Artykuły

Środki psychopasywne

"Amy. Klub 27" Marii Spiss w reż. Piotra Siekluckiego w Teatrze Ludowym w Krakowie. Pisze Maciej Stroiński na blogu Teatr jest cute.

"Amy" w Ludowym to biedny, bo biedny, ale esej z teologii. Wcale nie z żydowskiej. OK, jest jarmułka, Szabat (z dużej - nazwa święta) i fajcząca się stodoła, ale tym razem nie o tym jest ten daddy complex. Bóstwa szołbizu nie są judeo ani chrześcijańskie choćby dlatego, że jest ich wiele. W tym secie zjawia się święta piątca, High Five: Kurt Cobain, Jimi Hendrix, Janis Joplin, Jim Morrison, Amy Winehouse. Czyli wiadomo, smuteczkowe dzieciństwo, ale młodość wieczna, bo nie miała innego wyjścia, odurzenie, śpiew i show. "Jestem domem pełnym wina" (w sensie: nie miłości) - pada jako pierwsze. Impreza dionizyjska, pogańska, z prawdziwym zgonem. Żadne tam trzydzieści i trzy, tylko jeszcze szybciej. Artyści to lubią: żeby było o nich i dawało rozgrzeszenie. Dzieło o strukturze pornola: szczątkowa fabuła i NUMERY (głos plus akompaniament minus playback, to znaczy na lajfie). Są cytaty filmowe: Mitch Winehouse rozmasowuje kobiecie twarz talerzem jak James Cagney owocem cytrusowym; nocny coming out przez telefon ("Anioły w Ameryce"); pośmiertny wywiad w tv ("Wojna polsko-ruska"). Baza tekstowa to kolekcja psychobanałów. Nie mówię, że nieprawdziwych, ale właśnie banalnych. To jak podać mąkę, wodę, sól zamiast podpłomyka - niby kontent jest, ale. Znowu charyzmę się próbuje WYTŁUMACZYĆ, bo wybaczyć jej nie można, że jest prezentem od Boga za nic. Jakie to tłumaczenie jest słabe, niepsychoaktywne! "Byłam głośna, bo w domu trzeba się było drzeć" - to ma wyjaśnić talent Amy Winehouse. Po czym Amy zarąbuje tatę dosłownie, czyli oczywiście beczka, ale i tak żal. Przyznam lojalnie, że nie ziewałem. Reflektory dostają korby, jakby reżyser chciał się nacieszyć tym, czego se nie może w pracy. Dwuczęściowy tytuł dlatego, że to składak z dwóch spektakli: "Amy samotrzeć" i "Amy zbiorowo". Łącznie "Amy w domu i w zagrodzie". W części po przerwie wskazówka dla aktorów brzmiała chyba "zagraj się jak szmata" (cyt. za Paweł Demirski, "Bitwa warszawska 1920"). Nie posłuchała Aneta Wirzinkiewicz i bezgroteskowo, ŁADNIE ogarnęła swoją Janis Joplin. Na koniec wchodzi Jezus ex machina.

AMY. KLUB 27, Teatr Ludowy w Nowej Hucie, reżyseria Piotr Sieklucki, tekst Maria Spiss, jak tu wygląda Łukasz Błażejewski, muzyka Paweł Harańczyk, granie Patrycja Durska, Beata Schimscheiner, Iwona Sitkowska, Wiktoria Węgrzyn, Aneta Wirzinkiewicz (<3), Piotr Piecha, Dominik Rybiałek, Tomasz Schimscheiner, Ryszard Starosta, Jacek Strama. Byłem 9 maja 2015.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji