, w których robi się z obcokrajowców pajaców, są może dopuszczalne w skeczach lub dowcipach. Seryjny spektakl dysponuje nieco innymi środkami i dzięki temu warto od niego trochę więcej wymagać. Tymczasem dowiadujemy się od autorów "Akcji V", że Anglicy charakteryzują się powtarzaniem w kółko i nie na temat słów "yes, yes, yes" oraz jedzeniem nieznośnej dla polskiego podniebienia potrawy pod tytułem "pudding". To przesada, panowie - sam podjąłbym się podać jeszcze parę cech charakterystycznych, może nie tak bardzo zabawnych, ale przynajmniej nie smutnych. Tu natomiast wytworzyła się taka atmosfera, że w scenie z pociągu spodziewać by się można obecności Szkota, który wiezie papier toaletowy do prania. Ze względów oszczędnościowych. Ha, ha, ha... fajny dowcip. Podśmiechawki puddingowe z Anglików, serwowane w każdym odcinku, to jednak, zapewniam, była pomyłka. W sumie trudno byłoby twierdzić, że "Akcja V" to całkowita klapa, zniechęcająca do podejmowania tematyki historycznej w spektaklach telewizyjnych. Chodzi chyba tylko o to, by kreowanych postaci nie identyfikować w sferze ich świadomości ze świadomością współczesnych telewidzów, bo przecież wcale nam nie zależy, by jakaś postać z odległych (mniej lub bardziej) czasów puszczała do nas z ekranu "oko", dodając: "ja wiem, a ty rozumiesz - telewidzu, a teraz zrobimy w konia innych co się nawet nie domyślają".