Gdy rozum śpi...
Kiedy w 1976 reku w warszawskim Teatrze na Woli odbywała się polska prapremiera tej sztuki, atmosfera wokół spektaklu była wyraźnie "polityczna". Autor, jeden z najwybitniejszych dramaturgów hiszpańskich, więzień frankistowskiego reżimu, który pozostał w kraju i starał się w swojej twórczości towarzyszyć poddanemu terrorowi społeczeństwu, tak napisał w programie: "Nie zgadzam się również z tymi, którzy głoszą, że w warunkach przeciwnych postępowi społecznemu pisarz powinien milczeć lub wybrać uchodźstwo, by nie fałszować swojego dzieła. Sadzę, że każdy prawdziwy pisarz winien, mimo wszystko, starać się przemawiać do swojego narodu jak długo może, stać u jego boku. Postawa ta pociąga za sobą ryzyko przystosowania się i konformizmu; przynosi jednak więcej pożytku, niżby się, mogło wydawać". To był głos w wielkiej i gorzkiej dyskusji o emigracji, która nie tylko przecież w Hiszpanii stanowiła problem bolesny i żywy.
BOHATEREM DRAMATU VALLEJO JEST FRANCISCO GOYA - genialny malarz, wielka osobowość - w jednym z ostatnich epizodów swojego życia. Jest rok 1823. Goya ma 76 lat; od dawna jest już prawie zupełnie głuchy i samotny. Żyje wraz ze swoją opiekunką i kochanką Leokadią w posiadłości Quinta del Sordo, której ściany pokrywa niesamowitymi "czarnymi malowidłami". Dopatrywano się w nich później śladów postępującego obłędu, choć nie rozstrzygnięto sprawy, w jakim stopniu były one wynikiem choroby, a w jakim podsumowaniem gorzkiej wiedzy o rzeczywistości w okrutnej ojczyźnie. W Hiszpanii panuje właśnie terror po obaleniu dyktatury liberałów. Arcykatolicki król Ferdynand VII rozpoczął krwawe porachunki z liberałami, heretykami i masonami. Gwałty, represje i wyroki szerzą się wszędzie dzięki Bandom
Ochotników Królewskich, którzy domy podejrzanych znaczą żółtymi krzyżami i w ten sposób wyjmują ich spod prawa. Goya, wciąż jeszcze nominalny pierwszy malarz dworu nie może tego znieść i w liście do przyjaciela nie szczędzi słów mocnych pod adresem króla. List zostaje przejęty przez policję i Goya zostaje wydany na łaskę Królewskich Ochotników. Mimo namów przyjaciół nie chce zgodzić się na wyjazd do Francji. Dopiero kiedy jego koszmary staną się realne, gdy zostanie pobity, złamany psychicznie, kiedy zgwałcą mu kobietę i pozwolą się kajać - ucieknie i już nigdy do ojczyzny nie wróci. "Gdy rozum śpi, budzą się upiory" - tak podpisał Goya jedną ze swych słynnych akwafort z cyklu "Kaprysy". Przedstawia on samego artystę otoczonego sforą stworzeń niesamowitych, choć zupełnie realistycznych: kotów, sów i nietoperzy. Osaczają go i zdają się dręczyć. Rzeczywiste czy wyimaginowane są przerażające i straszne, tak jak państwo, w którym mrok terroru zabija trzeźwą myśl i paraliżuje odwagę. Wewnętrzny dramat artysty w społeczeństwie poddawanym przemocy, studium słabnącego umysłu i nieposkromionej wyobraźni, tyrania i granice artystycznej wolności - takich znaczeń doszukano się szesnaście lat temu analizując świetne role Tadeusza Łomnickiego i Lidii Korsakówny oraz pracę reżysera Andrzeja Wajdy. Jak zabrzmi ta sztuka po latach w zmienionej sytuacji politycznej Europy, Hiszpanii, Polski? I w nowej interpretacji ZBIGNIEWA ZAPASIEWICZA I GABRIELI KOWNACKIEJ...