Buble roku 2005
Reprywatyzacja Teatru Starego i polityczne roszady personalne w Teatrze Muzycznym to skandale minionego roku w polityce władz miasta - uważa Sylwia Szewc w Gazecie Wyborczej - Lublin.
Miasto: Reprywatyzacja Teatru Starego
Po 11 latach batalii Fundacja Galeria na Prowincji zdecydowała się oddać Teatr Stary [na zdjęciu] Skarbowi Państwa. W 1994 r. kupiła go od Skarbu Państwa za symboliczną kwotę 100 zł i zobowiązała się wyremontować gmach w ciągu dwóch lat. Na deklaracjach się skończyło, fundacja doprowadziła teatr do ruiny. Halina Landecka, wojewódzki konserwator zabytków, wielokrotnie apelowała o ratowanie gmachu i wywłaszczenie Galerii na Prowincji. Podobnie "Gazeta", która naciskała na władze miasta, by wreszcie odebrały gmach fundacji. Jednak prezydent Lublina, a jednocześnie starosta grodzki Andrzej Pruszkowski stale tłumaczył, że nie może tego zrobić bez gwarancji, że Skarb Państwa da pieniądze na najpilniejsze prace. Z kolei wojewoda odpowiadał, że nie ma funduszy na ten cel. Sprawa stała w miejscu, zabytek niszczał, a władze fundacji wodziły miasto za nos, zapewniając, że wystawią budynek na sprzedaż. Wreszcie szefami Galerii na Prowincji zajęła się prokuratura. Dopiero gdy wojewoda zadeklarował, że w budżecie państwa na 2006 r. znajdzie się 300 tys. zł na ratowanie gmachu, miasto przygotowywało pozew do sądu o rozwiązanie z fundacją umowy w sprawie własności teatru. Do rozprawy jednak nie doszło, bo Galeria na Prowincji zdecydowała się oddać zabytek. (...)
Kultura: Teatr Muzyczny w gestii decydentów
To co najgorsze w kulturze, zdarzyło się po stronie nie twórców, lecz politycznych decydentów kultury. Skoro prezesa Orlenu mogą zatrzymywać służby specjalne, to dlaczego o obsadzie stanowisk dyrektorskich nie decydować poprzez doniesienia do prokuratury? - zdają się myśleć lubelscy decydenci i stojące za nimi wielkie, wcale nie szare, eminencje polityczne. Tak właśnie zdarzyło się przy obsadzie fotela dyrektora Teatru Muzycznego. Trudno o gorsze manipulacje. Jedna ekipa marszałkowska donosi na dyrektora Jacka Bonieckiego, aby mieć pretekst do jego zwolnienia, lecz niebawem druga ekipa podejrzanego dyrektora wywyższa, poniżając zaś innego, Zenona Poniatowskiego i tamtego szczując donosami. Najbardziej zaskakuje dziwna uległość prokuratury w używaniu jej do nędznych, prowincjonalnych gierek politycznych. Oraz że twórcy się na to zgadzają, że każdy na każdego może donieść.