Artykuły

Cenna lekcja świadomości

- Największym mankamentem kształcenia aktorów-lalkarzy jest to, że nie zakłada się, a może i zapomina o ich wypromowaniu. Nawet spektakle dyplomowe, będące z założenia reklamówką uczelni, wizytówką studentów, stają się tylko atrakcyjną propozycją kulturalną Miasta, a nie zawodową trampoliną - z Mateuszem Trzmielem, absolwentem Akademii Teatralnej, Wydziału Sztuki Lalkarskiej w Białymstoku i współzałożycielem i członkiem Teatru PAPAHEMA, rozmawia Marta Bartoszuk w serwisie Teatr dla Was.

Rozmowa z Mateuszem Trzmielem, absolwentem Akademii Teatralnej, Wydziału Sztuki Lalkarskiej w Białymstoku.

Jesteś tegorocznym absolwentem Akademii Teatralnej, Wydziału Sztuki Lalkarskiej w Białymstoku. Czy kończąc szkołę poczułeś spełnienie?

Trudno powiedzieć, czy to spełnienie... Na pewno jest to poczucie zakończenia pewnego etapu. Rodzaj satysfakcji? Może. Ale apetyt rośnie w miarę jedzenia - tak naprawdę szkolny sukces przestaje mieć znaczenie na etapie czwartego roku studiów, kiedy zaczyna się mniej lub bardziej intensywne poszukiwanie pracy. Ale nie odebrałem jeszcze dyplomu, odbiorę go dopiero przy okazji inauguracji kolejnego roku akademickiego, może wtedy - przy szkolnych fanfarach, w towarzystwie profesorów udekorowanych gronostajami - poczuję to spełnienie, o którym mówisz, ten splendor i chwałę...

A co się działo przed rozpoczęciem szkoły? Czy aktor-lalkarz to był wymarzony zawód czy przypadek sprawił, że wylądowałeś na tej właśnie uczelni?

Wstyd się przyznać, ale nie był to mój wymarzony zawód. Wręcz przeciwnie, o istnieniu szkoły dowiedziałem się zupełnie przypadkiem. Tak, zdawałem tu bez szczególnego przekonania, ale wystarczył rok, no, może dwa, by przekonać się, że to moje miejsce. Nie żałuję. Nie żałuję tym bardziej, że bez tego nie byłoby Teatru PAPAHEMA. Przygotowujemy właśnie naszą trzecią już premierę ("Macbetta" na podstawie dramatu Eugene Ionesco). Po raz kolejny staramy się łączyć lalki z planem aktorskim; takie jest właśnie moje wyobrażenie o idealnym aktorze-lalkarzu - aktorze świadomym potencjału teatru szeroko pojętej formy.

Pochodzisz z Częstochowy. Patrząc na mapę Polski, Białystok jest najdalej położoną miejscowością od Twojego miejsca zamieszkania, w której znajduje się szkoła teatralna. Czy odległość nie stanowiła problemu w realizacji marzeń?

Odległość nie jest już tak uciążliwa. Im rzadziej bywa się w rodzinnych stronach, tym szybciej trzeba dorosnąć i stworzyć swój własny świat w zupełnie innym miejscu. Studia aktorskie są tak samo absorbujące na każdej szerokości geograficznej; odległość nie miała tu chyba szczególnego znaczenia. Ale muszę przyznać, że jeszcze kilka lat temu Częstochowa i Białystok były lepiej skomunikowane. Podróż na przestrzeni pięciu lat wydłużyła się o ponad półtorej godziny.

Co wyjątkowego daje Wydział Lalkarski, a czego nie można odnaleźć w szkołach dramatycznych? Jakie są przedmioty, czego uczy się przyszłych lalkarzy?

Trudno dyskutować o wyższości lalkarstwa nad aktorstwem dramatycznym - przynajmniej na etapie kształcenia. Nie mogę być tu obiektywny, konstruuje swoje opinie tylko na podstawie własnych spostrzeżeń, ale na pewno wykształcono w nas niebywałą samodzielność. Każdy student trzeciego roku studiów na naszym Wydziale jest zobligowany do przygotowania tzw. projektu lalkowego - małej formy teatralnej, krótkiego spektaklu. Nasi profesorowie są jedynie, nie chcę tu deprecjonować ich udziału, opiekunami artystycznymi tych miniatur, a to od nas zależy jaki tekst wybierzemy, jak go zaadaptujemy, jaką formę lalkową wykorzystamy czy też jak daleko będziemy chcieli odejść od klasycznych lalek. To również my jesteśmy odpowiedzialni za scenografię, a w końcu i reżyserię spektaklu, nie zapominając o wykreowaniu ról aktorskich. To bardzo cenna lekcja świadomości, a jednocześnie jedyna okazja, by móc skonstruować w pełni samodzielną wypowiedź teatralną. Mamy wtedy szansę, by poznać całą tę machinę teatralną, której niektórzy aktorzy może i nigdy nie doświadczyli. Kształcenie lalkarzy zakłada również zaznajomienie z podstawowymi technikami lalkowymi - uczy się nas animacji marionetki, pacynki, kukły, jawajki, lalki stolikowej i lalki bunraku (formy człekokształtnej animowanej przez trzy osoby jednocześnie). Program nauczania zakłada również podstawowy kurs aktorski - zajęcia z interpretacji prozy i wiersza, scen dialogowych, emisji głosu, piosenki aktorskiej, a także trening ruchowy - balet i taniec, wf i basen. Pojawiają się też zajęcia bonusowe, jak kurs teatru cieni czy artterapia; uczy się nas też, jak korzystać z dotacji czy stypendiów, realizując własne projekty. Natomiast niebywałym atutem programu nauczania kierunku reżyserskiego jest to, że przez pierwsze dwa lata takich studiów uczestniczy się we wszystkich zajęciach kierunku aktorskiego. To bardzo cenne, by reżyser miał świadomość i poczucie tego "bycia po drugiej stronie". Wiele to wyjaśnia i usprawnia, szczególnie w teatrze lalek, gdzie znajomość możliwości technicznych lalki jest kluczowa.

