Artykuły

Piekło "nowoczesności"

Georg Büchner należy do tych kilkunastu pisarzy, którzy pozostali w literaturze jako ge­nialni lub co najmniej niezwykle utalentowani młodzieńcy z urwa­ną, nie zrealizowaną przyszłością. Tej przyszłości stawały na prze­szkodzie albo nagle zapadnięcie na niemoc twórczą albo - śmierć. Büchner umarł w 1837, kiedy miał 24 lata. Dwa dramaty: "Śmierć Dantona" i "Woyzeck", niedokończone opowiadanie "Lenz" zapewniły mu - przy wszystkich swych niedoskonałościach - trwałe miejsce w literaturze niemieckiej. W dodatku był pisarzem rewolucyj­nym jak mało kto wśród jego współczesnych, rewolucyjnym nie tylko w pisaniu ale 1 w działa­niu. Organizator buntu przeciw absolutyzmowi musiał uciekać z rodzimej Hesji za granicę przed prześladowaniami policji.

Büchner napisał też na rok przed śmiercią na konkurs pew­nego wydawnictwa komedię "LE­ONCE I LENA". Jest to utwór delikatny, lekko ironiczny, żartu­jący z romantycznej pozy mówie­nia poetyzującymi zwrotami i układania życia według literatury (nurt zbliżony do "Fantazego" Słowackiego), bajka o księżniczce i księciu, którzy nie chcą się pobrać, ale których łączy przy­padek i czyni szczęśliwymi. Tro­chę z Musseta i trochę z Szek­spira: bohaterowie są znudzeni życiem, a błazen wypowiada o tym życiu kilka uwag filozoficz­nych. Büchner dotknął też spraw społecznych, ukłuł satyrę zidiociałych władców i wspomniał o zmuszonym do wiwatowania na ich cześć ludzie. Wszystko razem nazwał "żarcikiem" i być może nie zdziwił się zbytnio, że komedla jego nie dostała nagrody na konkursie, na który była napisa­na. Co z tego "żarciku" zrobiono w Teatrze Dramatycznym? Prawdę rzekłszy nie bardzo wiadomo co. Dobry teatr sztukę trudna, mało zrozumiałą czyni na scenie bar­dziej przejrzystą, uczytelnia ją. Tu na odwrót - sztuka dość jas­na i - jak to się mówi - komu­nikatywna stała się w teatrze - mówiąc bez ogródek - niedołęż­nym bełkotem. Przedstawienie było reżyserowane właściwie przez scenografię JÓZEFY SZAJNY. Przeniosła ona komedię Büchnera do pieklą. Jakiś infernalny krajo­braz, przedziwaczone kostiumy, koszmarne charakteryzacje, po­tworne groteski, to znów nie mniej straszne maski. Do tego - wszystko aby było jak najdziwniej i aby rozmach inscenizacyj­ny był jak największy! Różne rzeczy spuszczały się z sufitu i wyrastały z podłogi - dwie ogromne ręce (dalibóg nie wiem co oznaczały!), łóżko - niełóżko, wiel­kie kartofle, a może kamienie, a może chmury, i oczywiście szma­ty zwisające i szmaty dziurawe, szmaty kolorowe i szmaty wybla­kłe. Karuzela sceny obrotowej się kręciła, aktorzy czołgali się na czworakach w ukryciu, by potem zadziwić publiczność swą obecnością: a kuku! maszynki krzesały ognia, piekielna muzyczka gra­ła...

Prawdopodobnie inscenizatorzy chcieli z Büchnera uczynić Becketta skrzyżowanego z Gombrowiczem i Mrożkiem. I tak sprepa­rowanego naładowali w gigantyczną kolubrynę teatralna. Chcieli z komedii "Leonce i Lena" zrobić "awangardową" groteskę o świecie obłąkanym, świecie nudy, świecie bezsensu. Być może ja­kieś elementy tego są w sztuce Büchnera, ale w całości absolut­nie nie wytrzymuje ona takiego zabiegu. Delikatne nici tkaniny tej komedii rozpięte na ogromnej machinie rwą się i pękają, obraz w niej utkany zamienia się w bezładny kłąb włókien, a przedstawienie w nudę i bezsens. A chy­ba nie o taką nudę i bezsens szło teatrowi.

W takiej sytuacji aktorzy nie­wiele mieli do powiedzenia. Siła komiczna ALEKSANDRA DZWONKOWSKIEGO odezwała się mimo wszystko w roli zramolalego kró­la. ELŻBIETA CZYŻEWSKA (Le­na) i ELŻBIETA OSTERWIANKA (Guwernantka) starały się coś wydobyć ze swoich ról. Tak uta­lentowany aktor jak EDMUND FETTING niewiele zdołał zrobić z postaci Leonce'a. Inni z innych ról - jeszcze mniej.

Na zakończenie teatr przeprosił - słowami autora - widzów:

"Niezmiernie żałujemy, że tak długo was dzisiaj trudziliśmy. Po­zycja wasza tak jest żałosna,że ani chwili dłużej nie chcemy wy­stawiać jej na próbę". Próba jed­nak nie jest zbyt ciężka, przed­stawienie trwa krótko. Teatr Dramatyczny ma wiele zasług w przyswajaniu nowoczesnego repertua­ru. Jego ambitna praca godna jest poparcia i względów. Tym bardziej trudno nie wytknąć zde­cydowanej pomyłki. Ta "nowo­czesność" inscenizacji może tylko zdezorientować widzów. I nie wierzcie, gdvby ktoś chwalił to przedstawienie z ukrytą chęcią pokazania się: patrzcie, jaki jestem nowoczesny, mnie się to podoba! Nie wierzcie też, jeżeli wam po­wiedzą: oto do czego nowoczes­ność doprowadza w teatrze. Bo to nie jest żadna nowoczes­ność a tylko nieudane przedsta­wienie. Duży wysiłek teatru po­szedł w fałszywym kierunku i na marne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji