Artykuły

Hrabia luna z Więcborka

Polacy mogą go posłuchać najszybciej w Paryżu, potem Amsterdamie i Dreźnie. - Trochę żałuję, że w Polsce ledwo istnieję - mówi ANDRZEJ DOBBER, śpiewak operowy.

Nakło szczyci się Rafałem Blechaczem, a Więcbork - choć ma artystę, o którego biją się teatry operowe na całym świecie - Andrzejem Dobberem chwalić się nie bardzo może. 44-letni śpiewak operowy, którego biografię zamieszczają światowe encyklopedie i teatry operowe w oficjalnych serwisach, zawsze podaje "born in Więcbork (Poland)", od ośmiu lat nie wystąpił w Polsce.

Ale odwiedza regularnie miasteczko na Krajnie, bo tu mieszkają rodzice. - Jego pierwszy krzyk po urodzeniu był śpiewny i tak donośny, że wszyscy na porodówce wiedzieli, iż to Andrzejek daje głos - zapewnia mama Halina. - Mój ojciec od razu powiedział, że to glos artysty.

U Dobberów zawsze się śpiewało. Ojciec Jan zna na wyrywki operetkowe arie. - Z bratem Sławkiem co wieczór w łóżku na dwa głosy ćwiczyliśmy - wspomina Andrzej Dobber. - Z mojego brata był dobry materiał na śpiewaka, ale poszedł inną drogą. Za to siostra Brygida jest śpiewaczką.

Weselne popisy

W Więcborku pamiętają małego Andrzeja Dobbera z chóru kościelnego. Przez dziewięć lat śpiewał sopranem z dziewczynami. Jako siedmioletni chłopak wzruszył wszystkich na pasterce kolędą "Gdy śliczna panna". - Oj, miałem wesołe dzieciństwo -żartuje. - Mój głos był znany, nawet na plaży potrafili mnie wypatrzeć, żebym na jakimś weselu zaśpiewał. Za takie popisy płacili całkiem nieźle. Już wtedy wiedziałem, że chcę śpiewać.

Ze trzy lata chodził w Więcborku na pianino. Marniutkie to były lekcje i rok przed egzaminami zaczął jeździć do Bydgoszczy na fortepian. Ukończył klasę organów muzycznego LO Bydgoszczy, już wówczas jego profesor zawyrokowała, że Dobber ma głos jak sławny tenor Beniamino Gigli. Tu należy się wyjaśnienie - Andrzej Dobber był basem, bo na barytonowe odkrycie trzeba było jeszcze poczekać.

Gwiazda z Krakowa

Zaczął studia w Akademii Muzycznej w Gdańsku, ale szybko za profesor Łazarską powędrował do Krakowa. Jako student jeździł z Operą Krakowską po Niemczech i Włoszech. - Zaliczyłem z dziesięć konkursów i wszelkie możliwe koncerty -wspomina. - Brało się wszystko, dawało z siebie 100, 150 procent, aby zaistnieć.

Z asystentury w krakowskiej AM miał osiem dolarów miesięcznie, to wystarczało na jedną nogawkę spodni w Peweksie. Jak za to urządzić się w Krakowie? Wtedy pojawiła się propozycja rocznego stypendium z opery w Norymberdze. Żona spakowała się, zostawiła etat w Teatrze Starym i z mężem ruszyła do Niemiec.

W Norymberdze urodziły się Dobberom dwie córki, a na kolejnym kontrakcie we Frankfurcie nad Menem - syn. Norymberdze zawdzięcza pierwszą entuzjastyczną recenzję. Po występie w "Weselu Figara" zyskał miano "młodej gwiazdy z Krakowa". Propozycje zaczęły się sypać jak z rękawa.

Do włoskiego barytonu

Po trzech latach pracy dowiedział się, że jest barytonem, a nie basem. - Straciłem dziesięć lat życia - mówi. - Baryton musi umieć zaśpiewać wyższe dźwięki, mieć silne "g" i "soi", a w Polsce nie było takich nauczycieli. Chciałem być włoskim barytonem, bo to śmietanka wśród śpiewaków. Udało się, nauczyłem się nowej techniki śpiewania i repertuaru. Jako baryton po raz pierwszy zaśpiewałem w Norymberdze partię Tonia w "Pajacach" Leoncavalla. Interesowały go tylko sceny klasy 1A, czyli najlepsze. Zaczęło się od Frankfurtu, potem były Berlin, gdzie śpiewał jako pierwszy Polak w "Tosce", Kolonia, Wiedeń, Amsterdam, Bruksela i wiele innych scen w Niemczech, Stanach Zjednoczonych i Włoszech.

Wiele zmieniła wygrana w konkursie ARD w Monachium w 1990 r. Z Polaków nagrodą ARD mogą się pochwalić tylko skrzypek Konstanty Kulka i właśnie Andrzej Dobber. Tam dyrygent Collin Davis powiedział o Dobberze, że rzadko można mieć do czynienia z głosem takiej jakości.

Lata z Warszawy

Od tego momentu propozycje płyną szerokim strumieniem. Do 2011 roku ma szczelnie wypełniony kalendarz - najlepsze teatry i dyrygenci. 12 lat radzi sobie w wolnym zawodzie.

W 2000 r. wziął udział w pierwszym w historii mediolańskiej La Scali tournée do Japonii, gdzie wystąpił w operach Verdiego. W La Scali debiutował w "Rigoletcie" i jako Hrabia Luna

w "Trubadurze" Verdiego. Wyzwanie okupione ciężką pracą opłaciło się. Andrzej Dobber to włoski baryton najlepszych teatrów operowych na świecie.

Pewnie nieprędko zobaczymy go w Polsce. Śpiewacy w swoich krajach występują za niewielkie gaże, ale musi być sprzyjająca atmosfera. A takiej od czasu "Madame Butterfly" wystawionej w 2003 r. przez Operę Krakowską w Kopalni Soli w Wieliczce nie było. Dobber wraz z rodziną od dawna mieszka w Warszawie. - Nie Kraków, a Warszawa, bo stąd można już polecieć wszędzie - wyjaśnia. - Dzieciaki mają polskie szkoły.

Oklaski poza Polską

Nawet płyt tu nie ma, chyba że ktoś ma płytkę z "Vivy" pt. "Zwiążmy się w nadziei", ale to zaledwie przedsmak. - Trochę żałuję, że w Polsce ledwo istnieję - mówi. - Planuję latem nagranie płyty, choć wolę występy na żywo. Jestem zwierzę operowe. Lubię scenę i kostium.

Andrzej Dobber, zapytany o marzenia twierdzi, że życie go rozpieściło. - Jestem spełniony. Nie muszę się pobrudzić, a jeszcze mi klaszczą - twierdzi. - We wrześniu zaśpiewam Otella w Dreźnie. Taki dojrzały facet i do tego włoski baryton.

Na zdjęciu: Andrzej Dobber w "Makbecie" Verdiego, Het Muziektheater Amsterdam, 2003 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji