Terror scenografii
Niektóre nasze premiery teatralne przypominają do złudzenia wernisaże. Aktorzy, reżyser, autor schodzą na plan dalszy, bohaterem staje się scenograf. Faktury, bryły, kolor przesłaniają wszystkie inne elementy spektaklu. Scena zdobyła sobie niepostrzeżenie rangę salonu wystawowego i to salonu wysoko notowanego. Sukces plastyczny w teatrze liczy się tyle, co sukces wystawy malarskiej. Jakże daleko Jesteśmy od "wolnych okolic" odmalowanych na dykcie i służących do wielu różnych przedstawień.
Jaskrawym przykładem hipertrofii scenografii Jest ostatnia premiera w warszawskim Teatrze Dramatycznym. Poetycka i kpiarska komedia Georga Buchnera pokazana została w takim sztafażu plastycznym, obciążona taką mnogością pomysłów scenografa - że z samej komedii niewiele pozostało. Zniknął nie tylko autor, ale i aktorzy, których rola została sprowadzona do komponowania wysmakowanych układów plastycznych. Nie ma w tym, co powiedziałam, żadnej przesady. Widz szokowany bez przerwy przez scenografa nie jest w stanie poświęcić dość uwagi tekstowi. A nie jest to wcale tekst najłatwiejszy.
Komedię "Leonce i Lena" napisał Büchner w 1836 roku mając lat dwadzieścia trzy. W rok później już nie żył. Jest to jeden z trzech utworów dramatycznych, jakie po sobie pozostawił.Büchner należy do autorów rzadko u nas grywanych. Po wojnie wystawiany był tylko "Woyzcek", grał go Teatr Polski w Poznaniu, a Henryk Tomaszewski użył tego dramatu jako scenariusza do pantomimy. "Leonce i Lena" to żart racjonalisty z konwencji romantycznych; żart ze świecidełek i piękności stylu romantycznego. A jednocześnie komedia zawiera inny ton, ostrzejszy, bardziej satyryczny - kpiny z władzy i władców, z konwencji obyczajowych, gnuśności w życiu społecznym. Mimo tych akcentów ta ironiczno-romantyczna bajka jest najpogodniejszym utworem Büchnera. Zdumiewające, jak ten filozof i biolog piszący rozprawy o "Anatomii porównawczej ryb i amfibii" oraz o "...niemieckich systemach filozoficznych od czasów Kartezjusza i Spinozy" - bliski jest typem wyobraźni i rodzajem obrazowania o tyle od niego późniejszym surrealistom.
"Leonce i Lena' przygotowali w Teatrze Dramatycznym Józef Szajna i Wanda Laskowska. Szajnę wymieniam na pierwszym miejscu, bowiem właśnie scenografia zaważyła na charakterze tego spektaklu. Józef Szajna to indywidualność niewątpliwie wybitna, znamy jego ciekawe prace w Teatrze Skuszanki w Nowej Hucie. Tym razem jednak dał się ponieść temperamentowi. Delikatne cacko, jakim jest "Leonce i Lena", cacko, którego wdzięk leży właśnie w kruchości, subtelności rysunku, w cienkiej ironii - obudował ogromną ilością pomysłów scenograficznych, i to w dodatku zupełnie nie adekwatnych do dzieła. Wielkie abstrakcyjne panneaux w tle, głazy leżące na scenie i zjeżdżające na sznurach z góry,dwie monstrualnej wielkości białe dłonie ubrane kwiatkami, kukły i maski, wymyślne kostiumy. To jeszcze nie wszystko - cała ta ogromnie bogata i różnorodna sceneria jest w ciągłym ruchu, jeździ w górę i na dół,obraca się, żyje własnym życiem niezależnym od granej sztuki. Nawet żelazne łóżko, na którym Leonce wygłasza monolog, zjeżdża spod pułapu razem z aktorem. Osobliwy to widok.
Spektakl ten zmusza do refleksji nad rola plastyka w teatrze. W końcu scenografia jest tylko jednym z komponentów widowiska teatralnego i to wcale nie najważniejszym. Widzieliśmy w Polsce znakomite spektakle zagranicznych teatrów, w których scenografia była zaledwie przeciętna. Wartości tych spektakli tkwiły w koncepcji reżyserskiej, w wykonaniu aktorskim. A u nas zaczyna się mistyfikować wagę scenografii, przypisuje się jej moce, których nie posiada i nie może posiadać. Pozwala się jej na zbyt daleko posuniętą emancypację. Można wyliczyć długą litanię spektakli z dobrą lub nawet świetną oprawą plastyczną, a mimo to nieudanych. Scenografia niczego nie zastąpi i niczego nie ukryje, a jej przerost jest wręcz niebezpieczny.
Nie ważne jest, czy feeria plastyki jaką zaprezentował Szajna w "Leonce i Lena", ma wysokie walory estetyczne, czy nie. Wydaje mi się, że brak jednolitej koncepcji stylu, mieszanie abstrakcji (panneaux) z surrealizmem (białe dłonie) nie jest najszczęśliwszym pomysłem. Nie o wartości estetyczne jednak w tym wypadku chodzi. A o uniezależnienie się plastyka od granego utworu. Wystawienie "Leonce i Lena" stało się nie celem,lecz środkiem, pretekstem. Elementarne zadanie teatru; przekazanie widzowi treści sztuki - nie zostało wykonane. Widz wychodzi z teatru nie bardzo wiedząc, o co w tej komedii chodzi, ale za to oszołomiony przez scenografa. Być może wernisaż się udał, premiera na pewno - nie.