Spacerkiem po warszawskich teatrach (fragm.)
Jestem - rzec można - nasycona sztuką. Przez dwa tygodnie obleciałam (najwłaściwsze słowo, bo jednego dnia człowiek biegł z Teatru Narodowego do Ateneum na Solcu) 11 warszawskich teatrów, obejrzałam tyleż interesujących, mniej interesujących i całkiem przeciętnych spektakli, miałam okazję zetknąć się z dyrektorami teatrów i sławnymi aktorami - na scenie i poza nią. Dawka teatralnej Muzy była więc pokaźna, niemal "uderzeniową" i dotychczas jeszcze mam w głowie lekki zamęt od natłoku wrażeń. Muszę się też przyznać, iż czasami wzdychałam w cichości ducha (któż ośmieliłby się w Warszawie przyznać do takich uczuć) do naszego poczciwego Lublina i lubelskiego teatru. Nie tylko dlatego, że między jedną premierą, a drugą można spokojnie odpocząć, ale... że oszczędza nam rozrywek "komediowych" w rodzaju "Pana Jana" lub "Zielonych rękawic".
Wróćmy jednak na stołeczne podwórko teatralne. Warszawski sezon właściwie się jeszcze nie rozpoczął w pełni, niewiele bowiem premier było po przerwie wakacyjnej. Tak się jednak złożyło, że na krótko przed okresem urlopów, kilka teatrów wystąpiło z interesującymi spektaklami, które nadal bulwersują warszawską publiczność...
...Czas już jednak podążyć do Teatru Dramatycznego PKIN. Tu znowu interesujące, a zarazem pouczające i godne odnotowania zjawisko. Teatr ten, który miał zawsze ambicje wystawianie najlepszych dzieł współczesnych dramaturgów polskich i obcych (Sartre'a,Ionesco,aż czterech sztuk Durrenmatta, z których nawiasem mówiąc ostatnia - "Frank V" mocno mnie rozczarowała od strony reżyserskiej, a z polskich - Mrożka i Różewicza) w tej chwili jakby trochę ucieka od dramaturgii współczesnej do klasycznej. Jeden z członków kierownictwa teatru, znany nam dobrze aktor Jan Świderski wytłumaczył mi to zjawisko w sposób bardzo prosty i przekonywający. Po prostu brak dobrych sztuk współczesnych, tak że nie bardzo jest w czym wybierać. Lepiej więc pokusić się o nowatorstwo inscenizacji sztuk klasycznych i wyszukiwać sztuki mało grane (np, planuje się wystawienie "Księdza Marka" Słowackiego)aniżeli "na siłę" prezentować bardzo przeciętne płody ducha współczesnych pisarzy. Tym też kierował się teatr, biorąc na warsztat młodzieńczą komedię Czechowa, odnalezioną dopiero w 1921 czy 1922 roku.
"Płatonow" - historyjka o rosyjskim "Don Juanie", grany z wielkim powodzeniem przez Vilara w Paryżu, a także przez kilka teatrów w Zw. Radzieckim, Jest kapitalnym dziełem - drapieżnym, okrutnym w swojej ironii, bliższym groteski, aniżeli komedii psychologicznej. I gdyby nie pewne niedostatki warsztatu pisarskiego "Płatonow", zawiera materiał na co najmniej dwie sztuki), trudno byłoby wprost uwierzyć, że napisał ją zaledwie 20-letni dramaturg.
Tu przy okazji zdradzę pewne zakulisowe tajemnice. Wokół inscenizacji "Płatonowa",przygotowanej przez Adama Hanuszkiewicza, było wiele dyskusji. W pierwotnej wersji scenicznej odtwórca roli Płatonowa - Gustaw Holoubek stworzył postać ponoć nieznośną do strawienia, - człowieka bezwzględnego w swych metodach, pogromcę kobiet, bez serca i uczuć, sprawcę wielu tragedii. Po wakacyjnej,przerwie Holoubek zmienił koncepcję. Obecny jego Płatonow to słaby młodzieniec,popełniający dziesiątki głupstw,w gruncie rzeczy jednak dobry i miły. Polecam gorąco obejrzenie tej sztuki. I nie tylko dla samego Holoubka, ale całej plejady świetnych gwiazd - Janiny Traczykówny(świetna Sasza), Danuty Kwiatkowskiej, Elżbiety Czyżewskiej, Stanisława Wyszyńskiego i in...