Praktyka praktyką, a co z przedmiotami teoretycznymi? Jak wiadomo studia kończą się przecież napisaniem pracy magisterskiej i temu zadaniu również musiałeś podołać. Wydaje mi się, że po kilku latach nauki "bycia na scenie" pisanie nie przychodzi łatwo.

Pewnie, że nie przychodzi łatwo. Szczególnie, że ze względu na napięty grafik zajęć praktycznych, te teoretyczne traktowane są co najmniej po macoszemu, i to zarówno przez studentów, jak i pedagogów. To przykra diagnoza, ale świeży absolwent szkoły teatralnej odczuwa pewnego rodzaju "wymóżdżenie". Pisanie pracy magisterskiej, choć jest na wstępnym etapie bolesnym doświadczeniem, staje się jedyną okazją do jakiegokolwiek rozwoju intelektualnego; choć w tym wymiarze jest to i tak rozwój pro forma.

Białostocka szkoła jest ceniona zarówno w kraju, jak i na świecie. Ma wybitnych wykładowców. Czy dało się odczuć tą renomę w procesie edukacji?

Spotkanie z ekspertami, mistrzami poszczególnych technik lalkowych jest bardzo cenne i inspirujące. Czy da się to odczuć w procesie? Trudno powiedzieć, bo proces ten jest bardzo intensywny, dlatego brak miejsca na taką refleksję; na pewno jest to spotkanie z ogromnym doświadczeniem i profesjonalizmem. Mówisz, że nasza uczelnia ceniona jest na świecie - czasami mam wrażenie, że bardziej na świecie niż w kraju. Miałem to szczęście, że spotkałem się z profesorami z tzw. starej gwardii, niektórzy z nich to założyciele Wydziału. To świetna lekcja teatru i historii.

Jak wiadomo studia teatralne mają swoją specyfikę. To próby po godzinach, mnóstwo zajęć i nieustanna praca nad sobą. Co wspominasz najgorzej i co byś w procesie kształcenia aktorów-lalkarzy zmienił?

Najgorzej wspominam uczucie zmarnowanego czasu, co jest chyba najbardziej frustrujące w zawodzie aktora. Największym mankamentem kształcenia aktorów-lalkarzy jest to, że nie zakłada się, a może i zapomina o ich wypromowaniu. Nawet spektakle dyplomowe, będące z założenia reklamówką uczelni, wizytówką studentów, stają się tylko atrakcyjną propozycją kulturalną Miasta, a nie zawodową trampoliną. Powiedzmy sobie szczerze, żaden dyrektor teatru dramatycznego nie odwiedza Białegostoku, by wyłowić jakiś aktorski talent, o zgrozo, mało który dyrektor teatru lalkowego ogląda nasze dyplomowe przedstawienia. Moim marzeniem jest stworzenie festiwalu szkół teatralnych, który byłby konkurencyjną imprezą dla tego łódzkiego, a zrzeszałby studentów tych wszystkich wydziałów, których noga nigdy nie postanie w Łodzi (bytomskiego, wrocławskiego, gdyńskiego, olsztyńskiego i w końcu białostockiego), a przez swą rangę i konkursową formułę stałby się kamieniem milowym w nieustannym procesie przypominania o swoim istnieniu. Organizowany co dwa lata (wymiennie z wrocławskim wydziałem lalkarskim) Międzynarodowy Festiwal Szkół Lalkarskich ma charakter spotkania, wymiany spostrzeżeń i doświadczeń, jest ogromnie inspirujący, ale nie wynika z niego nic, co przyczyniłoby się do naszego rozwoju zawodowego, a to chyba clue.

Jeżeli miałbyś możliwość ponownego wyboru studiów, czy znowu byłby to białostocki wydział?

Wstrzymuję się od odpowiedzi... Z jednej strony te cztery i pół roku nauczyły mnie ogromnej samodzielności teatralnej, której nikt mi już nie odbierze, a która sprawiła, że Teatr PAPAHEMA zaczyna raczkować na polskim rynku. A z drugiej... Dopiero za kilka lat będę mógł powiedzieć, czy popełniłem błąd, czy wprost przeciwnie.

Czy po zakończeniu studiów szkoła pomaga w jakikolwiek sposób w dalszej karierze? Utrzymujesz kontakty z wykładowcami, profesorami?

Utrzymuję kontakt z wykładowcami - naszymi stałymi orędownikami są twórcy Teatru Malabar Hotel. To dzięki ich pomocy sprostaliśmy formalnym wymogom związanym z założeniem swojego teatru. Zawsze służą nam radą, a co najlepsze, nie traktują nas chyba jako konkurencji, dopingują nas. Do samej szkoły wracam z mniejszym lub większym sentymentem. Działam w Białymstoku, więc jestem w samym sercu życia akademickiego. Trudno się od tego odciąć. Niektórzy profesorowie są dla mnie swego rodzaju mentorami, niektórzy wykładowcy przyjaciółmi. Przychodzi jednak taki moment, że trzeba odciąć się, uniezależnić od ich opinii, bo pojawia się niebezpieczeństwo, że każda kolejna premiera PAPAHEMY będzie egzaminem, za który otrzyma się ocenę. Broń Boże, nie wynika to z wywierania presji czy ciągłej próby weryfikowania naszej działalności, sami prosimy o ich recenzje; wynika to bardziej z wewnętrznego poczucia nieodciętej jeszcze pępowiny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji